Rozdział 7
O dreptaniu mimo samotności i lęków przed własnymi fantazjami.
Harry
Zaproszenie wysunięte w moją stronę było nie lada zaskoczeniem. Nie sądziłem, że Zayn zechce mi dziękować. Powinien raczej mieć mi za złe, że bezpodstawnie wtrąciłem się w jego związek. Właściwie.. dlaczego to zrobiłem? Nie znałem go, nawet nadto nie przepadałem za jego towarzystwem. Uważałem jednak, że kłamstwo i zdrada, to coś, czego się nie wybacza. Szczególnie wtedy, jeśli dowiadujemy się o tym od osoby trzeciej. Ale to tylko mój pogląd. Każdy ma przecież własne zdanie. Po udanym śniadaniu wszyscy domownicy byli w doskonałych nastrojach. Nawet ja uśmiechałem się co kilka chwil, gdy Liam prosił o kolejną tego typu niespodziankę w najbliższym czasie. Popołudnie minęło szybko. Dokończyłem swoją pracę i bez zawahania zawiesiłem ją tuż obok okna. Kuzyn oznajmił mi, że Zayn mieszka bardzo blisko i nie powinienem mieć problemów z trafieniem do jego domu. Pół godziny przed piątą, zajrzałem do swojej szafy, by wydobyć z niej coś wartego uwagi. Nie byłem pewien, gdzie brunet zechce wypić herbatę, nie wypadało więc pójść do niego w koszulce i dresowych spodniach. Znalazłem łososiową koszulkę, o której istnieniu zupełnie zapomniałem. Uśmiechnąłem się na jej widok i bez zastanowienia okryłem nią tors. Na biodra wsunąłem jasne, dość dopasowane spodnie. Całość zakończyłem szerokim, ciemnym swetrem. Wsunąłem na stopy ulubione trampki i byłem gotów do wyjścia. Pożegnałem się z Liam'em i skierowałem swe kroki w stronę domu Zayn'a. Mam nadzieję, że ma względem mnie naprawdę dobre intencje, a nie chce mnie.. na przykład udusić, za to co zrobiłem. Powietrze było chłodne. Przyjemnie się nim oddychało. Na niebie zebrało się sporo ciemnych chmur. Żegnaj, piękna pogodo. No tak, przecież jesteśmy w stolicy Wielkiej Brytanii. Tutaj każdy dzień muśnięty słońcem jest jak święto. Wszedłem na podwórko przyozdobione masą kwiatów. Mama Zayn'a musiała bardzo je lubić. Doskonale rozumiem tę fascynację, kwiaty są piękne. Zapukałem ostrożnie i cofnąłem się o krok. Po chwili moim oczom ukazał się szczupły, brązowooki brunet. Miał na sobie czerwoną bluzę, wyglądał doskonale. Dlaczego Perrie nagle zechciała widzieć u swego boku kogoś innego? Przecież Zayn był idealny. Wyrwał mnie z zamyślenia swoim cichym westchnieniem.
- Cześć. - wysunął dłoń w moją stronę, a ja przez chwilę uwiesiłem na niej swoje spojrzenie. Delikatnie ją ująłem i potrząsnąłem przyjacielsko. - Fajnie, że jesteś, emm.. Pomyślałem, że wyjdziemy do ludzi. Nie chcesz zobaczyć mojego pokoju, daję słowo.
- Dałeś upust emocjom poprzez rozrzucenie wszystkiego po całym pomieszczeniu? - uśmiechnąłem się nieśmiało i podążyłem za chłopakiem, gdy tylko zamknął za sobą drzwi. Żarty w tej sytuacji były zupełnie nie na miejscu, ale nie potrafiłem się powstrzymać.
- Blisko. Bałagan jest raczej moim przyjacielem, wiesz, nie lubię sprzątać. - wzruszył ramionami, po czym przystanął na chwilę i zerknął na moją twarz. Odniosłem wrażenie, ze stara się grać przede mną twardziela. Że chce pokazać mi, ze ta cała sytuacja z jego dziewczyną wcale go nie ruszyła. - Słuchaj. - ułożył dłoń na moim ramieniu i lekko zacisnął na nim palce. Zadrżałem. - Jestem Ci wdzięczny. Nie sądzę by którykolwiek z chłopaków odważyłby się powiedzieć mi o czymś takim.
- Sęk w tym, że ja nie znam Perrie. Nie zależy mi na kontakcie z nią. - wytłumaczyłem spokojnie, muskając spojrzeniem każdy detal jego twarzy. Począwszy od gęstych brwi, poprzez zgrabny nos i wargi.
