Rozdział 2
Artyzm na poziomie dziecięcych obrazków.
Louis
Powoli kroczyłem wąskim chodnikiem, dzierżąc w dłoniach pudełko z mlecznymi pralinkami. Liam chyba nie będzie miał mi za złe, ze nie udało mi się wczoraj z nimi spotkać? Udobrucham go czekoladą. Byłem ciekaw jaki jest ten cały Harry. Skoro ma spędzić z nami lato, wypadałoby go lepiej poznać. Nie zwykłem nikogo unikać, a przecież Liam nie cieszyłby się tak przesadnie na jego przyjazd, gdyby chłopak był na przykład.. niemiły. Ja i moje zbędne dopowiadanie sobie w myślach. Czasem coś sobie ubzduram, a później okazuje się, że jest zupełnie inaczej i jestem wielce zawiedziony. Przeskoczyłem nad kilkoma tulipanami i już po chwili stanąłem przed drzwiami domu państwa Payne. Zapukałem delikatnie. Nikt przez dłuższą chwilę mi nie otwierał. To dziwne, zazwyczaj niedzielne poranki spędzają na tarasie. Po kilku chwilach usłyszałem niepokojący trzask. Przycisnąłem nos do oszklonego fragmentu drzwi z nadzieją, ze coś zobaczę. Na nic jednak się to zdało. Na szczęście drewniane drzwi po kilku sekundach się uchyliły. Zobaczyłem półnagiego chłopaka, z kilkoma smugami po farbie na policzkach. Jego włosy były potargane, a zielone tęczówki natrętnie lustrowały moją twarz. Zawstydziłem się odrobinę. W końcu nie zapowiadałem swojej wizyty, mieli prawo się mnie nie spodziewać.
- Puis-je vous aider? - chłopak w końcu się do mnie odezwał. Jego głos był bardzo specyficzny. Zdawało się, że wprawia powietrze w intensywne drganie. Skrzywiłem się mimowolnie, nie rozumiejąc ani słowa. - Je veux dire .. Przepraszam. - przyłożył wierzch dłoni do czoła, rozmazując kolejne ślady po farbie i zabawnie pokręcił głową. - W czym mogę Ci pomóc?
- Ja.. Jesteś Harry, tak? Witaj, jestem Louis. Ten, którego wczoraj brakowało. - uśmiechnąłem się zachęcająco, a widząc, że szatyn pozbierał fakty w całość, odetchnąłem cicho. - Pomyślałem, że wpadnę by poznać Cię dzisiaj. Przyszedłem nie w porę? - rozejrzałem się po przedpokoju, a spojrzenie Harr'ego powędrowało tuż za moim. Byłem ciekaw, gdzie jest Pani Alice i dlaczego chłopak paraduje po domu bez koszulki.
- Ależ nie. Wybacz mi ten... - wskazał na siebie przelotnie. - .. bałagan. Wejdź. Ciocia powinna niebawem wrócić. Zabrakło jej konfitury.
- Rozumiem. W porządku. - przekroczyłem próg i delikatnie zamknąłem za sobą drzwi. - Zadomowiłeś się? - moje pytanie zabrzmiało chyba odrobinę ironicznie. Przesunąłem palcami wzdłuż swojej grzywki, by lekko ją odsunąć. Harry spojrzał na mnie uważnie.
- Yep. Z samego rana zabrałem się za malowanie. Dasz mi chwilę? - spytał z nadzieją, a ja lekko się uśmiechnąłem. Kiwnąłem głową i skierowałem swe kroki w stronę salonu, by tam na niego zaczekać. Swoją drogą, ciekawe gdzie podziewa się Liam. To trochę nie okej, że zostawia kuzyna samego dzień po jego przylocie.
Chłopak zjawił się po kilku minutach. Założył białą koszulkę, obmył policzki i ułożył włosy. Wsunął dłonie do kieszeni dopasowanych jeansów i spojrzał na mnie.
- Napijesz się herbaty? - spytał uprzejmie i oparł się o nieduży regał z książkami znajdujący się naprzeciwko sofy, na której siedziałem.
- Wolałbym sok, jeśli można. - kiedy Harry ruszył w stronę kuchni, podniosłem się i poszedłem za nim. Byłem ciekaw, co myśli o nowo poznanych ludziach i deszczowym Londynie. - Poznałeś wczoraj wszystkich?
