20 lipca 2012

Rozdział XIII

Rozdział 13
Złe dobrego początki.


Harry
Zerknąłem na dwie spakowane starannie torby stojące pod ścianą. Byłem gotowy do jutrzejszego powrotu do Francji. Nie wierzę, że ten czas minął tak szybko. Nie chciałem wyjeżdżać, ale pragnąłem już uściskać mamę, tak bardzo za nią tęsknię. Zayn i Liam wyprawili mi pożegnalne przyjęcie. Alice upiekła ciasto, a Louis przyniósł sałatkę z owoców. Czułem, że im na mnie zależy. Nawet Eleanor spędziła z nami kilka chwil i uroniła łzę, gdy przytulałem ją po raz ostatni. Niall sporo dziś ze mną rozmawiał. Żałuję, że nie udało nam się wcześniej spędzić ze sobą więcej czasu. Brakowało jedynie wątłej blondyneczki, której imienia Zayn nie chciał nawet słyszeć. Będę tęsknił. Za Liamem i ciocią, za tym domem, za poddaszem. Za powietrzem i tym nieustannie zachmurzonym niebem. Za El i jej słodkimi perfumami. Za Danielle, która zapowiedziała szybką wizytę we Francji. Za Zayn'em, Niall'em i za Louis'em. Ten ostatni rozstał się dziś ze mną bez większego problemu. Nie liczyłem na przesadne czułości, ale ufałem, że zobaczę w jego tęczówkach coś wyjątkowego. Niestety jedyne co tam trzymał to przesadnie dobry humor. Uchyliłem ostrożnie drewniane okno i odpaliłem papierosa. Jutro, lotnisko, punkt dziesiąta i żegnaj Wielka Brytanio. Wygląda na to, że tym razem będę tęsknił. Zaciągnąłem się mocno, a moje powieki mimowolnie opadły w dół. Wsparłem wolną dłoń na parapecie. Do moich uszu dotarła głupawa melodyjka obwieszczająca pojawienie się nowej wiadomości. Ująłem w dłoń telefon. "Curly, za pół godziny pod Twoim domem, jasne?" Ten uparciuch coś planował? Uśmiechnąłem się i wyskrobałem krótką wiadomość z potwierdzeniem. Ostatnio noc spędzona na śnie? To zupełnie nie w moim stylu, a Tomlinson doskonale o tym wiedział. Spryciarz. Zgasiłem niedopałek w popielniczce i westchnąłem spokojnie. Wygrzebałem z torby bluzę w kolorze pistacji, którą pośpiesznie nałożyłem na ramiona. Wsunąłem w kieszenie życiodajne papierosy i telefon. No dobrze, ostatni spacer.

Louis
Zbliżała się północ. Potrzebowałem pobyć z Harr'ym sam na sam. Czułem, że będę za nim tęsknił. Za jego natrętnym spojrzeniem, wiecznie nieułożoną fryzurą i zupełnie niepoważnym podejściem do życia. Nie poskąpiłbym sobie spaceru w jego towarzystwie, nawet jeśli pora nie była do tego zbyt odpowiednia. Dzisiejsze przyjęcie było pełne uśmiechu, choć każdy z nas wiedział, że tracimy mały pierwiastek naszej codzienności. Nic miało się nie zmienić, a w gruncie rzeczy zmieniało się wszystko. Harry wpłynął na każdego z nas inaczej, ale w każdym przypadku było to wpływ jak najbardziej pozytywny. Czułem, ze mnie udało się go w jakiś sposób rozgryźć. Wtedy, podczas nocy spędzonej w samochodzie i poprzedzającego ją wieczoru wiedziałem, że jest naprawdę sobą. Że potrafi od tak, wyjąć swój notes i naszkicować coś pięknego. Nie mogę uwierzyć, że w tym aroganckim gówniarzu tkwił taki talent. Założyłem swój ulubiony sweter, by już po chwili wyjść z domu. Powietrze było zimne, ale całkiem przyjemne. Po kilku minutach dotarłem pod dom Liam'a. Nie zdziwił mnie widok Harr'ego z papierosem między wargami, czekającego na mnie na schodkach. Podniósł się leniwie i podszedł do mnie.
- Już się stęskniłeś. - szepnął z wyższością, a na jego wargach pojawił się ten specyficzny uśmiech. Nie znosiłem go, ale równie mocno go uwielbiałem.
- Skądże. Potrzebowałem się przewietrzyć, a tak się składa, że wszyscy poza Tobą już śpią. - wzruszyłem ramionami, a chłopak skinął głową i zaciągnął się dymem. Nie byłem dobry w kłamaniu.
- Dokąd idziemy?
- Proponowałbym.. przed siebie. - uśmiechnąłem się lekko, a Styles od razu przystał na moją propozycję. Wsunął dłonie do kieszeni swojej bluzy i cicho westchnął. Był przygnębiony, czyżby nie chciał opuszczać Londynu? - Nie gniewasz się, że Cię wyciągnąłem?
- Ani trochę. - pokręcił szybko głową, po czym spojrzał na mnie. - To miłe. Nie zamierzałem się kłaść.
- Jestem ciekaw Twoich wspomnień. To znaczy.. o czym będziesz myślał, gdy wrócisz do Paryża? - zagryzłem delikatnie dolną wargę, zerkając co kilka chwil na profil jego twarzy. Czułem, ze odnalazłem w nim przyjaciela. Czułem, że w jakimś sensie jest moją bratnią duszą. Tak; częścią mnie. Z tą różnicą, że ja nie lubiłem lodów miętowych.
- Ja i Liam odrobinę się do siebie zbliżyliśmy. Ciocia chyba.. bardziej mnie polubiła. - skinął głowa na potwierdzenie swoich słów, a ja odruchowo jęknąłem. Szatyn spojrzał na mnie z uniesionymi brwiami.
- Ona Cię kocha, idioto. - Harry parsknął śmiechem na moje słowa i aż zgiął się wpół. Przystanąłem i lekko kopnąłem go w kostkę. Syknął. - To Twoja rodzina.
- To nie oznacza, ze muszą mnie kochać, Louis. - nabrałem powietrza w policzki i teatralnie je wypuściłem. - Jestem trudny. - zmarszczył nos, a ja zaśmiałem się cicho. - Poza tym będę tęsknił za Eleanor i jej uśmiechem. Mam nadzieję, że należycie się nią zaopiekujesz.
- Oczywiście. - skinąłem głową i dotknąłem odruchowo jego ramienia. To był nasz ostatni wspólny wieczór na.. jakiś czas. Jeszcze do mnie nie dotarło, ze jutro wszystko się skończy. To przykre, że ludzie z którymi łatwo łapiemy kontakt, mieszkają tak daleko.
- Poznałem wielu wspaniałych ludzi, w tym Ciebie. Będę tęsknił, przede wszystkim. I na pewno nie zapomnę naszej nocy w samochodzie. - zaśmiałem się widząc, jak Harry powoli unosi kąciki ust. Faktycznie, ta noc, ten wieczór.. te kilka chwil które spędziliśmy sami sporo zmieniło. No i potem nasze niespodziewane spotkanie w klubie. Cieszę się, że to wszystko tak się potoczyło.
Zauważyłem, ze jesteśmy w jakiejś nieprzyjemnej uliczce. Rozejrzałem się odruchowo nie wiedząc, jak się tutaj znaleźliśmy. Rozmowa z szatynem pochłonęła całą moją uwagę. Chłopak widząc, ze okolica mi się nie podoba, ujął moją dłoń i pociągnął mnie za sobą.
- Boisz się? - spytał cicho, a ja odetchnąłem tylko z ulgą, gdy wyszliśmy na chodnik tuż obok kilku małych sklepików. - Wystarczy odrobina ciemności i Louis Tomlinson drży ze strachu. - puściłem jego dłoń i przystanąłem na moment. Wsparłem dłonie na biodrach, starając się o groźną minę. Harry tylko chichotał głupawo, oddalając się ode mnie coraz bardziej. Nagle zerknąłem przez swoje ramię, słysząc kroki. Właściwie.. ktoś biegł w moją stronę. Po chwili zauważyłem twarz wysokiego, tęgiego mężczyzny, który z wielką łatwością przycisnął mnie do ceglastego muru. Odsunął się jednak, by przeszukać moje kieszenie. Dostrzegłem, ze trzyma w prawej dłoni nóż. Nie byłem zaopatrzony w nic, poza telefonem, który facet szybko wydobył z mojej płytkiej kieszeni. Był wściekły, liczył zapewne na większy łup. Wszystko działo się szybko, a ja nadal trwałem w osłupieniu. Byłem przerażony. Widziałem, jak facet unosi łokieć ku górze by z większą siłą uderzyć we mnie ostrym narzędziem. Niestety, nie miałem sił, by się ruszyć. Nigdy dotychczas nie czułem się tak bardzo bezradny. Poczułem tylko jak ktoś z wielką siłą odpycha mnie na bok. Naparłem całym ciałem na wątłą szybę jednego ze sklepików. Pod moim ciężarem rozprysnęła się na drobniuteńkie kawałeczki, a ja uderzyłem plecami o kafelkową posadzkę sklepu. Do moich uszu dotarł piskliwy dźwięk alarmu. Ostatkiem sił wsparłem się na łokciach i to co zobaczyłem, odebrało mi małą dawkę powietrza, którą wciąż trzymałem w płucach. Harry opierał się plecami o mur, do którego ja jeszcze przed sekundą byłem natarczywie przyciskany. W jego klatce piersiowej tkwił nóż, a oprawca uśmiechał się lekko rozkoszując widokiem bólu. Kolana Francuza powoli rozjeżdżały się na boki. W tym momencie facet wyjął ostrze i wbił go z ogromną siłą po raz drugi. W moim gardle ugrzązł niemy krzyk. Słyszałem nadjeżdżającą policję. Nikogo poza nami tu nie było. Podniosłem się nie zważając na poranione ręce, plecy i twarz. Na trzęsących się kończynach doczołgałem się do Harr'ego, który krztusił się własną krwią. Uniosłem jego głowę brudząc jego jasne policzki czerwoną mazią. Jego jasne tęczówki powoli zachodziły gęstą mgłą. Nie widziałem niczego poza jego twarzą. Niczego, poza bladymi, drżącymi wargami i powiekami powoli opadającymi w dół.
- Curly.. - szepnąłem, przysuwając jego twarz bliżej swojej. - Słyszysz?! Będzie dobrze, spójrz na mnie, spójrz na mnie do cholery! - zacisnąłem palce na jego policzkach, jakby to miało pomóc. Władał mną gniew, on nie mógł odejść, nie tutaj, nie tak. - Błagam.. - mój głos drżał, zupełnie tak jak dłonie. Szarpnąłem jego ciałem po raz ostatni. Sekundę później dwóch sanitariuszy odciągnęło mnie od niego. Oparłem się plecami o mur i zacząłem płakać. Dopiero teraz łzy gęstym potokiem okalały moje policzki, mieszając się z krwią. Uciekłem stamtąd. Nie pozwolili mi z nim pojechać, bo byłem tylko jego przyjacielem. Wróciłem do domu, nie wiem jak. Moje plecy były dotkliwie pokaleczone. Skąd wiec miałem siłę by wrócić? Wszedłem do łazienki, ignorując krzyczącą mamę. Zmieniłem sweter. Wyjąłem z przedramienia spory kawałek szkła. Delikatnie umoczyłem jego koniec w wodzie patrząc, jak cienka, czerwona niteczka ciągnie się leniwie za przeźroczystym ostrzem.
Harry Styles tej nocy uratował moje życie.
Życie, które bez niego nie miało najmniejszego sensu.