- A na kontakcie ze mną Ci zależy? - spytał podejrzliwie i zsunął dłoń z mojego ramienia. Jego usta wykrzywiły się w pełen satysfakcji uśmiech. Źle to rozegrałem..
- Nie popieram zdrady. Gdybym zobaczył Ciebie z inną kobietą, zapewne doniósłbym Perrie. - mlasnąłem zabawnie, na co Zayn skinął tylko głową. Rozumiał mój pogląd na tę sprawę. Ponownie ruszyliśmy chodnikiem. Po upływie kilku minut stanęliśmy przed przytulną kawiarenką. Nigdy wcześniej tu nie byłem, zapamiętałbym to miejsce. Znaleźliśmy wewnątrz pusty stolik w samym tyle. Już po chwili kelnerka podała nam dwie filiżanki z czarną herbatą. Jej zapach przyprawił mnie o ból głowy. Brunet uważnie mi się przyglądał. Jakbym każdą myśl miał wypisaną na środku czoła. Poczułem się skrępowany, a nigdy dotychczas nie miałem z tym problemu. Co się dzieje?
- Miałem Cię za dupka. - powiedział w końcu, po czym umoczył wargi w ciepłym napoju. Uśmiechnąłem się odruchowo i przesunąłem paznokciem wzdłuż swojej kości policzkowej. Był szczery. - Wybacz, jeśli poczułeś z mojej strony jakąkolwiek niechęć. Jesteś przystojny, rozumiesz. Perrie gapiła się na Ciebie jak na ulubiony deser. - zaśmiałem się, zakrywając usta wierzchem dłoni. On naprawdę był wielkim zazdrośnikiem.
- Z mojej strony nic jej nie grozi. - szepnąłem spokojnie, po czym wziąłem duży łyk herbaty z odrobiną mleka. Jego spojrzenie stało się jeszcze bardziej natarczywe. A sądziłem, ze to niewykonalne.
- Nie wierzysz w związki?
- Tak, od pewnego czasu. Poza tym, nie rozumiem mnie źle, blondynka jest piękna, ale ja wolałbym umówić się z jej bratem, o ile go ma. - uniosłem brwi, a Zayn zamyślił się na moment. Po chwili uśmiechnął się subtelnie i cicho zagwizdał. Jego reakcja odrobinę mnie rozbawiła. Był skrępowany, ale poczułem wsparcie z jego strony. Nie czuł do mnie odrazy. Rozmowa była płynna.
Wróciłem do domu przed dziewiątą. Władała mną odrobina zmęczenia. Brak snu dawał mi się we znaki, żałuję, że jestem tylko człowiekiem. Gdybym tylko mógł, zupełnie zrezygnowałbym ze snu na rzecz całonocnych eskapad i bezcelowego gapienia się przez okno. Wszedłem do swojego pokoju, gdzie pozbyłem się ubrań. Wszedłem na moment do łazienki, by uraczyć ciało zimnym prysznicem. Miałem nadzieję, ze jutrzejszy dzień będzie wart zapamiętania. Powoli stawałem się jednym z nich. Powoli stawałem się częścią grupy. Nigdy wcześniej nie posądziłbym siebie o coś takiego. To zabawne, jak bardzo jeszcze siebie nie znam.
Liam
Zszedłem do kuchni o dziesiątej. Jeśli Harry wciąż śpi siłą wyciągnę go z łóżka. Obiecałem, że spędzę z nim przedpołudnie. Ów fakt cieszył mnie niezmiernie. Od jego przyjazdu raczej częściej się mijaliśmy. Ująłem w dłoń kubek z kawą, który stał na blacie stołu. Zagarnąłem między wargi kawałek bułeczki z czekoladą. Ku mojemu zdziwieniu, po chwili do pomieszczenia wszedł mój kuzyn, w pełnej gotowości. Wyglądał.. jak Harry i uśmiechał się nienagannie. Otuliłem go ramieniem, gdy podszedł nieco bliżej. Lubiłem to robić tylko dlatego, że był ciut wyższy ode mnie. Wyrwał mi z dłoni nadgryzioną bułeczkę i szybko upchnął ją w policzkach. Pokręciłem głową, pukając się przy tym w czoło palcem wskazującym.
- Styles, zmysły postradałeś? Przecież bym się z Tobą podzielił. - westchnąłem cicho, a on wlepił we mnie te swoje zielone tęczówki. Ujął w palce szklankę i nalał do niej odrobinę soku pomarańczowego.
- Kto Cię tam wie? Myślałem, że musimy walczyć o jedzenie. - wzruszył ramionami i jak gdyby nigdy nic umoczył usta w słodkawym napoju. Uwielbiałem go gdy miał tak wspaniały humor. Był wtedy tak bardzo sobą. Był Harrym, którego pamiętałem z dzieciństwa.