- Tak, emm.. chyba tak. - ujął w dłoń karton z sokiem porzeczkowym i nalał go do dwóch wysokich szklanek. Owocowy zapach zawisnął na moment w powietrzu. - Był Zayn, Perrie, Niall i Eleanor.. no i Danielle, oczywiście.
- Jakie jest Twoje pierwsze wrażenie? - wsparłem łokcie na kuchennym blacie i uśmiechnąłem się delikatnie. Harry poznał wszystkich. Był bardzo spokojny, nie władało nim skrępowanie, a ten śmieszny akcent tylko dodawał mu uroku.
Harry
Louis był odrobinę zdenerwowany. Pewny siebie, ale wciąż nieco skrępowany. Odniosłem wrażenie, że czuje się nieswojo w moim towarzystwie. Nie miałem pojęcia, co mogło być tego przyczyną. Szatyn był tajemniczy, ale zbytnio mi to nie przeszkadzało. Nie potrzebuję znać myśli każdego człowieka, który przewija się przez moje życie. Mało to mam problemów z samym sobą? Przemknęło mi przez myśl, że "Louis" to właściwie francuskie imię. Chłopak wydawał się być ciut starszy ode mnie. Rok, może dwa. Miał na sobie czerwone spodnie, których nogawki były lekko podwinięte. Koszulka w granatowe paski była w nie przyzwoicie wsunięta. Cienkie, czarne szelki okalały jego ramiona. Wyglądał zupełnie zwyczajnie, a jednak jego ubiór zdawał się mówić wiele o jego osobowości. Zamyśliłem się..
- Wszyscy są bardzo mili. Co prawda nie przywykłem do przebywania wśród tylu osób, lubię samotność, ale byłem mile zaskoczony. Dziewczyny są piękne, Zayn wydawał się być pewny siebie, a Niall bardzo kruchy. - czy to aby na pewno w porządku, wyrażać swoje opinie na temat ludzi, których poznałem zaledwie wczoraj? Poprawność nigdy nie leżała w mojej naturze. Czemu ja się właściwie dziwię?
- Tworzymy zgrany zespół. Jesteśmy jak rodzina. - Louis opowiadał o ich relacji z taką fascynacją, że aż naszła mnie ochota na naszkicowanie jego unoszących się ku górze warg. Ten nieokiełznany przypływ weny z rana jest odrobinę męczący. Umoczyłem wargi w szklance z sokiem i zerknąłem na chłopaka spod swoich rzęs. - Opowiesz mi coś o sobie? Liam mówił, że sporo rysujesz.
- Tak, staram się. Moja mama lubi gdy wracam do domu z rysunkami. Miałem nadzieję odrobinę od tego odpocząć, ale nie wiedzieć czemu zaraz po przebudzeniu dorwałem się do swoich farb. - westchnąłem spokojnie i odstawiłem szklankę, delikatnie stuknąwszy jej dnem o blat. - Skończyłem szkołę, muszę zdecydować się na jakiś konkretny kierunek. Poza tym jestem dupkiem. - wzruszyłem ramionami, a Louis ściągnął brwi w zabawny sposób.
- Dupkiem? Nie wydaje mi się. - przycisnął dolną wargę do brzegu swojej szklanki, wciąż jednak na mnie spoglądając. Jego wzrok mnie przeszywał. Nieco mniej natrętnie, niż ten należący do bruneta, którego poznałem wczoraj. Bardziej subtelnie, bardziej przyjemnie. Zanim zdążyłem wypowiedzieć kolejne zdanie, do kuchni wszedł Liam z wielką, papierową torbą. Tuż za nim stała ciocia.
- Wyszliście tylko po konfiturę.. - wyszeptałem spokojnie, starając się ukryć rozbawienie. Zazwyczaj tak kończą się zakupy z kobietami. Znam to.
- Ani słowa. - wysyczał przez zęby Liam i odłożył torbę. - O, Lou, nie wiedziałem, ze przyjdziesz. Harry Cię ugościł?