***

I tak oto dobrnęliśmy do końca pierwszego sezonu. Trzynaście rozdziałów, no cóż, to nie było zamierzone ;) Mam nadzieję, że nie przeraziłam Was zbytnio kumulacją wydarzeń i samym zakończeniem. Jestem otwarta na Wasze opinie. Wieczorem lub po północy ( co by tradycji nie zniszczyć ) wstawię tutaj krótki filmik z zapowiedzią drugiego sezonu. Dam Wam odrobinę od siebie odetchnąć, bo szczerze powiedziawszy nie wiem, kiedy zacznę pisać drugi sezon. Mam jednak nadzieję, że będziecie czekać i nadal tak cudownie mnie wspierać. Jeśli ktoś chce być poinformowany o pojawieniu się pierwszego rozdziału sezonu numer dwa, zapraszam, z boku jest mój numer gg ;) Jeszcze raz bardzo Wam dziękuję. Nie mogłam sobie wymarzyć lepszych czytelników :) xx

19 lipca 2012

Rozdział XII

Rozdział 12
Pomyliłem się. Znowu.


Harry
Czas, który spędzałem z Louis'em działał na mnie jak alkohol; znacząco otumaniał i pozwalał zapomnieć o codzienności, ale przede wszystkim cholernie uzależniał. Minęło już kilka dni odkąd spędziliśmy zimną noc w jego samochodzie. Miał mi za złe ten pomysł, dopadło go drobne przeziębienie. Dziś nie miał dla mnie czasu, musiał załatwić coś ważnego. Postanowiłem, że sam znajdę sobie rozrywkę. W Paryżu często bywam w klubach, dlaczego więc miałbym poskąpić sobie odrobiny zabawy w jednym z londyńskich? Za tydzień wracam do siebie. Czas powinien płynąć zdecydowanie wolniej. Dochodziła ósma. Na zewnątrz panował przyjemny półmrok, a ja przekopywałem właśnie swoją szafę w poszukiwaniu czegoś odpowiedniego. Nie przywiązywałem zbyt wielkiej wagi do tego co mam na sobie, dlatego zdjąłem z wieszaka odrobinę wymięta, białą koszulę i pośpiesznie okryłem nią tors. Zostawiłem dwa odpięte guziki u góry, a rękawy podwinąłem do łokci. Czarne, dopasowane spodnie z lekko opuszczonym krokiem wydawały się być okej. Spojrzałem w lustro i odruchowo przeczesałem palcami swoje włosy.
Przed dziewiątą byłem już w jednym z lokali. To zabawne, że bez przesadnych poszukiwań od razu trafiłem na klub dla gejów. Szczerze? Miałem ochotę kogoś poznać i być może spędzić tę noc nieco inaczej, niż każdą poprzednią. Niech się dzieje co chce, je suis prêt! Dzielnie przeciskałem się przez spory tłum, zajmujący parkiet. Nie obyło się bez wymierzenia mi kilku ciosów łokciem. Zresztą.. zanim doszedłem do baru, udało mi się wpaść na co najmniej kilka osób. Moim oczom ukazał się wielki regał z alkoholami. Już prawie dotykałem barowego blatu, gdy nagle po raz kolejny przylgnąłem do czyichś pleców uprzednio się potykając. Moja koordynacja ruchowa pozostawia wiele do życzenia.
- Mógłbyś uważać jak chodzisz?
- Przepraszam, nogi same mi się plączą. - powiedziałem do faceta na którego przed momentem wpadłem, a gdy odwrócił się w moją stronę, zamarłem na krótką chwilę. Miałem przed sobą Louis'a. Tak, Louis'a Tomlinsona. Mojego Lou. Gdy dostrzegłem na jego twarzy coś pomiędzy przerażeniem, a chęcią natychmiastowej ucieczki, zaśmiałem się głośno. - Co Ty tu do cholery robisz? - sytuacja była naprawdę komiczna. Kogo jak kogo, ale jego nie spodziewałbym się tutaj spotkać.
- Ja, emm.. - zacisnął wargi i spojrzał na mnie błagalnie. Było mu wstyd. Dotknąłem delikatnie jego ramienia i uśmiechnąłem się, w ten specyficzny dla siebie sposób. Chłopak odrobinę się uspokoił. - Pozwolisz postawić sobie drinka? - mruknąłem z ironią, gładząc palcami materiał jego koszulki.
- Nie naśmiewaj się! - wrzasnął z oburzeniem, ale po chwili sam się roześmiał. Miałem mieszane odczucia. Ten kretyn naprawdę wstydził się tego kim jest? Był najszczerszą osobą, jaką udało mi się poznać. Kolejne rozczarowanie. Lou poklepał dłonią wolne, barowe krzesło prosząc, bym zajął miejsce obok niego.
- Dlaczego mi nie powiedziałeś? - spytałem spokojnie, uparcie patrząc w jego jasne tęczówki. Pokręcił głową i przycisnął wargi do niskiej szklanki, wypełnionej czymś kolorowym. - Kto wie?
- Eleanor. - wzruszył ramionami i otulił spojrzeniem własne dłonie. No tak, że też się nie domyśliłem. Poprosiłem kelnera o whisky z colą i ponownie spojrzałem na szatyna.
- Nikomu nie powiem. - szepnąłem mu na ucho, po czym szybko opróżniłem swoją szklankę. Skrzywiłem się, gdy znajomy smak otulił moje podniebienie. Czułem, że moja obecność mu wadzi. Chyba już i tak wystarczająco popsułem mu wieczór. - Baw się dobrze - poklepałem jego ramię na odchodnym. Po chwili jednak on ujął moja dłoń, wstając z krzesła.
- Curly. Zostań. - przyciągnął mnie ku sobie, a kąciki jego warg drgnęły leciutko. W tej ksywce było coś, co sprawiało mi przyjemność. A raczej.. ton głosu Louis'a mi ją sprawiał. - Nie wstydzę się tego. Możesz powiedzieć komu zechcesz. - wolną dłonią odsunął grzywkę z twarzy i spojrzał na mnie uważnie. Pokręciłem głową, przyglądając mu się przez chwilę. Miał w sobie coś z typowego człowieka. Władały nim obawy, ba, mnóstwo obaw. Na co dzień grał ułożoną przez siebie rolę. Poznałem go, polubiłem, a teraz wyszło na to, że najzwyczajniej w świecie mnie okłamywał. To drobiazg, ale czułem, że skrywał przede mną przynajmniej połowę siebie. Pytanie, czy polubię nowego Louis'a? Louis'a geja, którego poznałem właśnie dziś? Nie spodziewałem się, zaskoczył mnie. Podoba mi się to.

Perrie
Kiedy Zayn zgodził się na spotkanie, odetchnęłam z ulgą. Zależało mi na nim, jak jeszcze nigdy na nikim. A Tom? Był tylko moim przyjacielem. Po kilku drinkach najzwyczajniej w świecie zakręciło nam się w głowach i.. No właśnie. Zraniłam Zayn'a. Zraniłam dogłębnie chłopaka, który był dla mnie wszystkim. Dlaczego wierzyłam, że mi wybaczy? Że pozwoli naprawić ten błąd? Kochał mnie, co do tego nie miałam najmniejszych wątpliwości. Założyłam turkusową sukienkę, tę, którą dostałam od niego na ostatnie urodziny. Lubił ją, a raczej.. lubił mnie w niej. Czekałam na niego, odrobinę się spóźniał. Chciałam poczęstować go kawą, pora była jak najbardziej odpowiednia. Miałam też nadzieję, że zgodzi się zjeść ze mną śniadanie. Kiedy usłyszałam pukanie do drzwi, zerwałam się z sofy i szybko pobiegłam do przedpokoju. Nacisnęłam delikatnie na metalową klamkę, by już po chwili spojrzeć na twarz bruneta. Trzymał między wargami tlącego się papierosa. Jego policzki okalał kilkudniowy zarost, a niedbale wsunięta w spodnie koszula dopełniała całość. Tak, tęskniłam za nim. Tęskniłam za moim Zayn'em. Uśmiechnęłam się lekko, wpuszczając go do środka. Chłopak zgasił papierosa w stojącej obok doniczce i wszedł za mną.
- Słucham. - przystanął w korytarzu i spojrzał na mnie. Jego tęczówki, wcześniej emanujące nieopisanym ciepłem i uczuciem, w chwili obecnej zdawały się karmić mnie chłodem.
- Nie wejdziesz? Zaparzyłam kawę.. - szepnęłam spokojnie i odruchowo zacisnęłam palce na materiale swojej sukienki. Brunet pokręcił tylko głową, uśmiechają się z wyższością.
- Przyszedłem porozmawiać, bo nie dajesz mi spokoju. Kawy mogę napić się u siebie. - skinęłam niepewnie głową i wskazałam na sofę.
- To może chociaż usiądź. - Zayn niechętnie zajął miejsce na kremowej sofie i na powrót wlepił we mnie natrętne spojrzenie przepełnione nieuczuciem. Usiadłam tuż obok niego, starając się powstrzymać łzy, który cisnęły mi się do oczu.
- Chciałam Cię przeprosić. Ja i Tom, my.. po prostu za dużo wypiliśmy i..
- Nie, Perrie. Nie. - chłopak wstał i ukucnął przede mną. Zadrżałam, gdy dotknął dłońmi moich odkrytych kolan. - To nie była jednorazowa akcja, okej? Ty nie miałaś dla mnie czasu od wielu dni przed tym wydarzeniem, bo jadałaś z nim kolacje, chodziłaś z nim na spacery i piłaś herbatę, też z nim. Nie chodzi o to, że go pocałowałaś a o to, że był dla Ciebie ważniejszy niż ja. Może przez minutę, może przez sekundę, ale był.
- Ale Zayn, ja.. - szepnęłam drżącym głosem i pospiesznie ujęłam jego dłoń. Po chwili jednak on wstał, a ja poczułam jak pierwsza słona kropla otula mój policzek. Miał rację. Miał cholerną rację.

Eleanor
Wsypałam do szklanej miseczki trochę musli i suszonych owoców. Całość zalałam jogurtem. Mama bacznie obserwowała każdy mój ruch, a ja tylko uśmiechałam się szeroko dostrzegając, jak zagląda przez moje ramię. Wszystko wracało do stosownej normy. Mój organizm wciąż nie tolerował niektórych produktów, ale czego ja się spodziewałam? Że rzucę się na wszystko i po prostu będzie dobrze? Dotarło do mnie, jak bardzo to wszystko było głupie. Jak bardzo ja byłam głupia.
- Mamo.. jem, widzisz? - zaśmiałam się, uprzednio upychając policzki przyrządzonym przez siebie śniadaniem. Rodzicielka pokiwała tylko głową i wróciła do swojej filiżanki z kawą. Podreptałam na górę, do swojego pokoju. Zerknęłam na telefon. Jedna nowa wiadomość. "Harry dowiedział się o mnie i.. chyba mi z tym dobrze :)" Mimowolnie uśmiechnęłam się do telefonu i usiadłam na brzegu łóżka. Nie rozumiałam dlaczego Lou ukrywał przed resztą fakt, że jest gejem. Przecież to nie czyniło go gorszym. Wszyscy kochamy go za to specyficzne poczucie humoru, uśmiech, spojrzenie.. za to jakim cudownym i troskliwym jestem facetem. To, że kobiety go nie interesują niczego nie zmienia. Ale to moje zdanie, Tommo miał własne. Uważał się za gorszego. A później.. później pojawił się Harry, który wszystko odrobinę skomplikował, bo przecież Louis nie wyszedłby na środek i nie powiedziałby hej, też jestem gejem, jak Harry. Od razu złapali kontakt, bo Lou czuł się przy nim swobodnie. Czuł się sobą. Ciekawe czy coś między nimi się zmieni, teraz, kiedy Francuz już wie, że Louis się we mnie nie kocha. To zabawne. Znam Tomlinsona od dzieciństwa i nigdy, ale to nigdy nie było między nami czegoś ponad przyjaźń. On mnie kochał, zawsze, ale na swój sposób. Tak jak ja jego. Jest facetem, spędzaliśmy ze sobą zawsze mnóstwo czasu, pisaliśmy do siebie sms'y.. a mimo to nigdy nie poczułam do niego czegoś więcej.