- Jesteś głupi. - podszedłem do niego i delikatnie poczochrałem jego kasztanowe loki, na co on jęknął żałośnie. Zaśmiałem się i przysiadłem na moment na blacie drewnianego stołu.
- A Ty.. Ty.. - wskazał na mnie palcem, starając się przybrać jakaś morderczą maskę. - Masz brzydką fryzurę.
- Harry, błagam Cię, chcesz umrzeć tu i teraz? - chłopak zaśmiał się donośnie po czym stanął przede mną. Wyglądał tak promiennie. Odniosłem wrażenie, że każdy poniedziałek był jego małym, osobistym świętem. Ten rytuał zawsze przyprawiał mnie o uśmiech. Chyba zazdrościłem mu tego przywiązania.
- Idziemy? - spytał cicho, a ja skinąłem głową i zsunąłem się z blatu. Po chwili obaj wyszliśmy na zewnątrz. On odpalił papierosa, a ja wsunąłem między wargi malinową landrynkę. Byliśmy zupełnie różni, zupełnie inni. Jednak łączyła nas bardzo specyficzna wieź, o której istnieniu czasem zapominaliśmy. Byliśmy braćmi, nie przyjaciółmi. Były takie chwile, w których wolałbym po prostu go nie znać.
Doszliśmy do cukierni ciut przed jedenastą. Wokół było mnóstwo ludzi. Naprawdę nie mieli do roboty nic lepszego w poniedziałkowy ranek? Skinąłem dłonią prosząc Harr'ego, by znalazł dla nas miejsce. Podszedłem do szklanej witryny i mimowolnie się uśmiechnąłem. Te wszystkie słodkości były takie kuszące. Owszem, nie przepadałem za pustymi kaloriami, ale od czasu do czasu..
- Hey, Harreh.. jesteś pewien, ze lody? Spójrz, mają tu tort śmietankowy i.. - zerknąłem przez ramię na mojego kuzynka, który siedział już przy jednym ze stolików. Jego spojrzenie upewniło mnie w przekonaniu, ze nie zrezygnuje z ulubionych lodów. Wstrętnych uparciuch. - Wezmę.. kawałek tego tortu i podwójną porcję lodów miętowych z migdałami na wierzchu. - ekspedientka skinęła głową, a ja na nowo przycisnąłem nos do szyby, za którą kryły się smakołyki. Zza pleców usłyszałem śmiech Harr'ego. Po chwili usiadłem przy stoliku i podałem mu deser. Westchnął z rozkoszą i pośpiesznie ujął w dłoń łyżeczkę.
Niall
Cały weekend spędziliśmy z Josh'em na nieustannej zabawie, w rytmie głośnej muzyki. Najlepszym towarzyszem okazał się niezastąpiony alkohol. Nie zdziwił mnie więc fakt, że obudziłem się rano z niemiłosiernym bólem głowy i pustynią w gardle. Otworzyłem oczy i już po chwili tego pożałowałem. Światło sprawiało mi ból. Usłyszałem znajomy śmiech. Jego właściciel szybko opuścił żaluzje. Podziękowałem mu w myślach. Josh przysiadł na brzegu "mojego" łóżka i wsunął mi dłoń kubek z wodą.
- Do dna. - szepnął, gdy wsparłem się na łokciach by uraczyć podniebienie odrobiną chłodnej cieczy. Poczułem się o niebo lepiej. Właściwie.. nie pamiętam połowy wczorajszego wieczoru, ale to nie miało żadnego znaczenia. Jestem tutaj na swego rodzaju kuracji, która bardzo, ale to bardzo mi się podobała. Niebawem jednak będę musiał wrócić do Londynu, by grać przed przyjaciółmi niewinnego, słodkiego Niall'a. Kochałem tych ludzi. Wszystkich razem i każdego z osobna, ale miałem wrażenie, że jestem im zbędny. Miałem wrażenie, że oczekiwali ode mnie pomocy czy dobrej rady. Ufali mi. A ja im? Wręcz przeciwnie. Czułem, że nie są godni poznania moich przemyśleń. Poza tym, kto uwierzyłby w to, jaki byłem naprawdę? Kto uwierzyłby w to, że uwielbiam przesadne imprezy, nadmiar alkoholu i przelotne romanse?
- Josh. Jak było wczoraj? - odłożyłem kubek i dotknąłem dłonią rozgrzanego czoła. Skarciłem się w myślach za głupotę. To zabawne.