- Tak. Postanowiłem, że muszę zrekompensować Wam moją wczorajszą nieobecność. - mój kuzyn przyjaźnie pogładził ramię szatyna, zapewne kwitując ów gestem jego skromność, a raczej zupełny jej brak
- El o Ciebie pytała. - Liam uśmiechnął się z wyższością i na krótką chwilę wsunął nos do wnętrza lodówki. Louis aż wzdrygnął się na jego słowa. Zabawna to była reakcja.
- T- tak? Napisałem do Zayna.. - policzki chłopaka, którego poznałem zaledwie kwadrans temu pokryły się subtelną mgiełką purpury. Te odruchy heteryków są czasem takie przesadnie słodkie. Westchnąłem cicho, wspierając podbródek na dłoni.
- Macie się ku sobie od kilku miesięcy. Zamierzasz wykonać kolejny ruch, czy będziesz z tym zwlekał w nieskończoność? - zarówno Liam jak i Louis cicho wypuścili zalegające w ich płucach powietrze. Zagarnąłem zębami skrawek dolnej wargi i na moment utkwiłem spojrzenie w twarzy Louisa. Był zawiedziony. Brak pewności siebie?
- Kino odpada, zapamiętaj. - uniosłem ku górze palce wskazujący i skierowałem go w stronę chłopka. On uniósł lekko spojrzenie, przypatrując mi się z ciekawością. - Jeśli Ci na niej zależy, zrób coś czego nikt dla niej nie zrobił. Spraw, by poczuła się inaczej. Nie pozwól jej przewidywać tego co się stanie.
- Znasz się na kobietach? - spytał z uśmiechem Louis, unosząc brwi w geście aprobaty. Uśmiechnąłem się, gdy Liam odchrząknął znacząco. Czyżby mój kuzyn zapomniał wspomnieć swoim przyjaciołom, że nie uganiam się za przedstawicielkami płci pięknej? Ależ niedopatrzenie. Będzie kontrowersyjnie, już ja o to zadbam.
- Powiedzmy, ze ufają mnie bardziej, niż Tobie. - szepnąłem z wyraźnym tryumfem i zagarnąłem między wargi małą wisienkę z tych, które ciocia przed momentem wysypała na mały półmisek.
Po obiedzie miałem kilka chwil na dokończenie swojego obrazu. Żadna to wielka rewolucja, nie byłem z siebie wystarczająco zadowolony. Oparłem płótno o ścianę i usiadłem na brzegu łóżka, by obiektywnie ocenić każdy detal. Moja sztuka bywa taka infantylna. Sans espoir. Opadłem plecami na miękką pościel i westchnąłem z rezygnacją. Przymus odbił spore piętno na mojej osobowości. Powoli dociera do mnie, że całe to natchnienie które zwykło mną władać, jest zupełnie sztuczne. Pozbawione mojej ingerencji. Zupełnie i nieodwołalnie nie moje. Niech jakaś wyższość wymaże mi pamięć, zdecydowanie za dużo w tych myślach sprzeczności.
Liam
Młody zamknął się u siebie. Zapewne bazgrze, dzieciuch. Wsparłem łokcie na drewnianej poręczy dzielącej taras od ogrodu. Chłodne powietrze pogłaskało moje policzki i przyprawiło o grymas niezadowolenia. Dani zabiera mnie jutro na swoje zajęcia taneczne. Wciąż trwa w przekonaniu, że zdoła mnie czegoś nauczyć. Jest taka ambitna i.. uparta. Pamiętam, że Harry każde poniedziałkowe przedpołudnie spędza w towarzystwie lodów miętowych. Muszę znaleźć mu towarzysza, bo nie sądzę by zgodził się na dostarczenie mu ulubionego smakołyku do pokoju. Zresztą.. chce poznać Londyn dotkliwiej, czy coś w tym dziwnego? Poproszę chłopaków, zapewne zgodzą się towarzyszyć mojemu kuzynowi. Nie jestem jednak do końca pewien, czy on sam będzie miał ochotę na jakiekolwiek towarzystwo. Ta jego humorzastość czasem daje mi się we znaki. Mimo to jest dla mnie jak brat, za którym dane jest mi tęsknić przez większą część każdego roku. Powinienem namówić go na studia tutaj, w Londynie. Czułbym się pewniej wiedząc, jak czuje się każdego dnia i że nie przesiaduje każdego wieczoru samotnie nad stertą pomiętych rysunków, które uważał za gówniane. Czułem potrzebę opiekowania się jego umysłem. Miał niezłe predyspozycje na spędzenie reszty życia w białym pokoju pozbawionym klamek.