Niall
Nie odważyłem się wyjawić Liam'owi prawdy. Bałem się jego reakcji, bałem się co sobie o mnie pomyśli. Jego kuzyn obiektem mojej bezpodstawnej fascynacji? Nawet w mojej głowie brzmiało to jak totalny absurd. Harry był sobą i chyba ten fakt imponował mi najbardziej. Myślał i zachowywał się zupełnie inaczej niż ludzie, których poznałem przed nim. Miałem tydzień, by złapać z nim lepszy kontakt. Miałem tydzień, przy przykuć jego uwagę. To wykonalne? Ciekawe, jakich lubi facetów. Powinienem zapytać Liam'a o wcześniejsze związki Francuza. Popadłem w jakąś obsesję, to powoli zaczyna mnie przerażać. Nie czułem czegoś wewnątrz. Swoją drogą.. nie wierzyłem w miłość. Chciałem po prostu się do niego zbliżyć.

18 lipca 2012

Rozdział XI

Rozdział 11
O niezaufaniu.


Louis
Podjechałem pod dom Liam'a tuż przed drugą. Harry siedział na małych schodkach przed drzwiami. Trzymał między nogami niedużą torbę. Wsunął papierosa między wargi i podszedł do samochodu. Nie uśmiechał się. Zaciągnął się mocno po raz ostatni i nacisnął podeszwą na tlący się wciąż na chodniku niedopałek. Wsiadł i odruchowo rzucił swój bagaż na tylne siedzenie. Milczał.
- Co tam masz? - wskazałem kciukiem przez swoje ramię, wciąż jednak przyglądając się jego twarzy. Był zamyślony, a ja zacząłem się zastanawiać czy pomysł z wyjazdem na kilka chwil aby na pewno był trafiony.
- Termos z kawą, fajki i szkicownik. - uśmiechnąłem się odruchowo, a on spojrzał na mnie z pogardą i uniósł brwi. - Co Cię tak bawi?
- Twoja kretyńska postawa. - przysunąłem się do niego delikatnie, by zgrabnym ruchem zapiąć jego pas. Byłem uczulony na punkcie bezpiecznego poruszania się samochodem. Był u mnie, musiał przestrzegać moich reguł. Gdy moje słowa do niego dotarły, uśmiechnął się tylko szeroko i wystawił łokieć przez otwarte okno.
- Lubię Cię Louis. - powiedział spokojnie, a jego subtelnie zachrypnięty głos przyprawił mnie o dreszcze. Odpaliłem silnik i ruszyłem z podjazdu, kwitując jego słowa zaledwie lekkim uniesieniem brwi. Nie pozwolę mu sprawować nad moim umysłem jakiejkolwiek władzy. Jestem szczęśliwym posiadaczem mocnego charakteru, nie pozwolę mu się stłamsić. Poza tym, byłem pewien, że mnie potrzebuje. Zupełnie tak, jak ja jego. Wszystkie jego wady, z tą przeklętą arogancją na czele, przyciągały mnie do niego jeszcze intensywniej.
Uprzedziłem go, że podróż potrwa co najmniej dwie godziny. Przyjął to bardzo spokojnie. Dużo milczał, ale byłem pewien, że włada nim podekscytowanie. Był ciekaw, dokąd go wywiozę. Ufał mi, bezpodstawnie. Mógłbym przecież zrobić mu krzywdę, oszukać go, a on mimo to siedział tuż obok mnie. Był skomplikowaną jednostką, ale chyba ów fakt imponował mi najbardziej. Nie starał się przyciągać ludzkiej uwagi. Miał w sobie coś co sprawiało, ze ludzie sami do niego lgnęli. Był swego rodzaju ewenementem. A prywatnie? Takim moim małym wyzwaniem. Miałem zamiar poznać go bardziej, niż ktokolwiek. Byłem na dobrej ku temu drodze.
Kwadrans po czwartej byliśmy już na miejscu. Zatrzymałem się na polnej dróżce, na zupełnym odludziu. Dookoła nas był tylko las i pozostałości po polach uprawnych. Naszym celem była spora łąka. Chciałem mu ją pokazać przez wzgląd na różnorodność tutejszych roślin. Byłem ciekaw, czy nadmiar kolorów przesadnie go przytłoczy. Wysiadł z samochodu, uprzednio ujmując w dłoń swoją granatową torbę. Wyjął z niej papierosy i szybko odpalił jednego. Grał niewzruszonego.
- Rozumiem, ze poza nami nie ma tu żywej duszy. - szepnął z odrobiną ironii i posłał w moją stronę czarujący uśmiech. Ostrożnie skinąłem głową i zamknąłem samochód. Trzymałem pod pachą nieduży koc, a w dłoni papierową torbę z kilkoma przekąskami. Harry zaśmiał się, widząc mój ekwipunek. - Piknik? - podszedł do mnie i lekko trącił mnie łokciem w bok.
- Będziesz błagał o powtórkę. - powiedziałem stanowczym tonem, a chłopak tylko głośniej się roześmiał. Mały ignorant. Prychnąłem pod nosem i ruszyłem przed siebie. Styles pośpiesznie zarzucił torbę na ramię. Starał się dotrzymać mi korku. Po zaledwie kilku minutach wyszliśmy na wielką łąkę, otuloną wysokimi drzewami. Położyłem koc na trawie i rozejrzałem się dookoła z uśmiechem. Słońce skryło się za gęstymi koronami drzew. Wiatr był nieprzyjemnie chłodny. Odruchowo naciągnąłem materiał swetra na swoje dłonie. Harry przykucnął przy kilku małych, granatowych kwiatuszkach.
- To bławatki. - powiedziałem cicho, a chłopak spojrzał na mnie przez ramię i skinął głową. Był zafascynowany, przez krótką chwilę widziałem to w jego oczach.
- Pozwolą się narysować? - spytał półszeptem i nagle wstał. Ujął w dłonie niewielki koc i starannie go rozłożył. Usiadł na jego brzegu, wyjął z torby szkicownik i mały, dobrze naostrzony ołówek. Nie chcąc mu przeszkadzać, przysiadłem obok i zająłem myśli czymś zupełnie moim. Kochałem to miejsce. Zapach trawy i kwiatów. Było moje, na swój sposób, choć nie raz spotkałem tutaj innych ludzi. Czułem się tutaj naprawdę sobą. Po chwili niepewnie zerknąłem przez ramię szatyna, który uparcie rozcierał opuszkiem palca wskazującego namalowaną przed sekunda linię. Kwiaty wyglądały niezwykle realnie. Miał niewątpliwy talent. Gdy tylko skończył, zamknął szkicownik i upadł plecami na miękki koc. Wieczór zbliżał się wielkimi krokami. Powietrze stało się wilgotniejsze, a mrok powoli otulał każdy napotkany na swej drodze drobiazg. Harry poczęstował mnie kawą, a ja wepchnąłem mu w usta kawałek kremówki.
- Chodź. - podniosłem się i spojrzałem na niego wymownie. Chłopak wstał iufnie ruszył za mną. Gdy usłyszałem, że przystanął, obejrzałem się i uniosłem brwi. - Co jest? - spytałem cicho, a Harry wskazał na małe, świecące stworzonko wirujące w powietrzu. - To świetlik. - szepnąłem spokojnie, a Styles ściągnął brwi, nadal natrętnie przyglądając się małemu robaczkowi. - Błagam, tylko mi nie mów, że nie wiedziałeś.. - kąciki moich warg drgnęły mimo woli, a chłopak uniósł na mnie swe spojrzenie.
- Wiedziałem, ale nigdy dotychczas nie widziałem. To znaczy.. zdjęcia, owszem. Czasem w filmach. - byłem pewien, że sobie ze mnie kpi, ale wyraz jego twarzy mówił coś zupełnie innego. To są właśnie wady mieszkania w wielkim mieście. Może właśnie dlatego nie czułem się nadto przywiązany do Londynu? Cieszyłem się, ze jest takie miejsce, do którego mogę uciec.
- Jesteś głupi. - skrzywiłem się nieznacznie, starając się opanować rozbawienie. Szatyn wzruszył tylko ramionami i podszedł nieco bliżej. Zerknąłem na niego i jego zmierzwione przez wiatr włosy. Ująłem jeden z niesfornych kosmyków opadających na jego czoło i odsunąłem go ku górze. - Curly. - szepnąłem z uśmiechem.
- Co? - spytał odruchowo, a ja powtórzyłem nieco głośniej. - Curly. Ładnie, prawda? - Harry zastanowił się na moment, po czym skinął głową. Zero sprzeciwów? Ruszyliśmy na powrót w stronę koca. Nie miałem ochoty wracać do domu, ale zrobiło się bardzo późno. Zgrabnie zwinęliśmy "obóz" i wróciliśmy do samochodu. Natychmiast włączyłem ogrzewanie i rozsiadłem się wygodnie za kierownicą. Styles wciąż był podekscytowany. Czułem, że jest zadowolony z wycieczki. Zawsze to jakaś odmiana od miejskiego hałasu, zwłaszcza, ze już niebawem będzie musiał wrócić do własnego. Francja nijak nie kojarzyła mi się z ciszą i spokojem.
- Zostaniemy? - jego zachrypnięty głos wprawił w drganie ciepłe powietrze. Spojrzałem uważnie na jego twarz i zmarszczyłem nos. - Możemy przespać się tutaj, a rano naszkicuję coś jeszcze. - jego prośba, a raczej pomysł.. był zupełnie absurdalny. Siedzieliśmy sami, w lesie, mając jedynie resztkę kawy i jeden, odrobinę mokry od rosy koc.
- Możemy przyjechać tutaj jutro. - wzruszyłem ramionami, a Harry odruchowo pokręcił głową na "nie". Był strasznym uparciuchem. Nie sądziłem, że nie będzie chciał wrócić do domu. Uśmiechnąłem się do swoich myśli.
- Po co marnować paliwo, skoro możemy poczekać do wschodu słońca? Nie bądź dzieciakiem, Louis. - stęknął zabawnie, po czym przeniósł się na tylne siedzenie. - Chodź, napijemy się kawy. - zaśmiałem się i już po chwili siedziałem tuż obok niego. Był wariatem, w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Był osobą, która nie myślała o poprawności. Robił co chciał i kiedy tego chciał. Niczym się nie ograniczał. Imponował mi, z chwili na chwilę coraz bardziej. Czułem, że jest wyjątkowy. Szczególnie wtedy, gdy był naprawdę sobą. Miałem prawo myśleć, że właśnie przede mną nikogo nie udawał? Po upływie kilkunastu minut, samochód wypełnił się gęstym mrokiem. Okryłem na obu kocem, ale na nic się to zdało. Obaj drżeliśmy z nadmiaru zimna, zaopatrzeni jedynie w zwiewne swetry. Harry zamiast rozpaczać, śmiał się najlepsze gdy tykałem jego przedramię chłodnymi palcami. - Po prostu zaśnij, to nie takie trudne. - szepnął tuż obok mojego ucha i ostrożnie przysunął się nieco bliżej. Oparłem policzek o jego ramię i przymknąłem powieki. Zapach jego perfum zawładnął moimi zmysłami. Było mi z tym dobrze, nie czułem skrępowania.
- Curly? - mruknąłem cicho, a chłopak oderwał głowę od oparcia i spojrzał na mnie. - To był głupi pomysł. - chłopak zaśmiał się automatycznie i na powrót oparł kark o ciepłe siedzenie. Byłem przesadnym realistą, nawet przy nim.
- Więc dlaczego nie siedzisz teraz za cholerną kierownica i nie wieziesz nas do domu? - i ja się roześmiałem, słysząc z jaką wyższością wypowiedział te słowa. Miał rację. Zaufałem mu. Zupełnie tak, jak on ufał mi, gdy pozwolił się tu przywieźć. Czyż to nie zabawne? Oboje ślepo sobie ufaliśmy, nie mając ku temu żadnych podstaw.