- Gorąco, przede wszystkim. Ale wiesz, Blondi, wspominałeś mi wczoraj o jakimś.. Harrym? - oprzytomniałem nagle i spojrzałem na przyjaciela. Byłem zaskoczony. Jak to wspominałem mu o Harrym? Chłopak zerknął na mnie uważnie, marszcząc brwi. Zacisnąłem na moment wargi. Dobra, Horan. Zabieraj swój umysłowy chaos i wracaj do Londynu, ale już.
Louis
Tęskniłem za Eleanor. Tęskniłem za Harrym. Tęskniłem za głosem kogokolwiek. To żałosne, jak bardzo można się uzależnić od ludzi. To niestosowne. Powinienem był nauczyć się żyć z samym sobą. Nie zwracać uwagi na to, czy ktoś miał dla mnie czas. Teraz, kiedy nagle wszyscy gdzie się schowali, myślę o rzeczach zupełnie absurdalnych. Odkąd Harry jest z nami wszystko uległo znaczącej zmianie. Wszyscy żyją jak gdyby.. z daleka od niego i z daleka od całej reszty. Każdy zajął się sobą w obawie, że kuzyn Liam'a jest zagrożeniem. Że zniszczy coś, co nas łączyło. Kilka chwil temu dostałem wiadomość od Zayn'a. Rozstał się z Perrie zaraz po tym, jak ona zdradziła go z jakimś przyjacielem ze szkoły. Zachowała się podle. Malik oczekiwał zapewne wsparcia z mojej strony, ale o niczym takim nie wspomniał. Cóż, pozostaje mi więc snuć domysły, nie będę się narzucał. Wstałem z sofy i leniwie podszedłem do okna. Ułożyłem dłonie na parapecie i skupiłem spojrzenie na spacerujących wzdłuż chodnika, ludziach. Mimo kapryśnej pogody wyszli na spacer. Chyba i ja powinienem odetchnąć świeżym powietrzem. A nuż spacer przyprawi mnie o jakiegoś towarzysza? Nie mam nic do stracenia.
Zaproszenie wysunięte w moją stronę było nie lada zaskoczeniem. Nie sądziłem, że Zayn zechce mi dziękować. Powinien raczej mieć mi za złe, że bezpodstawnie wtrąciłem się w jego związek. Właściwie.. dlaczego to zrobiłem? Nie znałem go, nawet nadto nie przepadałem za jego towarzystwem. Uważałem jednak, że kłamstwo i zdrada, to coś, czego się nie wybacza. Szczególnie wtedy, jeśli dowiadujemy się o tym od osoby trzeciej. Ale to tylko mój pogląd. Każdy ma przecież własne zdanie. Po udanym śniadaniu wszyscy domownicy byli w doskonałych nastrojach. Nawet ja uśmiechałem się co kilka chwil, gdy Liam prosił o kolejną tego typu niespodziankę w najbliższym czasie. Popołudnie minęło szybko. Dokończyłem swoją pracę i bez zawahania zawiesiłem ją tuż obok okna. Kuzyn oznajmił mi, że Zayn mieszka bardzo blisko i nie powinienem mieć problemów z trafieniem do jego domu. Pół godziny przed piątą, zajrzałem do swojej szafy, by wydobyć z niej coś wartego uwagi. Nie byłem pewien, gdzie brunet zechce wypić herbatę, nie wypadało więc pójść do niego w koszulce i dresowych spodniach. Znalazłem łososiową koszulkę, o której istnieniu zupełnie zapomniałem. Uśmiechnąłem się na jej widok i bez zastanowienia okryłem nią tors. Na biodra wsunąłem jasne, dość dopasowane spodnie. Całość zakończyłem szerokim, ciemnym swetrem. Wsunąłem na stopy ulubione trampki i byłem gotów do wyjścia. Pożegnałem się z Liam'em i skierowałem swe kroki w stronę domu Zayn'a. Mam nadzieję, że ma względem mnie naprawdę dobre intencje, a nie chce mnie.. na przykład udusić, za to co zrobiłem. Powietrze było chłodne. Przyjemnie się nim oddychało. Na niebie zebrało się sporo ciemnych chmur. Żegnaj, piękna pogodo. No tak, przecież jesteśmy w stolicy Wielkiej Brytanii. Tutaj każdy dzień muśnięty słońcem jest jak święto. Wszedłem na podwórko przyozdobione masą kwiatów. Mama Zayn'a musiała bardzo je lubić. Doskonale rozumiem tę fascynację, kwiaty są piękne. Zapukałem ostrożnie i cofnąłem się o krok. Po chwili moim oczom ukazał się szczupły, brązowooki brunet. Miał na sobie czerwoną bluzę, wyglądał doskonale. Dlaczego Perrie nagle zechciała widzieć u swego boku kogoś innego? Przecież Zayn był idealny. Wyrwał mnie z zamyślenia swoim cichym westchnieniem.