Harry i te jego niektóre komentarze względem siebie.. mistrzostwo. sama nie wiem co jeszcze mogę wyróżnić. powiem Ci, że niesamowicie wszystko tak realnie widziałam to w głowie, jakbym oglądała film i to jak Harry wrócił do Louisa w tej białej koszulce, z ułożonymi włosami.. wszystko widziałam tak dokładnie. piękny wstęp. jestem ciekawa straszliwie wątku Harrego z Lou, ale oczywiście kto stoi na drodze? Eleanor;)
OdpowiedzUsuńsmakuje każde Twoje słowo z coraz to większa rozkoszą, dziękuje.
Niesamowity rozdział.:) Cieszę się, że już dodałaś nowy.:) Aha.. Czyli Louis jeszcze nie jest z Eleanor. Popraw mnie jeśli się mylę, ale wydaje mi się, że Louis nie za bardzo chce się z Nią spotykać. No i nareszcie wiem czemu to opowiadanie nazywa się "Miętowy Poniedziałek" i muszę powiedzieć, że świetnie to wymyśliłaś. Czekam na następny. Anka.x.D. - @Larry1DLove
OdpowiedzUsuńO nie nie, Eleanor? Matko boska, kocham cię, ale Ty musisz mi to robić. I nadal piszesz świetnie, nawet jeśli Lou jest nią 'oczarowany' Eh, jak ty to robisz?
OdpowiedzUsuńno nie, kurwa no nie, no po prostu kurwa no nie! xD Elka -.- ale w sumie, bez nie byłoby dodatkowego zamieszania :D
OdpowiedzUsuńrozdział świetny, Hazza w farbkach, półnagi musiał wyglądać cholernie uroczo *.* nie mogę doczekać sie NN <3 życzę weny!
a i dzięki za komentarz u mnie, much love xx [http://heart-without-you.blogspot.com/]
Genialny rozdział ;)
OdpowiedzUsuńPodziwiam twój kunszt literacki i pomysły, więc czy nie wyda ci się to dziwne, że chciałabym cię bardziej poznać? Chociażby poprzez imię, wiek, miejscowość :) xx
OdpowiedzUsuńJest i spotkanie chłopców. Hazz, Lou. W swoim towarzystwie są tak swobodni jakby znali się dobrych parę lat. Po pierwszym rozdziale myślałam, ze El jest w związku z uroczym blondynem, lecz gdy wspomniałaś teraz o postępowaniach Lou względem owej dziewczyny, którą nawiasem mówiąc bym ją ominęła, moje przypuszczenia się rozwiały. Li, tak fajnie martwi się o swojego zagranicznego kuzyna, to jest urocze. On jest uroczy. ( wybacz, udziela mi się faza, na Payne`a. < 3 ) W każdym bądź razie , rozdział świetny, ale nadal nie zaspakajający mojej ciekawości. Jak najwięcej weny, Słońce. Kocham Xx. < 3
OdpowiedzUsuńOch. Wpadłam tylko na chwilę zobaczyć co i jak, będąc przekonanym, że jest to... zwykła opowieść o Larrym. Po przeczytaniu jednak wszystkiego kłaniam się nisko i zmuszona jestem przeprosić za nazwanie tego 'zwykłym'. Dużo bardziej pasuje tu słowo 'GENIALNE'. Tak, to zdecydowanie jest genialne. Stwierdzam, że sposób w jaki piszesz... Zadziwia mnie i wprawia w pewnego rodzaju osłupienie. Albo raczej... podziw. Tak, podziwiam jak to wszystko lekko opisujesz. To się wydaje wręcz... bajeczne. No i Paryż + Londyn = magia. Tak, zdecydowanie kocham te dwa miasta.
OdpowiedzUsuńPomysł na Harrego jako malarza... Wow, podoba mi się. Zwykle cechy paryskiego artysty dopasowałabym raczej do Lou. On jest dużo delikatniejszy i kojarzy mi się z takim 'francuzem z telewizji' czyli panem w obcisłych spodniach, bluzką w paski (tak, to cecha charakterystyczna Lou) i meloniku... Trochę jak mim. Wiesz co mam na myśli, prawda?