Nad ranem obudziło mnie wschodzące słońce, którego promienie oparły się na przedniej szybie. Westchnąłem ciężko czując dotkliwy ból w okolicy pleców. No tak, zdarzało mi się sypiać lepiej. Zerknąłem na zegarek, dochodziła siódma. Harry wciąż spał, uparcie wtulając policzek w skrawek ciemnego koca. Ostrożnie otworzyłem tylne drzwi, by wydostać się z samochodu i odetchnąć świeżym powietrzem. Uśmiechnąłem się słysząc jak Styles mruczy coś po francusku. Nie byłem pewien, ale to było chyba jakieś przekleństwo. Wyszedł z samochodu, uprzednio ujmując w dłoń papierosy. Poranek był naprawdę piękny. Subtelna rosa tuliła wysoką trawę, a małe, żółte kwiatki niezdarnie uśmiechały się do pierwszych tego dnia, słonecznych promieni. Harry odetchnął z ulgą, gdy do jego płuc dotarła ukochana nikotyna.
- Jak się spało? - spytałem retorycznie patrząc, jak przeczesuje palcami swoje gęste włosy. Skrzywił się jedynie i oparł plecami o samochód. - No tak. - roześmiałem się i ziewnąłem przeciągle.
- Żałujesz? - spytał cicho, uparcie wlepiając we mnie swoje zielone tęczówki. Miał wyrzuty sumienia? Cóż.. marznięcie w jego towarzystwie okazało się całkiem przyjemne.
- Niekoniecznie. Gdybym tylko wiedział że aż tak Ci się spodoba, zabrałbym kanapki. - szatyn uśmiechnął się szeroko i po raz ostatni zaciągnął dymem.
- Nie miałeś prawa tego wiedzieć. Poza tym.. to co spontaniczne, zawsze jest dobre. - wierzyłem jego słowom. Priorytetem okazało się dla mnie jego samopoczucie. Jeśli on cieszył się tym porankiem, dlaczego ja miałbym narzekać? - Doceniam to, co dla mnie robisz. Nawet, jeśli działasz kierowany powinnością.
- Słucham? - uniosłem brwi i uważnie przyjrzałem się jego twarzy. - Sugerujesz, że zrobiłem to tylko dlatego, ze Liam jest moim przyjacielem? Nie prosił o zapewnienie Ci rozrywki, inicjatywa była tylko moja.
- Wiem, Louis. - pokręcił głową z uśmiechem, a ja unormowałem odrobinę swój oddech, który przed sekundą nieznacznie przyśpieszył. - Miałem ochotę zobaczyć Twoje poirytowanie. Dzięki.

17 lipca 2012

Rozdział X

Rozdział 10
Uzależnienia.


Harry
El pozwoliła przemówić sobie do rozsądku. Początkowo była zła, że ośmieliłem się ją pouczać, ale później dotarło do niej jak wielki popełniła błąd. Zdecydowała, że po zakończeniu wakacji wyjedzie na krótki "odwyk" do Szwajcarii. Uważałem, że to dobry pomysł. Będzie miała okazję porozmawiać z ludźmi, którzy są w podobnej sytuacji. Będzie mogła wypytać o wszystko specjalistów, którzy zapewnią jej fachową opiekę. Louis miał rację. Wyglądała naprawdę fatalnie. Nie dziwię się, że się martwił. Cóż, jesteśmy tylko ludźmi, mamy prawo popełniać błędy. Porażki czynią nas silniejszymi. Jestem pewien, że Eleanor sobie poradzi. Wewnątrz jest naprawdę silną osobą. Louis należycie się nią zajmie, gdy wrócę do Francji. Musi mi to obiecać, bym przesadnie się nie zamartwiał. Przywiązałeś się do tych ludzi, Styles, to do Ciebie takie niepodobne. Uśmiechnąłem się do swoich myśli i zszedłem do kuchni. Za kilka chwil przyjdzie po mnie Niall. Obiecałem mu wspólny wypad na lody. To niesamowite, że to już trzeci poniedziałek. Czas mknie do przodu naprawdę nieubłaganie. Liam znowu przesiadywał u Danielle. Dawno jej nie widziałem, mam nadzieję, że czuje się znacznie lepiej. Po krótkiej chwili usłyszałem dzwonek do drzwi. Uchyliłem je ostrożnie, by przywitać blondyna czułym uśmiechem.
- Witaj. Możemy iść, jestem gotowy. - Niall skinął lekko głową i odwzajemnił mój uśmiech. Wyglądał niezwykle promiennie. Miał na sobie zieloną koszulkę, która znacząco podkreślała jego piękne oczy. Nigdy dotychczas nie widziałem tak zjawiskowych tęczówek.
- Jak się masz? - spytał cicho, zerkając na mnie niepewnie. Był odrobinę skrępowany?
- Dobrze, dziękuję. A Ty? - zwróciłem twarz w jego stronę, a on tylko spuścił wzrok i wzruszył lekko ramionami. Przystanąłem na moment i dotknąłem dłonią jego ramienia. Zadrżał. - Coś nie tak?
- Jest okej. - szepnął i na moment spojrzał w moje oczy. Zapomniałem o oddychaniu, toną bezwarunkowo w tych lazurowych tęczówkach. Chłopak zaśmiał się cicho dostrzegając, ze gapię się na niego nazbyt przesadnie. Poczułem coś dziwnego. Jakieś.. napięcie pomiędzy nami. Coś na kształt chemii.
- Słyszałem, że jesteś Irlandczykiem. - powiedziałem z zaciekawieniem, a blondyn skinął głową. Byłem ciekaw dlaczego mieszka w Londynie. To miasto nie miało w sobie żadnego specjalnego uroku.
- Poznałem Liam'a na obozie, jakiś czas temu. Postanowiłem, że kiedy już się usamodzielnię, zamieszkam jak najbliżej niego. - uśmiechnąłem się mimowolnie, analizując jego wypowiedź. Był najsłodszym facetem, jakiego kiedykolwiek poznałem. Cenił przyjaźń, to wspaniałe.
Reszta przedpołudnia minęła bardzo szybko. Niall uśmiechał się coraz częściej, co sprawiało mi radość. Cieszyłem się, że jest mu przy mnie dobrze. Lody smakowały jak zazwyczaj, inaczej niż w Paryżu, ale chyba już do tego przywykłem. Czy to oznacza, że będąc we Francji przyjdzie mi tęsknić za brytyjską wersją tego przysmaku? Coś równie absurdalnego nigdy nie przyszłoby mi do głowy. Wróciłem do domu w porze obiadowej. Ciocia czekała na mnie z masą jedzenia, które jak co dzień starała się we mnie wepchnąć. Nie przywykłem do takich porcji. Liam wyglądał na uradowanego, gdy Alice podała mu jego ulubioną zapiekankę. Byli naprawdę cudowną rodziną. Prawda, czasem mieli problemy, ale kto ich nie ma? Zatęskniłem za mamą. Słyszałem jej głos zaledwie wczoraj, gdy dzwoniła by opowiedzieć mi co dzieje się w stolicy Francji. Pokochałem Londyn, ale wiem, że powrót do domu da mi szczęście. Moje miejsce jest tam, u boku najukochańszej kobiety, jaka kiedykolwiek stąpała po tej ziemi.

Louis
Pomyślałem, że Harry powinien zobaczyć coś poza wielkimi budynkami. Zawiozę go w miejsce, które na pewno go zaskoczy. Pytanie tylko, czy będzie miał ochotę? Bywa taki uparty. Kończyłem właśnie swoją porcję makaronu z warzywami, gdy telefon w mojej kieszeni począł nucić irytującą melodyjkę. Wyjąłem go pośpiesznie, by odczytać wiadomość. " Interwencja Harr'ego jak najbardziej na plus. Przepraszam Cię za moje zachowanie. Dam radę, wiesz, prawda? Tęsknię." Uśmiechnąłem się jak głupek. A więc Harry spisał się na medal. Muszę mu podziękować. Eleanor była dla mnie jak.. jak część mnie. Nikogo innego nie traktowałem w ten sposób. Za nią dałbym się po prostu pokroić, bo była tego warta. Po obiedzie wyszedłem z domu, by pomęczyć swoją obecnością Francuza. Zdążyłem się za nim stęsknić. Za nim i za tym jego bezczelnym uśmieszkiem, który równocześnie mnie bawił i irytował. Przed domem natknąłem się na Liam'a, który oznajmił, że Harry spędza czas na poddaszu. Zapewne malował. Przeszło mi przez myśl, że nie powinienem mu przeszkadzać, ale ochota na rozmowę z nim była silniejsza. Wspiąłem się po schodach i powoli nacisnąłem na klamkę drzwi, prowadzących do jego sypialni. Stał przy otwartym oknie, tyłem do mnie. Palił papierosa. Nie lubiłem tego nałogu, zawsze uważałem palenie za coś aroganckiego, ale w jego wykonaniu to było takie.. delikatne, spokojne, dobre. Podszedłem, zważając na każdy krok. Stanąłem tuż za nim i oparłem dłonie na parapecie, delikatnie opierając się klatką piersiową o jego plecy. Zerknął tylko na moją twarz, po czym podsunął pod moje usta tlącego się papierosa. Skrzywiłem się odruchowo, ale już po chwili zacisnąłem wargi na filtrze i delikatnie się zaciągnąłem.
- No proszę. - Harry odwrócił się przodem do mnie i przyjacielsko poklepał moje ramię. - Będą z Ciebie ludzie, Tomlinson. - pokręciłem głową z uśmiechem i powędrowałem za nim spojrzeniem, gdy się ode mnie odsunął.
- Eleanor się odezwała. Jestem Ci bardzo wdzięczny. - powiedziałem spokojnie, po czym delikatnie przymknąłem okno. Powietrze było naprawdę chłodne. Styles zaciągnął się po raz ostatni i uwolnił z ust gęstą dawkę dymu. Zgasił papierosa na blacie drewnianej szafki nocnej.
- Nie ma za co. - wzruszył tylko ramionami i wykrzywił wargi w coś na kształt uśmiechu. Usiadłem obok niego i cicho westchnąłem. Nie był w zbyt dobrym nastroju, czułem to. Bałem się, że odrzuci moją propozycję, a nie wiedzieć czemu, bardzo zależało mi na tym by go na trochę "porwać".
- Wiesz.. myślałem o czymś. Jest takie miejsce, kilkadziesiąt kilometrów od Londynu, w które chciałbym Cię zabrać. Pozbawione miejskiego hałasu i ludzkiej ingerencji. Mógłbyś coś namalować, wyciszyć się. - szatyn uważnie przyglądał się moim wargom, ja gdyby to nie słowa do niego docierały. Zdawał się czytać wszystko z ruchu moich ust. To było.. krępujące, a jednocześnie niezwykle miłe.
- Jutro? - spytał krótko, a ja skinąłem głową na potwierdzenie. - W porządku. - wzruszył ramionami i spojrzał w stronę okna. Jasna firanka delikatnie się zakołysała. Byłem ciekaw, o czym myśli.
- Coś nie tak, Harry? Jesteś tu ze mną, a myślami? - chłopak na powrót zerknął na moją twarz i lekko się uśmiechnął. Te dwa urocze dołeczki w  jego policzkach dodawały mu uroku. Miał anielską buzię i iście diabelski charakterek. Interesujące połączenie.
- Wybacz. Myślę o wszystkim i o niczym. - widziałem w jego zielonych tęczówkach odrobinę smutku, ale nie zamierzałem o to pytać. Być może nie ufał mi na tyle, by powierzać mi swoje troski? Czasem przeceniałem własną wartość.