- Cześć. - wysunął dłoń w moją stronę, a ja przez chwilę uwiesiłem na niej swoje spojrzenie. Delikatnie ją ująłem i potrząsnąłem przyjacielsko. - Fajnie, że jesteś, emm.. Pomyślałem, że wyjdziemy do ludzi. Nie chcesz zobaczyć mojego pokoju, daję słowo.
- Dałeś upust emocjom poprzez rozrzucenie wszystkiego po całym pomieszczeniu? - uśmiechnąłem się nieśmiało i podążyłem za chłopakiem, gdy tylko zamknął za sobą drzwi. Żarty w tej sytuacji były zupełnie nie na miejscu, ale nie potrafiłem się powstrzymać.
- Blisko. Bałagan jest raczej moim przyjacielem, wiesz, nie lubię sprzątać. - wzruszył ramionami, po czym przystanął na chwilę i zerknął na moją twarz. Odniosłem wrażenie, ze stara się grać przede mną twardziela. Że chce pokazać mi, ze ta cała sytuacja z jego dziewczyną wcale go nie ruszyła. - Słuchaj. - ułożył dłoń na moim ramieniu i lekko zacisnął na nim palce. Zadrżałem. - Jestem Ci wdzięczny. Nie sądzę by którykolwiek z chłopaków odważyłby się powiedzieć mi o czymś takim.
- Sęk w tym, że ja nie znam Perrie. Nie zależy mi na kontakcie z nią. - wytłumaczyłem spokojnie, muskając spojrzeniem każdy detal jego twarzy. Począwszy od gęstych brwi, poprzez zgrabny nos i wargi.
- A na kontakcie ze mną Ci zależy? - spytał podejrzliwie i zsunął dłoń z mojego ramienia. Jego usta wykrzywiły się w pełen satysfakcji uśmiech. Źle to rozegrałem..
- Nie popieram zdrady. Gdybym zobaczył Ciebie z inną kobietą, zapewne doniósłbym Perrie. - mlasnąłem zabawnie, na co Zayn skinął tylko głową. Rozumiał mój pogląd na tę sprawę. Ponownie ruszyliśmy chodnikiem. Po upływie kilku minut stanęliśmy przed przytulną kawiarenką. Nigdy wcześniej tu nie byłem, zapamiętałbym to miejsce. Znaleźliśmy wewnątrz pusty stolik w samym tyle. Już po chwili kelnerka podała nam dwie filiżanki z czarną herbatą. Jej zapach przyprawił mnie o ból głowy. Brunet uważnie mi się przyglądał. Jakbym każdą myśl miał wypisaną na środku czoła. Poczułem się skrępowany, a nigdy dotychczas nie miałem z tym problemu. Co się dzieje?
- Miałem Cię za dupka. - powiedział w końcu, po czym umoczył wargi w ciepłym napoju. Uśmiechnąłem się odruchowo i przesunąłem paznokciem wzdłuż swojej kości policzkowej. Był szczery. - Wybacz, jeśli poczułeś z mojej strony jakąkolwiek niechęć. Jesteś przystojny, rozumiesz. Perrie gapiła się na Ciebie jak na ulubiony deser. - zaśmiałem się, zakrywając usta wierzchem dłoni. On naprawdę był wielkim zazdrośnikiem.
- Z mojej strony nic jej nie grozi. - szepnąłem spokojnie, po czym wziąłem duży łyk herbaty z odrobiną mleka. Jego spojrzenie stało się jeszcze bardziej natarczywe. A sądziłem, ze to niewykonalne.
- Nie wierzysz w związki?
- Tak, od pewnego czasu. Poza tym, nie rozumiem mnie źle, blondynka jest piękna, ale ja wolałbym umówić się z jej bratem, o ile go ma. - uniosłem brwi, a Zayn zamyślił się na moment. Po chwili uśmiechnął się subtelnie i cicho zagwizdał. Jego reakcja odrobinę mnie rozbawiła. Był skrępowany, ale poczułem wsparcie z jego strony. Nie czuł do mnie odrazy. Rozmowa była płynna.
Wróciłem do domu przed dziewiątą. Władała mną odrobina zmęczenia. Brak snu dawał mi się we znaki, żałuję, że jestem tylko człowiekiem. Gdybym tylko mógł, zupełnie zrezygnowałbym ze snu na rzecz całonocnych eskapad i bezcelowego gapienia się przez okno. Wszedłem do swojego pokoju, gdzie pozbyłem się ubrań. Wszedłem na moment do łazienki, by uraczyć ciało zimnym prysznicem. Miałem nadzieję, ze jutrzejszy dzień będzie wart zapamiętania. Powoli stawałem się jednym z nich. Powoli stawałem się częścią grupy. Nigdy wcześniej nie posądziłbym siebie o coś takiego. To zabawne, jak bardzo jeszcze siebie nie znam.