Mimo to Harry... Tak, to tu pasuje. Wszystko jest ładnie, pięknie i nawet gdybym chciała, choć nie chce, nie mogłabym się do niczego przyczepić.
Tak więc pozostaje mi jedynie pogratulować stworzenia czegoś tak pięknego, jednocześnie dziękując ci za to. Ach, no i zapraszam do mnie :) xx
Chciałabym obdarzyć cię milionem cudownych komplementów, ponadczasowych słów i wysnutych marzeniami opinii. Niestety z każdym kolejnym zdaniem brakuje mi na nich odpowiednich określeń.
OdpowiedzUsuńJuż sam tytuł... Artyzm na poziomie dziecięcych obrazków pobił wszystko. Wprowadził mnie w nastrój - a Lou, którego kreujesz... po pierwszym rozdziale myślałam, że to Harry jest zapatrzonym, bojącym się nowości nastolatkiem, ale teraz stwierdzam, że to Louis ma większe problemy z samym sobą. Ta jego nieśmiałość i wręcz kobiecy urok osobisty.
"Rozbierał spojrzeniem, palcami błądził po szyi, drugą dłonią przyciągał spokojnie bliżej siebie jej śpiące ciało. Przez pocałunek, uśmiechnął się szczerze, stykając się nosem o jej nos. Czuł, jak ulega. Zaspana, pełna truskawkowej barwy na policzkach wkraczała w nowy, owiany niepewnością dzień. Trwała w jego słowach, podmuchach zapewnień i ciarkach niezdecydowania. Trwała, gdy dopadła ją samotność. Ta, wśród której odnalazła samą siebie. Po raz pierwszy poczuła ją, gdy zasypiał. Samotność. Uderzyła w nią, gdy zrozumiała, że łączy ich tylko przyzwyczajenie. Nie miłość." - mam nadzieję, że takiego obrazka nam nie zaserwujesz. Louis z natury nie może być z Eleanor... Ta naiwność heteryków, jak to określił Haz jest czasami taka słodka. Niemniej, trwając w twoich słowach, zabarykadowana wysnutymi marzeniami, trwam w oczekiwaniu na kolejne, jeszcze piękniejsze słowa Miętowego Poniedziałku.... ♥
Widzisz? Posłuchałam Ciebie. Pierwszy raz kogoś posłuchałam. Nie byłam w stanie przeczytać w nocy rozdziału, żałuję naprawdę, ale... w sumie zrobiłam to teraz. I nawet moja opinia będzie bardziej... ogarnięta? Chociaż wątpię, nadal jestem rozchwiana i... powinnam mówić o rozdziale, wybacz. Mój błąd. Co do rozdziału... podoba mi się to, że są narracje różnych osób. To zawsze jakieś odświeżenie. Musiałam tylko przetłumaczyć sobie z francuskiego na polski. A tak? Jak zawsze było świetne. To w jaki sposób dopierasz słowa powoduje w moim mózgu totalny syf. W sensie nie potrafię się pozbierać. Piszesz tak delikatnie, jakby każde pomyślane słowo, przez głównego bohatera, mogło kogoś zranić... I to naprawdę jest piękne. Miło, że wszyscy pokazani są w miarę z dobrej perspektywy. Mam jakieś dziwne przeczucie, iż Niall odegra tutaj większą rolę. Ale to jedynie moje dziwne myśli... No i uśmiechnęłam się na słowa "Miał niezłe predyspozycje na spędzenie reszty życia w białym pokoju pozbawionym klamek." - było dość urocze. Chociaż nie wiem co specjalnego mnie w nich urzekło, naprawdę. Twoja wena, jak i hojność jest naprawdę niesamowita. Dziękuję, bardzo za kolejny cudowny rozdział. Weny, Pepperku, weny...
OdpowiedzUsuńCiężko opisać jak się czyta twoje cudowne opowiadanie. Jest w tym tyle ... hmm.. pasji , miłości , pracy ... To wszystko tak do siebie pasuje, każde słowo połączone z kolejnym tworząc coś niesamowitego . Nie umiem opisać jak bardzo kocham to opowiadanie.
OdpowiedzUsuń(www.my-own-way-to-heaven.blogspot.com). Weny <3