Niall
Harry jest cholernym manipulatorem. Działał na mnie w sposób, którego dotychczas nie znałem. Zdawało mi się, że siedzi w mojej głowie i bez skrupułów czyta każda moją myśl, nawet tę najskrytszą. Czułem się przy nim swobodnie, ale nie potrafiłem nie myśleć o nim jak o kimś doskonałym. Nie zależało mi na jego sympatii. Nie pragnąłem poznać jego wad i zalet. Podobał mi się jako facet i pozwoli traciłem nad tym wszystkim kontrolę. On wyjedzie, a ja zostanę tutaj z pieprzonym niedosytem. Chłopak miał w sobie coś, co przyciągało do niego ludzi. Coś wewnątrz, coś czego nie dało się dostrzec oczyma. Byłem nim zafascynowany. Wszystkim, dosłownie wszystkim co z nim związane. Dzisiejszy wypad na lody był bardzo przyjemny. Zerknąłem na wyświetlacz swojego telefonu i cicho westchnąłem. Liam miał być u mnie 15 minut temu. Ten facet zawsze się spóźnia, a ja zawsze mu to wybaczam. Mam zdecydowanie za dobre serce. Uśmiechnąłem się szeroko, gdy do moich uszu dotarł dzwonek do drzwi. Zerwałem się z łóżka i pobiegłem, by otworzyć. Widząc, ze to szatyn, rzuciłem się na niego i uwiesiłem na jego szyi. Liam jęknął tylko przeciągle.
- Tęskniłeś? - spytał ze śmiechem, delikatnie obejmując mnie w pasie. Uwielbiam go męczyć swoją bliskością. Robiłem to przy każdej okazji.
- Nie? - zaśmiałem się głośno i odkleiłem od jego torsu, by mógł swobodnie zaczerpnąć powietrza. Już po chwili wciągnąłem go do swojego pokoju. Uwielbiałem jego towarzystwo. Był dla mnie jak brat.
- Jak było z Harr'ym? - spytał spokojnie, zajmując miejsce na małej, niebieskiej sofie. - Dał Ci popalić?
- Skądże. Było bardzo miło. - kąciki moich ust lekko się uniosły, a Liam odetchnął z udawaną ulgą. Rzuciłem w niego pluszową maskotką. Powinienem mu powiedzieć, że zdecydowanie lecę na jego kuzyna?

Zayn
Wyszedłem na balkon, by zapalić. Władały mną sprzeczne uczucia. Kochałem Perrie. Była moim własnym, subtelnym i delikatnym oderwaniem od rzeczywistości. Była lekiem na każde zło. Jej kruchość była osłodą. Kochałem ją za ten przesadny nieraz makijaż i zbyt krótkie sukienki. Kochałem ją, bo potrafiła przybiec do mnie w środku nocy tylko po to, by powiedzieć że tęskni. Teraz była kimś, kto budził moja odrazę. Pisała do mnie każdego dnia. Przepraszała, starała się wszystko wyjaśnić. Jak można uzmysłowić ukochanej osobie, że jest się świadomym popełnionego błędu, za pomocą sms'ów? Owszem, nalegała na spotkanie, ale chyba nie potrafiłbym spojrzeć jej w oczy. Zakochałbym się, ponownie. Głupi, naiwny Zayn. Wierzyłem, że jestem tym jedynym. Że jestem dla niej kimś wyjątkowym. Pozostało mi wrócić do wizerunku skurwiela. Najgorsze co można zrobić to otworzyć przed kimś serce. Zakląłem pod nosem, kończąc papierosa. Jego dym upajał moje ciało. Zmysły pozostawały w fatalnym stanie. Nie miałem na nic ochoty. Czułem się jak gówno. Zazwyczaj to ja bawiłem się ludzkimi uczuciami. To ja byłem górą. Nie wierzyłem, że mała, wątła blondynka będzie w stanie zniszczyć mój świat. Koniec z miłością, Malik. Od teraz tylko przelotne romanse, nic poza tym.

16 lipca 2012

Rozdział IX

Rozdział 9
Chłód.


Louis
Byłem idiotą. Stałem przed domem Eleanor. Ściskałem w drżących dłoniach małego, pluszowego misia z czerwoną kokardką pod szyją. Bałem się spotkania z nią, bałem się prawdy. Nie rozumiałem, dlaczego tak dotkliwie się ode mnie odsunęła. Byliśmy najlepszymi przyjaciółmi. Setki razy powtarzała, że tylko ja ją rozumiem. Tylko ona znała całą prawdę o mnie. Czasem była wszystkim. W chwili obecnej nie byłem do końca pewien, czy zechce ze mną rozmawiać. Zagarnąłem w płuca sporą dawkę powietrza i ruszyłem ku drzwiom, prowadzącym do jej domu. Zapukałem ostrożnie i przełknąłem ślinę. Już po chwili stała przede mną mama El. Uśmiechnęła się delikatnie na mój widok i zaprosiła mnie do środka. Wyglądała na zmartwioną.
- Cieszę się, że jesteś Louis. Może Ty przemówisz jej do rozsądku. - kobieta westchnęła dyskretnie i pokręciła głową na boki. Przemówię do rozsądku? Co ta mała paskuda znowu wymyśliła?
- Napijesz się gorącej czekolady? - skinąłem tylko głową na pytanie Pani Calder i wskoczyłem na schody. Naprawdę się martwiłem. Miałem jednak nadzieję na jakieś wyjaśnienia odnośnie tego.. nagłego zniknięcia z mojego życia. Podszedłem do jasnych drzwi i zapukałem w nie niepewnie. Gdy tylko usłyszałem niewyraźne "proszę", nacisnąłem na klamkę i zajrzałem do pomieszczenia. Szatynka siedziała na podłodze i robiła brzuszki. Ściągnąłem brwi i zamknąłem za sobą drzwi. Gdy zauważyła, że to ja, podniosła się pośpiesznie i wtuliła w mój tors. Poczułem, że schudła. Była taka wątła, czułem na sobie jej wystające żebra i kości biodrowe. Dotarło do mnie, co się stało.
- Zapomniałaś o mnie. - wyszeptałem w jej kasztanowe loki, a ona zadrżała mimowolnie. Wciąż zacięcie wtulała policzek w materiał mojej koszulki. Władało nią poczucie winy. Po chwili ciszy uniosła spojrzenie na moją twarz. Dopiero teraz mogłem dostrzec, jak bardzo się zmieniła. Jej tęczówki straciły wcześniejszy blask. W chwili obecnej widziałem w nich tylko zmęczenie i smutek. Jej małe wargi były blade. Pod oczami widniały spore sińce, a policzki były nienaturalnie zapadnięte. Byłem przerażony.
- Nie, nie, nie.. to nie tak. - wyszeptała szybko i zacisnęła palce na mojej koszulce. Była.. taka krucha i bezbronna. Władał nią strach. Bała się, że mnie straciła. - Musiałam nad sobą popracować. Wymagali tego ode mnie.
- Els. - ująłem w dłonie jej twarzyczkę i nakazałem jej spojrzeć w swoje oczy. Drżała. Byłem na nią zły. Jak można doprowadzić się do takiego stanu? Była idealna. Teraz wyglądała jak cień człowieka. Z drugiej jednak strony, tęskniłem za nią. Za jej uśmiechem. - Wyglądasz tragicznie. Kto powiedział Ci, ze powinnaś schudnąć? Miałaś idealną figurę.
- Nie. - zaprzeczyła szybko i odsunęła się, nawet na mnie nie patrząc. - Wyglądam zupełnie tak samo. Może nawet gorzej? Co z tego, że liczba na wadze znacząco spadał, skoro nic się nie zmieniło? - spojrzałem na nią z przerażeniem. Myślała jak anorektyczka. Nie zauważyła, jak bardzo się zmieniła?
- Hej, spokojnie. Poradzimy sobie. - ująłem jej dłoń i na powrót przyciągnąłem ją do siebie. Jej skóra emanowała chłodem. Czułem, że muszę się nią zaopiekować. Musiałem wybić jej z głowy te bzdury. To wszystko zmierzało w złym kierunku. - Skończysz z ćwiczeniami i zaczniesz zdrowo się odżywiać. Możemy nawet razem przygotować jakąś lekką kolację, na początek. - na moje wargi wkradł się delikatny uśmiech. Szatynka jednak skrzywiła się nerwowo i spojrzała na moją twarz z odrobina rozbawienia.
- Moje ciało odrzuca jedzenie. Nie patrz tak na mnie, słyszysz? Nie patrz na mnie jak moja matka. - ostrożnie rozchyliłem wargi, przyglądając się jej. Szeroka koszulka wisiała na niej jak na wieszaku. Gdzie podziała się moja Eleanor? Ta, która kochała czekoladę i nie dbała o to, jak postrzegają ją inni? Ta praca ją zniszczyła. Jak można zażądać od szczupłej dziewczyny, by straciła na wadze? Wyglądała idealnie, nie potrzebowała cholernych zmian.
- Uspokój się.. - szepnąłem, robiąc krok w jej stronę. Znowu się odsunęła. Zachowywała się jak rozkapryszona, mała dziewczynka. Nic do niej nie docierało. - Stawiasz pracę ponad własne zdrowie? To nie Ty, El, to do Ciebie niepodobne.
- Nie znasz mnie. - rzuciła oschle i odwróciła się do mnie plecami. Władały mną sprzeczne emocje. Nie chciała mojej pomocy. Nie chciała nawet mnie wysłuchać. Poczułem się jak skończony głupek.
- Nikt nie zna Cię lepiej. - powiedziałem stanowczo, a ona zerknęła na mnie przez ramię. - Ale jeśli mnie nie potrzebujesz, dobrze. - rozłożyłem ręce w geście bezsilności i podszedłem do drzwi. Było mi przykro. Byłem wściekły, nie rozumiałem jej. - Radź sobie sama.

Harry
Moje życie tutaj na przestrzeni kilku dni stało się po prostu cukierkowe. Wszystko było idealne, wszyscy się uśmiechali. Czasem czułem się jak wśród wariatów. Przesyconych fałszywym szczęściem wariatów. Najgorsze było jednak to, że czułem się wspaniale. Z tymi ludźmi, w tym miejscu. Sobotni wieczór mijał bardzo szybko. Spędzałem go w swoim pokoju. Leżałem na łóżku i bezcelowo gapiłem się w sufit. Pogoda na zewnątrz była fatalna, więc i humor pozostawiał wiele do życzenia. Miałem ochotę zasnąć, nie wiedzieć czemu. Po chwili jednak usłyszałem jak ktoś bez pukania wchodzi do mojego pokoju. Zadziwiłem się, gdy zobaczyłem przemoczonego Louisa. Nerwowo wymachiwał rękami. Wsparłem się na łokciach.
- Eleanor jest chora, przez własną głupotę. Wygląda jak trup, dasz wiarę? Nic do niej nie dociera! Próbowałem przemówić jej do rozsądku.. nic, jak grochem o ścianę. - patrzyłem jak chłopak chodzi dookoła małego dywanika zdobiącego podłogę. Ściągnąłem brwi.
- Eh, spokojnie. Powoli.. - Lou usiadł na łóżku, przy okazji mocząc mi pościel. Jak mógł wyjść z domu w taką pogodę bez parasola? Było mu zimno, trząsł się jak galaretka owocowa.
- Byłem u niej, bo mnie unikała. Nie odpisywała na moje wiadomości, martwiłem się. Okazało się, że całkiem słusznie. Ona się głodzi, rozumiesz? Tylko dlatego, że jakiś gnojek poprosił ją by zrzuciła parę kilogramów.
- Po co? Wyglądała doskonale. - szepnąłem spokojnie, nie mogąc uwierzyć w jego słowa. Przypomniało mi się jednak, kiedy widziałem ją po raz ostatni. Biegała. Już wtedy wyglądała na osłabioną.
- Paranoja. - głos szatyna załamał się nagle. Schował twarz w dłoniach i westchnął ciężko. Usiadłem obok niego i ostrożnie objąłem go ramieniem. Był przygnębiony i przerażony jednocześnie. Dlaczego przyszedł akurat do mnie? Miałem mieszane odczucia, ale chciałem by przestał się martwić.
- Porozmawiam z nią jutro, w porządku? - chłopak tylko skinął głową. Odruchowo wtuliłem jego ciało mocniej w swój bok. - Zależy Ci na niej, prawda? - wyszeptałem mu do ucha, a on spojrzał na moją twarz i leciutko się uśmiechnął.
- Tak, jest moją najlepszą przyjaciółką. Nie chce, by postępowała w ten sposób. - skinąłem głową i delikatnie poczochrałem palcami jego wilgotne włosy. Byłem pewien, że wszystko się ułoży. Bardzo chętnie porozmawiam z El. Polubiłem ją.
- Dam Ci suchą koszulkę. - podniosłem się powoli, a Louis pośpiesznie chwycił w palce szlufkę moich spodni, by mnie zatrzymać. Otuliłem jego twarz pytającym spojrzeniem.
- Nie trzeba. Pójdę już.
- Dokąd? Wieczór dopiero się rozpoczął. Zrobię herbaty, spędzimy razem trochę czasu. Nie wiem czy zauważyłeś, ale zostałem w domu sam, więc.. - szatyn uśmiechnął się lekko i pozwolił mi podejść do szafy. Wygrzebałem z niej koszulkę w paski, na której widok automatycznie się uśmiechnąłem. Cóż, chyba każdy Francuz ma taką w swojej garderobie. - Załóż.
Po krótkiej chwili siedzieliśmy już w salonie, przy dwóch kubkach gorącej herbaty. Trzymałem na udach laptopa, Louis chciał pokazać mi jakiś wielce zabawny filmik. Odczułem, że.. lubi moje towarzystwo. Humor znacząco mu się poprawił, był na nowo tym głupawym, uśmiechniętym Louis'em. Będzie mi brakowało kogoś takiego, gdy już wrócę do swojego kraju. Czyżbym zaczynał przesadnie się do niego przyzwyczajać? Był wspaniały. Zaśmiałem się donośnie, gdy Lou począł tłumaczyć mi coś zawzięcie. Był naprawdę pozytywną osobą. Przy kimś takim po prostu nie dało się nie uśmiechać. Liam ma szczęście, że ma w swoim gronie taką osobę. Będę za nim tęsknił. Swoją drogą, dlaczego myślę o tym już teraz? Mamy przed sobą jeszcze kilkanaście dni. W poniedziałek wybieram się na lody z Niall'em. Muszę także poprosić Zayn'a by znalazł dla mnie chwilę. Jutro odwiedzę Eleanor i postaram się jakoś wybić jej z głowy tę obsesję na punkcie odchudzania. Jest piękną i mądrą kobietą. Nie powinna przywiązywać tak wielkiej wagi do tego, co mówią i myślą inni ludzie. Jeśli ta praca ma zmuszać ją do tak drastycznych przedsięwzięć, to może czas najwyższy pomyśleć o zmianie planów na przyszłość? Louis zerknął na profil mojej twarzy. Kąciki jego ust drgnęły subtelnie.
- Dziękuję. - wyszeptał spokojnie, po czym ujął w obie dłonie swój kubek i powoli zamoczył wargi w aromatycznym napoju.
- Za co? - spytałem odruchowo, a on poszerzył swój uśmiech. I ja nie omieszkałem się uśmiechnąć. Nie byłem jednak do końca pewien, co miał na myśli. Koszulka to przecież tylko drobiazg.
- Za to, że poprawiłeś mi humor. Za to, ze porozmawiasz z El..
- Nie dziękuj mi, brzydalu, po prostu nie martw się na zapas. To, że jest uparta nie znaczy, że zaprzestała racjonalnie myśleć. - sięgnąłem dłonią po swój kubek, uprzednio odkładając komputer na blat stołu. Byłem pewien swoich słów. Wierzyłem, że szatynka mi zaufa. Louis był przy niej zawsze. Być może poczuła, że jego ocena względem jej wyglądu nie jest obiektywna? Już ja ją upewnię w przekonaniu, że musi o siebie zadbać. Jestem niemniej uparty.