Liam
Zszedłem do kuchni o dziesiątej. Jeśli Harry wciąż śpi siłą wyciągnę go z łóżka. Obiecałem, że spędzę z nim przedpołudnie. Ów fakt cieszył mnie niezmiernie. Od jego przyjazdu raczej częściej się mijaliśmy. Ująłem w dłoń kubek z kawą, który stał na blacie stołu. Zagarnąłem między wargi kawałek bułeczki z czekoladą. Ku mojemu zdziwieniu, po chwili do pomieszczenia wszedł mój kuzyn, w pełnej gotowości. Wyglądał.. jak Harry i uśmiechał się nienagannie. Otuliłem go ramieniem, gdy podszedł nieco bliżej. Lubiłem to robić tylko dlatego, że był ciut wyższy ode mnie. Wyrwał mi z dłoni nadgryzioną bułeczkę i szybko upchnął ją w policzkach. Pokręciłem głową, pukając się przy tym w czoło palcem wskazującym.
- Styles, zmysły postradałeś? Przecież bym się z Tobą podzielił. - westchnąłem cicho, a on wlepił we mnie te swoje zielone tęczówki. Ujął w palce szklankę i nalał do niej odrobinę soku pomarańczowego.
- Kto Cię tam wie? Myślałem, że musimy walczyć o jedzenie. - wzruszył ramionami i jak gdyby nigdy nic umoczył usta w słodkawym napoju. Uwielbiałem go gdy miał tak wspaniały humor. Był wtedy tak bardzo sobą. Był Harrym, którego pamiętałem z dzieciństwa.
- Jesteś głupi. - podszedłem do niego i delikatnie poczochrałem jego kasztanowe loki, na co on jęknął żałośnie. Zaśmiałem się i przysiadłem na moment na blacie drewnianego stołu.
- A Ty.. Ty.. - wskazał na mnie palcem, starając się przybrać jakaś morderczą maskę. - Masz brzydką fryzurę.
- Harry, błagam Cię, chcesz umrzeć tu i teraz? - chłopak zaśmiał się donośnie po czym stanął przede mną. Wyglądał tak promiennie. Odniosłem wrażenie, że każdy poniedziałek był jego małym, osobistym świętem. Ten rytuał zawsze przyprawiał mnie o uśmiech. Chyba zazdrościłem mu tego przywiązania.
- Idziemy? - spytał cicho, a ja skinąłem głową i zsunąłem się z blatu. Po chwili obaj wyszliśmy na zewnątrz. On odpalił papierosa, a ja wsunąłem między wargi malinową landrynkę. Byliśmy zupełnie różni, zupełnie inni. Jednak łączyła nas bardzo specyficzna wieź, o której istnieniu czasem zapominaliśmy. Byliśmy braćmi, nie przyjaciółmi. Były takie chwile, w których wolałbym po prostu go nie znać.
Doszliśmy do cukierni ciut przed jedenastą. Wokół było mnóstwo ludzi. Naprawdę nie mieli do roboty nic lepszego w poniedziałkowy ranek? Skinąłem dłonią prosząc Harr'ego, by znalazł dla nas miejsce. Podszedłem do szklanej witryny i mimowolnie się uśmiechnąłem. Te wszystkie słodkości były takie kuszące. Owszem, nie przepadałem za pustymi kaloriami, ale od czasu do czasu..
- Hey, Harreh.. jesteś pewien, ze lody? Spójrz, mają tu tort śmietankowy i.. - zerknąłem przez ramię na mojego kuzynka, który siedział już przy jednym ze stolików. Jego spojrzenie upewniło mnie w przekonaniu, ze nie zrezygnuje z ulubionych lodów. Wstrętnych uparciuch. - Wezmę.. kawałek tego tortu i podwójną porcję lodów miętowych z migdałami na wierzchu. - ekspedientka skinęła głową, a ja na nowo przycisnąłem nos do szyby, za którą kryły się smakołyki. Zza pleców usłyszałem śmiech Harr'ego. Po chwili usiadłem przy stoliku i podałem mu deser. Westchnął z rozkoszą i pośpiesznie ujął w dłoń łyżeczkę.
Niall
Cały weekend spędziliśmy z Josh'em na nieustannej zabawie, w rytmie głośnej muzyki. Najlepszym towarzyszem okazał się niezastąpiony alkohol. Nie zdziwił mnie więc fakt, że obudziłem się rano z niemiłosiernym bólem głowy i pustynią w gardle. Otworzyłem oczy i już po chwili tego pożałowałem. Światło sprawiało mi ból. Usłyszałem znajomy śmiech. Jego właściciel szybko opuścił żaluzje. Podziękowałem mu w myślach. Josh przysiadł na brzegu "mojego" łóżka i wsunął mi dłoń kubek z wodą.