15 lipca 2012

Rozdział VIII

Rozdział 8
Bezpodstawne zafascynowanie.


Niall
Środa. Wróciłem do Londynu. Rozmawiałem z Lou. Pod moja nieobecność Zayn zdążył rozstać się z Perrie, a Eleanor zupełnie się odizolowała. Nie byłem pewien, co właściwie się stało. Musiałem poznać Harr'ego. Od tak, dla zasady. Musiałem dowiedzieć się, dlaczego wszyscy tak bezpodstawnie do niego lgną. Owszem, był uroczy. Miał przenikliwe spojrzenie, ładny uśmiech i te niesforne, brązowe loki, ale.. co poza tym? Jakaś nieznana siła nakazywała mi nieustannie o nim myśleć. Zupełnie zwariowałem. Usiadłem przy kuchennym stole i zagarnąłem w dłoń szklankę z wodą. Wciąż bolała mnie głowa. Mama była zaskoczona moim przyjazdem. Sądziła, że spędzę u Josh'a co najmniej tydzień. Potrzebowałem porozmawiać z Liam'em. Był moim najlepszym przyjacielem, tylko jemu powierzałem swoje myśli wiedząc, że wszystko zostanie między nami. Właściwie.. nie wiedziałem, kim jestem. Nie wiedziałem czego oczekuję od życia. Lubiłem zarówno mężczyzn, jak i kobiety. Pod każdym względem. Nie ograniczałem się, byłem otwarty. Liam to tolerował. Musiał. Jego kuzyn jest gejem, dlaczego więc miałby odtrącić mnie? Chłopaka który.. nie jest do końca pewien, kogo wolałby widzieć u swego boku. Być może myślałem o Harr'ym tylko dlatego, iż miałem świadomość, że woli facetów? Może najzwyczajniej w świecie byłem ciekaw, czy jestem w stanie go zauroczyć? Musiałem odwiedzić Liam'a. Wstałem i wyszedłem z domu. Zapewne będzie zaskoczony moją wizytą, ale przecież wie doskonale, że nie zwykłem uprzedzać. Po kilku chwilach intensywnego spaceru, byłem na miejscu. Pani Alice pomachała do mnie przyjaźnie. Spędzała naprawdę dużo czasu w swoim ogrodzie. Kochała róże. Podszedłem nieco bliżej i delikatnie się uśmiechnąłem.
- Dzień dobry. Liam jest w domu? - spytałem grzecznie, splatając palce obu dłoni za swoimi placami. Kobieta spojrzała na mnie uważnie i skinęła głową.
- Tak, tak. Ogląda jakiś film z Harr'ym. - drzwi do domu były lekko uchylone, do moich uszu dotarły śmiechy obu chłopaków. Mimowolnie poszerzyłem uśmiech i wszedłem do środka. Siedzieli na kanapie. Rzucali w siebie popcornem.
- Hej, dzieciaki. - powiedziałem cicho i ułożyłem dłonie na uparciu sofy. Liam wstał i posłał mi szeroki uśmiech. Podszedł do mnie i ochoczo objął mnie ramieniem. Tęskniłem za zapachem jego perfum. Był bardzo specyficzny. Kojarzył mi się z naprawdę wieloma, przyjemnymi momentami.
- Nareszcie znalazłeś dla nas chwilę. - spojrzałem w gorącą czekoladę tęczówek szatyna, który zacisnął tylko wargi. Czyżby ktoś tu jednak za mną tęsknił? Harry wyglądał na zadowolonego. Zupełnie jak tego popołudnia w "Cakes&Shakes", gdzie widziałem go po raz pierwszy. - Znasz już mojego kuzyna, prawda? - skinąłem głową i zająłem miejsce obok Francuza, który posłał w moją stronę perfekcyjny uśmiech.
- Nie mieliśmy okazji się bliżej poznać. - szepnął spokojnie, po czym zwrócił spojrzenie w stronę ekranu. Był niebywale przystojny. Jasne tęczówki uroczo kontrastowały z brązowymi lokami. Jego kości policzkowe były wyraźnie zarysowane. Nawet sposób w jaki się uśmiechał był po prostu idealny. Dopełnieniem była ta wymięta, granatowa koszulka, którą miał na sobie. Był jak Paryż nocą, choć przecież.. nigdy tam nie byłem. Przyglądałem mu się przez dłuższą chwilę. Wychwycił to. - Powinieneś spędzić ze mną kolejny poniedziałek. - wskazał na mnie palcem i westchnął lekko.
- Poniedziałek? - spytałem podejrzliwie, zerkając to na Liam'a, to na Harr'ego. Nie byłem do końca pewien, czy warto czekać, skoro możemy wyjść gdzieś razem chociażby.. zaraz. Władała mną niecierpliwość?
- Lody miętowe, Niall. Harry raczy nimi podniebienie w każdy poniedziałek. Pierwszy spędził w towarzystwie Eleanor, a dwa dni temu to ja byłem jego towarzyszem. - zielonooki skinął głową i wepchnął do ust garść popcornu.
- Dobrze. Chętnie. - wzruszyłem ramionami i subtelnie uniosłem kąciki warg ku górze. Dziwny rytuał, ale czego innego mogłem się spodziewać?

Louis
Eleanor nie odbierała moich telefonów. Złożę jej wizytę pełną wyrzutów, ale jeszcze nie dziś. Byłem bardziej zły, a niźli zmartwiony. Postanowiłem, że odwiedzę Liam'a. Byłem najzwyczajniej w świecie ciekaw, jak radzi sobie ze swoim nieokrzesanym kuzynem. W pośpiechu okryłem tors pasiastym swetrem, którego rękawy podwinąłem aż do łokci i pośpiesznie wybiegłem z domu. Na zewnątrz padał subtelny deszcz, nie chciałem o nim myśleć. Po kilku minutach dobiegłem do celu. Zapukałem do drzwi. Ufnie oparłem się o nie dłonią, łapczywie zagarniając do płuc kolejne dawki powietrza. Nie zauważyłem nawet, kiedy drzwi powoli się uchyliły. O mało co nie upadłem.
- Cześć, Lou. - Li przywitał mnie czułym uśmiechem i skinął lekko dłonią, zapraszają mnie do środka. - Jeszcze kilka chwil i będziemy mieć komplet. - skrzywiłem się, bo dotarło do mnie, że nie tylko ja postanowiłem spędzić tutaj wieczór. Zajrzałem do salonu. Tuż obok Harr'ego siedział wątły blondyn. Ucieszyłem się na jego widok.
- Niall, ej, tęskniłem. - podszedłem do niego i delikatnie go przytuliłem. On poklepał przyjacielsko moje ramie i usiadł na poprzednim miejscu. Zerknąłem w stronę szatyna, który zachłannie upychał w policzkach popcorn. Wyglądał jak chomik. Mały, z dobrym humorem.
- Witaj, Harry Styles, wielki artysto i pijaku. - szatyn zwrócił ku mnie swe spojrzenie i ściągnął brwi. Liam zaśmiał się donośnie. Ja sam nie mogłem powstrzymać rozbawienia. - Jest lepiej?
- Witaj, Louis Tomlinson, wstrętny zbawco potępionych dusz. - ironia w jego głosie przyprawiła mnie o dreszcze. Podstępny dzieciuch.
- Jest o niebo lepiej. - szepnął Liam, a ja szeroko się uśmiechnąłem i zająłem miejsce tuż obok blondyna. Czułem, że się dogadują. Czułem, ze wszystko zmierza w dobrym kierunku, a nasz gość czuje się tutaj coraz swobodniej.
- Co oglądacie? - zerknąłem na ekran i zmarszczyłem nos. Wyglądało mi to na.. mało zabawną komedię. Harry zacisnął wargi, a Niall wzruszył tylko ramionami. No tak, deszczowe wieczory w Londynie spędza się na bliżej nieokreślonych zajęciach. Spojrzałem na nich z wyrzutem. - Może gdzieś wyjdziemy?
- Macie tu jakiś interesujący klub dla gejów? - szatyn spojrzał na mnie z zaciekawieniem. Wlepiłem w niego zaskoczone spojrzenie. Jego bezpośredniość odrobinę zbiła mnie z tropu. Zupełnie jak wtedy, gdy pokazał mi fotografię przedstawiającą jego, wraz z byłym chłopakiem.
- Ale wiesz, że raczej.. żaden z nas nie zechce Ci towarzyszyć. - wyjaśniłem mu, a on subtelnie się uśmiechnął.
- Wiem. Właśnie dlatego spytałem. - wyższość na jego twarzy przyprawiła mnie o uśmiech, a Liam zdzielił go wielką, puchatą poduszką, na co Styles tylko cicho jęknął.
- Pytałem poważnie. Nie macie ochoty na wyjście? - zanim którykolwiek z nich zdołał mi odpowiedzieć, do moich uszu dotarło pukanie do drzwi. Payne zaśmiał się odruchowo. Przez chwilę obawiałem się, ze to El. Nie wiedziałabym, jak się przy niej zachować. Unikała mnie. Odetchnąłem dyskretnie, gdy głos Zayn'a wprawił powietrze w delikatnie drganie.
- Męski wieczór? - brunet spojrzał na nas i odruchowo się uśmiechnął. To zabawne, ze wszyscy mieli ochotę spędzić czas właśnie tutaj. Zacząłem się obawiać, że Harry przyciąga do siebie ludzi nazbyt przesadnie.
- Teraz już zdecydowanie tak. - Francuz spojrzał w jego stronę, a Zayn poszerzył uśmiech. Po chwili podszedł do niego i zagarnął go w swoje objęcia. Zaraz, coś mnie ominęło? Malik nie darzył szatyna zbyt wielką sympatią, a teraz przytula go z tak wielką ochotą?
- Jesteśmy w komplecie. - Liam wciąż nie mógł uwierzyć, że cała nasza piątka zebrała się u niego bez jakiegokolwiek planowania. Swoja drogą, ten fakt był odrobinę dziwny. - Co pijemy? - Harry aż wzdrygnął się na to pytanie.
- To czas na.. - szepnął z uśmiechem i wstał. Payne wiedząc zapewne o co chodzi, pokręcił tylko głową.
- Zostaw Grey Goose na swój wyjazd. Znajdę coś godnego uwagi. - uniósł ku górze palce wskazujący i skierował swe kroki w stronę kuchni. Zerknąłem na Harr'ego, który na powrót zajął miejsce na sofie.
- Właściwie.. kiedy wyjeżdżasz? - spytałem półszeptem, a oczy pozostałych zwróciły się w stronę wątłego chłopaka. Styles zamyślił się na krótką chwilę.
- Cóż, za trzy tygodnie. Chyba ze Liam zechce wykopać mnie wcześniej.

Było lekko. Nie czułem skrępowania, nikt go nie czuł. Chyba każdy z nas cieszył się z zaistniałej sytuacji. Cieszył się, że jesteśmy tu wszyscy i bez względu na pogodę chociażby, możemy po prostu porozmawiać, przy odrobinie alkoholu. Liam zaserwował nam słodkawe drinki. Harry nie był zadowolony, gustował w nieco mocniejszych specyfikach, ale zgodził się na to ( jak sam nazwał ) "spokojniejsze doświadczenie". Na moment zapomniałem o tym, co powoli zabija mnie od wewnątrz. O wszystkich troskach, zmartwieniach. Zresztą, nie tylko ja. Zayn uśmiechał się co kilka chwil. Potrzebował nas. Potrzebował czuć, że będziemy go wspierać bez względu na to co się wydarzy. Na tym właśnie polegała przyjaźń. Nasza przyjaźń. Kochałem tych ludzi. Byliśmy rodziną, w pewnym sensie. Cieszyłem się, że Harry stawał się jej nowym członkiem. Cieszyłem się, że nie spędza wieczorów w swoim pokoju, że nie oddycha powietrze pełnym dymu, że nie wlewa w siebie alkoholu. Cieszyłem się, że jest z nami. Że się uśmiecha. Chyba zbyt często władała mną potrzeba uszczęśliwiania innych. Pragnąłem by Harry zapamiętał nas jak najlepiej. Po kilku drinkach odbyła się dość zabawna sesja zdjęciowa. Pani Alice okazała się niezłym fotografem.

Eleanor
Nie mogłam zasnąć. Deszcz natrętnie wybijał na szybie nieznaną mi melodię. Moje myśli krążyły wokół tego, jak fatalnie się czułam. Schudłam kilka kilogramów. Nie zauważyłam jednak żadnych godnych uwagi zmian. Wyglądałam tak samo, jak kilkanaście dni temu. Czyżby cała ta kuracja poszła na marne? Mama wmawiała mi, że wyglądam źle, że powinnam więcej jeść. Powinnam chyba.. jeść cokolwiek. Głód męczył mnie niemiłosiernie, szczególnie w chwilach takich jak ta, kiedy moje ciało zupełnie ze mną nie współpracowało. Powinnam już zasnąć. Chciałam już odpłynąć. Za tydzień kolejna sesja. Kolejne rozczarowanie? Jeśli tak, będę na siebie bardzo zła. Staram się, naprawdę się staram. Ćwiczę intensywnie. Koleżanka poleciła mi masę tabletek, które rzekomo miały mi pomóc. Najczęściej przygody z nimi kończyły się w toalecie. Mój organizm powoli odrzucał wszystko. I to zdawało się być.. dobrą rzeczą. Subtelny pozytyw, tuż przez snem.

12 lipca 2012

Rozdział VII

Rozdział 7
 O dreptaniu mimo samotności i lęków przed własnymi fantazjami.


Harry
Zaproszenie wysunięte w moją stronę było nie lada zaskoczeniem. Nie sądziłem, że Zayn zechce mi dziękować. Powinien raczej mieć mi za złe, że bezpodstawnie wtrąciłem się w jego związek. Właściwie.. dlaczego to zrobiłem? Nie znałem go, nawet nadto nie przepadałem za jego towarzystwem. Uważałem jednak, że kłamstwo i zdrada, to coś, czego się nie wybacza. Szczególnie wtedy, jeśli dowiadujemy się o tym od osoby trzeciej. Ale to tylko mój pogląd. Każdy ma przecież własne zdanie. Po udanym śniadaniu wszyscy domownicy byli w doskonałych nastrojach. Nawet ja uśmiechałem się co kilka chwil, gdy Liam prosił o kolejną tego typu niespodziankę w najbliższym czasie. Popołudnie minęło szybko. Dokończyłem swoją pracę i bez zawahania zawiesiłem ją tuż obok okna. Kuzyn oznajmił mi, że Zayn mieszka bardzo blisko i nie powinienem mieć problemów z trafieniem do jego domu. Pół godziny przed piątą, zajrzałem do swojej szafy, by wydobyć z niej coś wartego uwagi. Nie byłem pewien, gdzie brunet zechce wypić herbatę, nie wypadało więc pójść do niego w koszulce i dresowych spodniach. Znalazłem łososiową koszulkę, o której istnieniu zupełnie zapomniałem. Uśmiechnąłem się na jej widok i bez zastanowienia okryłem nią tors. Na biodra wsunąłem jasne, dość dopasowane spodnie. Całość zakończyłem szerokim, ciemnym swetrem. Wsunąłem na stopy ulubione trampki i byłem gotów do wyjścia. Pożegnałem się z Liam'em i skierowałem swe kroki w stronę domu Zayn'a. Mam nadzieję, że ma względem mnie naprawdę dobre intencje, a nie chce mnie.. na przykład udusić, za to co zrobiłem. Powietrze było chłodne. Przyjemnie się nim oddychało. Na niebie zebrało się sporo ciemnych chmur. Żegnaj, piękna pogodo. No tak, przecież jesteśmy w stolicy Wielkiej Brytanii. Tutaj każdy dzień muśnięty słońcem jest jak święto. Wszedłem na podwórko przyozdobione masą kwiatów. Mama Zayn'a musiała bardzo je lubić. Doskonale rozumiem tę fascynację, kwiaty są piękne. Zapukałem ostrożnie i cofnąłem się o krok. Po chwili moim oczom ukazał się szczupły, brązowooki brunet. Miał na sobie czerwoną bluzę, wyglądał doskonale. Dlaczego Perrie nagle zechciała widzieć u swego boku kogoś innego? Przecież Zayn był idealny. Wyrwał mnie z zamyślenia swoim cichym westchnieniem.
- Cześć. - wysunął dłoń w moją stronę, a ja przez chwilę uwiesiłem na niej swoje spojrzenie. Delikatnie ją ująłem i potrząsnąłem przyjacielsko. - Fajnie, że jesteś, emm.. Pomyślałem, że wyjdziemy do ludzi. Nie chcesz zobaczyć mojego pokoju, daję słowo.
- Dałeś upust emocjom poprzez rozrzucenie wszystkiego po całym pomieszczeniu? - uśmiechnąłem się nieśmiało i podążyłem za chłopakiem, gdy tylko zamknął za sobą drzwi. Żarty w tej sytuacji były zupełnie nie na miejscu, ale nie potrafiłem się powstrzymać.
- Blisko. Bałagan jest raczej moim przyjacielem, wiesz, nie lubię sprzątać. - wzruszył ramionami, po czym przystanął na chwilę i zerknął na moją twarz. Odniosłem wrażenie, ze stara się grać przede mną twardziela. Że chce pokazać mi, ze ta cała sytuacja z jego dziewczyną wcale go nie ruszyła. - Słuchaj. - ułożył dłoń na moim ramieniu i lekko zacisnął na nim palce. Zadrżałem. - Jestem Ci wdzięczny. Nie sądzę by którykolwiek z chłopaków odważyłby się powiedzieć mi o czymś takim.
- Sęk w tym, że ja nie znam Perrie. Nie zależy mi na kontakcie z nią. - wytłumaczyłem spokojnie, muskając spojrzeniem każdy detal jego twarzy. Począwszy od gęstych brwi, poprzez zgrabny nos i wargi.
- A na kontakcie ze mną Ci zależy? - spytał podejrzliwie i zsunął dłoń z mojego ramienia. Jego usta wykrzywiły się w pełen satysfakcji uśmiech. Źle to rozegrałem..
- Nie popieram zdrady. Gdybym zobaczył Ciebie z inną kobietą, zapewne doniósłbym Perrie. - mlasnąłem zabawnie, na co Zayn skinął tylko głową. Rozumiał mój pogląd na tę sprawę. Ponownie ruszyliśmy chodnikiem. Po upływie kilku minut stanęliśmy przed przytulną kawiarenką. Nigdy wcześniej tu nie byłem, zapamiętałbym to miejsce. Znaleźliśmy wewnątrz pusty stolik w samym tyle. Już po chwili kelnerka podała nam dwie filiżanki z czarną herbatą. Jej zapach przyprawił mnie o ból głowy. Brunet uważnie mi się przyglądał. Jakbym każdą myśl miał wypisaną na środku czoła. Poczułem się skrępowany, a nigdy dotychczas nie miałem z tym problemu. Co się dzieje?
- Miałem Cię za dupka. - powiedział w końcu, po czym umoczył wargi w ciepłym napoju. Uśmiechnąłem się odruchowo i przesunąłem paznokciem wzdłuż swojej kości policzkowej. Był szczery. - Wybacz, jeśli poczułeś z mojej strony jakąkolwiek niechęć. Jesteś przystojny, rozumiesz. Perrie gapiła się na Ciebie jak na ulubiony deser. - zaśmiałem się, zakrywając usta wierzchem dłoni. On naprawdę był wielkim zazdrośnikiem.
- Z mojej strony nic jej nie grozi. - szepnąłem spokojnie, po czym wziąłem duży łyk herbaty z odrobiną mleka. Jego spojrzenie stało się jeszcze bardziej natarczywe. A sądziłem, ze to niewykonalne.
- Nie wierzysz w związki?
- Tak, od pewnego czasu. Poza tym, nie rozumiem mnie źle, blondynka jest piękna, ale ja wolałbym umówić się z jej bratem, o ile go ma. - uniosłem brwi, a Zayn zamyślił się na moment. Po chwili uśmiechnął się subtelnie i cicho zagwizdał. Jego reakcja odrobinę mnie rozbawiła. Był skrępowany, ale poczułem wsparcie z jego strony. Nie czuł do mnie odrazy. Rozmowa była płynna.

Wróciłem do domu przed dziewiątą. Władała mną odrobina zmęczenia. Brak snu dawał mi się we znaki, żałuję, że jestem tylko człowiekiem. Gdybym tylko mógł, zupełnie zrezygnowałbym ze snu na rzecz całonocnych eskapad i bezcelowego gapienia się przez okno. Wszedłem do swojego pokoju, gdzie pozbyłem się ubrań. Wszedłem na moment do łazienki, by uraczyć ciało zimnym prysznicem. Miałem nadzieję, ze jutrzejszy dzień będzie wart zapamiętania. Powoli stawałem się jednym z nich. Powoli stawałem się częścią grupy. Nigdy wcześniej nie posądziłbym siebie o coś takiego. To zabawne, jak bardzo jeszcze siebie nie znam.