- Do dna. - szepnął, gdy wsparłem się na łokciach by uraczyć podniebienie odrobiną chłodnej cieczy. Poczułem się o niebo lepiej. Właściwie.. nie pamiętam połowy wczorajszego wieczoru, ale to nie miało żadnego znaczenia. Jestem tutaj na swego rodzaju kuracji, która bardzo, ale to bardzo mi się podobała. Niebawem jednak będę musiał wrócić do Londynu, by grać przed przyjaciółmi niewinnego, słodkiego Niall'a. Kochałem tych ludzi. Wszystkich razem i każdego z osobna, ale miałem wrażenie, że jestem im zbędny. Miałem wrażenie, że oczekiwali ode mnie pomocy czy dobrej rady. Ufali mi. A ja im? Wręcz przeciwnie. Czułem, że nie są godni poznania moich przemyśleń. Poza tym, kto uwierzyłby w to, jaki byłem naprawdę? Kto uwierzyłby w to, że uwielbiam przesadne imprezy, nadmiar alkoholu i przelotne romanse?
- Josh. Jak było wczoraj? - odłożyłem kubek i dotknąłem dłonią rozgrzanego czoła. Skarciłem się w myślach za głupotę. To zabawne.
- Gorąco, przede wszystkim. Ale wiesz, Blondi, wspominałeś mi wczoraj o jakimś.. Harrym? - oprzytomniałem nagle i spojrzałem na przyjaciela. Byłem zaskoczony. Jak to wspominałem mu o Harrym? Chłopak zerknął na mnie uważnie, marszcząc brwi. Zacisnąłem na moment wargi. Dobra, Horan. Zabieraj swój umysłowy chaos i wracaj do Londynu, ale już.
Louis
Tęskniłem za Eleanor. Tęskniłem za Harrym. Tęskniłem za głosem kogokolwiek. To żałosne, jak bardzo można się uzależnić od ludzi. To niestosowne. Powinienem był nauczyć się żyć z samym sobą. Nie zwracać uwagi na to, czy ktoś miał dla mnie czas. Teraz, kiedy nagle wszyscy gdzie się schowali, myślę o rzeczach zupełnie absurdalnych. Odkąd Harry jest z nami wszystko uległo znaczącej zmianie. Wszyscy żyją jak gdyby.. z daleka od niego i z daleka od całej reszty. Każdy zajął się sobą w obawie, że kuzyn Liam'a jest zagrożeniem. Że zniszczy coś, co nas łączyło. Kilka chwil temu dostałem wiadomość od Zayn'a. Rozstał się z Perrie zaraz po tym, jak ona zdradziła go z jakimś przyjacielem ze szkoły. Zachowała się podle. Malik oczekiwał zapewne wsparcia z mojej strony, ale o niczym takim nie wspomniał. Cóż, pozostaje mi więc snuć domysły, nie będę się narzucał. Wstałem z sofy i leniwie podszedłem do okna. Ułożyłem dłonie na parapecie i skupiłem spojrzenie na spacerujących wzdłuż chodnika, ludziach. Mimo kapryśnej pogody wyszli na spacer. Chyba i ja powinienem odetchnąć świeżym powietrzem. A nuż spacer przyprawi mnie o jakiegoś towarzysza? Nie mam nic do stracenia.
Awww ! Śliczne opowiadanie, aż brak mi słów ! <3 Hmmm, Harry przyznał się Zaynowi ze jest gejem, widać że się tego nie wstydzi i nie ukrywa. To dobrze :) dobry humor zastąpił te dni samotności z alkoholem i papierosami w ustach ? No w końcu, Harry. Miło czytać że poprawił Ci się humor :* rozdział świetny jak i cały ten blog . Powodzenia <3
OdpowiedzUsuńObiecuję wrócić tutaj rano, razem ze stosownym komentarzem :) Tymczasem wędruję w krainę beztroskiego snu i uniesienia.
OdpowiedzUsuńZabarykadowana wysnutymi marzeniami, trwam w oczekiwaniu na kolejne, jeszcze piękniejsze słowa Miętowego Poniedziałku.... ♥
Fantastyczne.*-*Harry otwiera się na towarzystwo innych ludzi. Super.! Wydaje mi się, że przyjaciele Liama zaczynają się uzależniać od Stylesa.. Ale to bardzo dobrze.. No nie.? Haha"...blondynka jest piękna, ale ja wolałbym się umówić z jej bratem, o ile go ma" "-A Ty...Ty..-wskazał na mnie palcem, starając się przybrać morderczą maskę- Masz brzydką fryzurę." Haha..! Rozjebałaś system tymi tekstami.. Zajebiste są.;3 - A Niallowi co odbija z tym Harrym.? Jej. Jakie to ciekawe... Czekam na następny. ~ Anka.x.D. @Larry1DLove
OdpowiedzUsuńmam nadzieje, że Harry nie zatraci tej swojej nutki dzikości i tajemniczości, ale to bardzo dobrze, że spoufala się z ludźmi, bo samotność nie do końca jest taka cudowna. miło, że 'zakolegował się' z Zaynem, bo wydaje się, że naprawdę się polubili i sam Zayn się do Niego przekonał. cieszy mnie to.
OdpowiedzUsuńale że Horan do Harrego? to mnie zaskoczyło i od razu przyprawiło o dreszcze, bo mając nadzieję na Larrego wiadome jest, że Nialler będzie cierpiał, zresztą.. nie wiem jak wszystko dalej się potoczy, więc nic nie mówię już.
a Louis.. boję się, że On może w swoim czasie wykorzystać Harrego, nie specjalnie, ale ta Jego samotność i to, że Eleanor zamiast się do Niego zbliżać - oddala się, może to wszystko spowodować, że na poczekaniu wykorzysta dla własnych potrzeb francuskiego chłopaka.
rozpieszczaj Nas dalej, błagam!
Okruszku, ja to mam jak zawsze zapłon. Wybacz. Pozwól, że zacznę, jak zawsze, chronologicznie. W innym przypadku zaczęłabym się jarać sama-wiesz-czym. Co do rozdziału to... cieszy mnie, że Harry nie odrzucił Malika, że miło im się rozmawiało. Raduje też mnie fakt, iż Zayn nie okazał się homofobem i jedynie 'zagwizdał' na informacje. Słowa Harreha "ale ja wolałbym umówić się z jej bratem, o ile go ma." wywołały, ze uśmiechnęłam się. Dość ciekawy sposób na powiedzenie prawdy. No I Malik, don't worry, ja też mam... bałagan. (Przy czym jest to jednym z delikatniejszych określeń). Dalej była narracja Liama, który wreszcie postanawia poświęcić swojemu kuzynkowi odrobinkę czasu. To naprawdę miłe z jego strony. Moja wyobraźnia pokazała mi jak Li przyciska twarz do wystawy z łakociami. Naprawdę pocieszny obraz. I jak śmiał namawiać Styles'a na inny deser niż lody miętowe? Hańba ci! *uśmiecha się pobłażliwie*. No i narracja Niallera. O matko. Wiedziałam, że z niego dwu-ligowiec. Czułam to. Po pijaku mówił o Hazzie? Uroczo. Wiedziałam też, ze on odrobinkę namiesza w przyszłym życiu loczka. Ale nie mam nic przeciwko temu. Tylko by późnej niebieskookie słoneczko nie cierpiało. Bo będzie smutno. By the way - Lou? What it's wrong with you? Uzależnienie od ludzi? Ciekawe. Ale czasem każdy potrzebuje ludzi, by funkcjonować, tak mi się zdaje. Ale idź na spacer, idź. Spotkasz kogoś, czuję to.
OdpowiedzUsuńOkruszku, rozdział naprawdę jest uroczy, słodki, i przepraszam za mój zapłon szachisty. Trochę sama mam 'umysłowy chaos' - jak to określił Nialler - więc wybacz. Kolejny długi komentarz, bo wiem, że takie lubisz. Jak wszyscy. Kocham cię i weny okruszku xx
[eye-melodies]
Czyżby wszyscy nagle zakochali się w Hazzie? o.O Nie, nie, to raczej niemożliwe. XD Przypuszczam bardziej, że Harry odmieni ich życia, ale w jaki sposób?
OdpowiedzUsuńZdecydowanie wolę wesołego Harry'ego, niż takiego aroganta, który całymi dniami siedzi w pokoju i chleje. Cóż, sytuacja naprawdę zdaje się być skomplikowana, nic więcej nie mówię, tylko czekam na rozwój.
Masz interesujący styl pisania, piszesz tak... nie wiem, dostojnie? Tak przyjemnie i elegancko, po prostu. :)
Informuj mnie o kolejnych notkach na gg 5097179 albo na twitterze @DadaJamajka
Zapraszam też do mnie na bloga. :) http://youwantmyheart.blogspot.com/
Zapraszam na ZIALLA : http://let-the-other-side-also-be-heard.blogspot.com/?m=1 <3
OdpowiedzUsuń