Liam
Zszedłem do kuchni o dziesiątej. Jeśli Harry wciąż śpi siłą wyciągnę go z łóżka. Obiecałem, że spędzę z nim przedpołudnie. Ów fakt cieszył mnie niezmiernie. Od jego przyjazdu raczej częściej się mijaliśmy. Ująłem w dłoń kubek z kawą, który stał na blacie stołu. Zagarnąłem między wargi kawałek bułeczki z czekoladą. Ku mojemu zdziwieniu, po chwili do pomieszczenia wszedł mój kuzyn, w pełnej gotowości. Wyglądał.. jak Harry i uśmiechał się nienagannie. Otuliłem go ramieniem, gdy podszedł nieco bliżej. Lubiłem to robić tylko dlatego, że był ciut wyższy ode mnie. Wyrwał mi z dłoni nadgryzioną bułeczkę i szybko upchnął ją w policzkach. Pokręciłem głową, pukając się przy tym w czoło palcem wskazującym.
- Styles, zmysły postradałeś? Przecież bym się z Tobą podzielił. - westchnąłem cicho, a on wlepił we mnie te swoje zielone tęczówki. Ujął w palce szklankę i nalał do niej odrobinę soku pomarańczowego.
- Kto Cię tam wie? Myślałem, że musimy walczyć o jedzenie. - wzruszył ramionami i jak gdyby nigdy nic umoczył usta w słodkawym napoju. Uwielbiałem go gdy miał tak wspaniały humor. Był wtedy tak bardzo sobą. Był Harrym, którego pamiętałem z dzieciństwa.
- Jesteś głupi. - podszedłem do niego i delikatnie poczochrałem jego kasztanowe loki, na co on jęknął żałośnie. Zaśmiałem się i przysiadłem na moment na blacie drewnianego stołu.
- A Ty.. Ty.. - wskazał na mnie palcem, starając się przybrać jakaś morderczą maskę. - Masz brzydką fryzurę.
- Harry, błagam Cię, chcesz umrzeć tu i teraz? - chłopak zaśmiał się donośnie po czym stanął przede mną. Wyglądał tak promiennie. Odniosłem wrażenie, że każdy poniedziałek był jego małym, osobistym świętem. Ten rytuał zawsze przyprawiał mnie o uśmiech. Chyba zazdrościłem mu tego przywiązania.
- Idziemy? - spytał cicho, a ja skinąłem głową i zsunąłem się z blatu. Po chwili obaj wyszliśmy na zewnątrz. On odpalił papierosa, a ja wsunąłem między wargi malinową landrynkę. Byliśmy zupełnie różni, zupełnie inni. Jednak łączyła nas bardzo specyficzna wieź, o której istnieniu czasem zapominaliśmy. Byliśmy braćmi, nie przyjaciółmi. Były takie chwile, w których wolałbym po prostu go nie znać.
Doszliśmy do cukierni ciut przed jedenastą. Wokół było mnóstwo ludzi. Naprawdę nie mieli do roboty nic lepszego w poniedziałkowy ranek? Skinąłem dłonią prosząc Harr'ego, by znalazł dla nas miejsce. Podszedłem do szklanej witryny i mimowolnie się uśmiechnąłem. Te wszystkie słodkości były takie kuszące. Owszem, nie przepadałem za pustymi kaloriami, ale od czasu do czasu..
- Hey, Harreh.. jesteś pewien, ze lody? Spójrz, mają tu tort śmietankowy i.. - zerknąłem przez ramię na mojego kuzynka, który siedział już przy jednym ze stolików. Jego spojrzenie upewniło mnie w przekonaniu, ze nie zrezygnuje z ulubionych lodów. Wstrętnych uparciuch. - Wezmę.. kawałek tego tortu i podwójną porcję lodów miętowych z migdałami na wierzchu. - ekspedientka skinęła głową, a ja na nowo przycisnąłem nos do szyby, za którą kryły się smakołyki. Zza pleców usłyszałem śmiech Harr'ego. Po chwili usiadłem przy stoliku i podałem mu deser. Westchnął z rozkoszą i pośpiesznie ujął w dłoń łyżeczkę.

Niall
Cały weekend spędziliśmy z Josh'em na nieustannej zabawie, w rytmie głośnej muzyki. Najlepszym towarzyszem okazał się niezastąpiony alkohol. Nie zdziwił mnie więc fakt, że obudziłem się rano z niemiłosiernym bólem głowy i pustynią w gardle. Otworzyłem oczy i już po chwili tego pożałowałem. Światło sprawiało mi ból. Usłyszałem znajomy śmiech. Jego właściciel szybko opuścił żaluzje. Podziękowałem mu w myślach. Josh przysiadł na brzegu "mojego" łóżka i wsunął mi dłoń kubek z wodą.
- Do dna. - szepnął, gdy wsparłem się na łokciach by uraczyć podniebienie odrobiną chłodnej cieczy. Poczułem się o niebo lepiej. Właściwie.. nie pamiętam połowy wczorajszego wieczoru, ale to nie miało żadnego znaczenia. Jestem tutaj na swego rodzaju kuracji, która bardzo, ale to bardzo mi się podobała. Niebawem jednak będę musiał wrócić do Londynu, by grać przed przyjaciółmi niewinnego, słodkiego Niall'a. Kochałem tych ludzi. Wszystkich razem i każdego z osobna, ale miałem wrażenie, że jestem im zbędny. Miałem wrażenie, że oczekiwali ode mnie pomocy czy dobrej rady. Ufali mi. A ja im? Wręcz przeciwnie. Czułem, że nie są godni poznania moich przemyśleń. Poza tym, kto uwierzyłby w to, jaki byłem naprawdę? Kto uwierzyłby w to, że uwielbiam przesadne imprezy, nadmiar alkoholu i przelotne romanse?
- Josh. Jak było wczoraj? - odłożyłem kubek i dotknąłem dłonią rozgrzanego czoła. Skarciłem się w myślach za głupotę. To zabawne.
- Gorąco, przede wszystkim. Ale wiesz, Blondi, wspominałeś mi wczoraj o jakimś.. Harrym? - oprzytomniałem nagle i spojrzałem na przyjaciela. Byłem zaskoczony. Jak to wspominałem mu o Harrym? Chłopak zerknął na mnie uważnie, marszcząc brwi. Zacisnąłem na moment wargi. Dobra, Horan. Zabieraj swój umysłowy chaos i wracaj do Londynu, ale już.

Louis
Tęskniłem za Eleanor. Tęskniłem za Harrym. Tęskniłem za głosem kogokolwiek. To żałosne, jak bardzo można się uzależnić od ludzi. To niestosowne. Powinienem był nauczyć się żyć z samym sobą. Nie zwracać uwagi na to, czy ktoś miał dla mnie czas. Teraz, kiedy nagle wszyscy gdzie się schowali, myślę o rzeczach zupełnie absurdalnych. Odkąd Harry jest z nami wszystko uległo znaczącej zmianie. Wszyscy żyją jak gdyby.. z daleka od niego i z daleka od całej reszty. Każdy zajął się sobą w obawie, że kuzyn Liam'a jest zagrożeniem. Że zniszczy coś, co nas łączyło. Kilka chwil temu dostałem wiadomość od Zayn'a. Rozstał się z Perrie zaraz po tym, jak ona zdradziła go z jakimś przyjacielem ze szkoły. Zachowała się podle. Malik oczekiwał zapewne wsparcia z mojej strony, ale o niczym takim nie wspomniał. Cóż, pozostaje mi więc snuć domysły, nie będę się narzucał. Wstałem z sofy i leniwie podszedłem do okna. Ułożyłem dłonie na parapecie i skupiłem spojrzenie na spacerujących wzdłuż chodnika, ludziach. Mimo kapryśnej pogody wyszli na spacer. Chyba i ja powinienem odetchnąć świeżym powietrzem. A nuż spacer przyprawi mnie o jakiegoś towarzysza? Nie mam nic do stracenia.

11 lipca 2012

Rozdział VI

Rozdział 6
Cierpienie wymaga odwagi.


Harry
Louis był jak antidotum. Tłamsił mnie. Jego obecność tuszowała wszystko co sobie stworzyłem. Odciągał moje myśli od alkoholu. Ulegałem mu. Sobotni wieczór spędziłem nad sporą kartą papieru welurowego. Potrzebowałem wyjąć z torby swoje pastele i pozwolić im zająć moje ręce. Okryłem biurko starą gazetą, po czym zapaliłem lampkę by jego blat był dokładnie oświetlony. Zająłem miejsce na wysokim krześle i zerknąłem do pudełka, w którym były ułożone moje ulubione miękkie pastele. Dawno z nimi nie pracowałem. Lubię do nich wracać zwłaszcza w chwilach, kiedy włada mną przesadny spokój. Najpierw ująłem między palce dobrze zaostrzony ołówek, by subtelnie naszkicować to, co siedziało w mojej głowie. Właściwie.. nie tyle w głowie, co na fotografii która leżała spokojnie na skraju biurka. Przedstawiała widok z mojego okna, w mieszkaniu w Paryżu. Nic nadzwyczajnego. Byłem jednak pewien, ze ta praca da upust mojej tęsknocie za Francją. Obiecałem sobie, że zamknę pewien rozdział. Że odsunę się od przeszłości, która przyprawiała mnie o smutek i nienawiść do samego siebie. Tutaj czułem się swobodnie. Miałem pewność, że to zasługa Louisa, który zupełnie mimowolnie zmieniał moje nastroje o całe 180 stopni.

Niall
Wyjazd z Londynu wcale mnie nie cieszył, a przecież powinien. Powinien mi sprawić cholerną przyjemność i przynieść ulgę. Tak się jednak nie stało. Kiedy Josh zaproponował mi, bym spędził u niego, w Brighton kilka dni, nawet przez chwilę się nie wahałem. Potrzebowałem powietrza. Potrzebowałem pobyć trochę "sam". Cieszyłem się, że moi przyjaciele nie mieli z tym żadnego problemu. Ale właściwie dlaczego mieliby mieć? Przecież mieli własne życie, żyli zasraną miłością, której ja nigdy nie rozumiałem. Liam i Danielle, Zayn i Perrie.. zapewne niebawem Louis i Eleanor. Zostałbym sam. Ja jedyny bez towarzyszki u swojego boku. To żenujące. Taksówka podwiozła mnie prosto pod dom mojego przyjaciela, który czekał z szerokim uśmiechem. Wiedziałem, ze zawsze mogłem liczyć na jego wsparcie. Rozumiał mnie, bo sam nie przywiązywał zbyt wielkiej wagi do związków. Serwował sobie przelotne romanse. Często wychodził do klubów. Tak też miało być dzisiaj. Podszedłem do niego ze swoim bagażem i przywitałem go delikatnym uściskiem.
- Tak się cieszę, że jesteś, Niall. - powiedział cicho i uważnie spojrzał na moją twarz. Josh nigdy nie czuł się samotny. To znaczy.. nigdy nie dał nikomu odczuć, że czasem potrzebował towarzystwa.
- Ja ciesze się bardziej. Londyn zaczął mnie irytować. - westchnąłem cicho i posłałem mu delikatny uśmiech. Lubiłem go. Nigdy nie zadawał zbędnych pytań.
- Chodź, wejdź, napijemy się czegoś przed wyjściem.


Eleanor
Budzik postawił mnie na nogi o szóstej. Niechętnie uniosłam głowę i westchnęłam przeciągle. No już, Eleanor, wstawaj. Musiałam ćwiczyć, szkoda było marnować czasu na sen. Wygrzebałam z szafy rozciągniętą koszulkę i szerokie, dresowe spodnie. Weszłam na moment do łazienki, by tam się przebrać i związać włosy w luźny kucyk. Po powrocie do pokoju zagarnęła swój telefon i słuchawki, po czym zbiegłam na dół. Mama już nie spała. Uwielbiała pić poranną, niedzielną kawę. Przywitałam ją uśmiechem i wyjęłam z lodówki małą butelkę z wodą.
- Nic nie zjesz? - spytała troskliwie, a ja pokręciłam głową i skierowała swe kroki do wyjścia.
- Nie mogę, najpierw muszę przebiec kilka kilometrów. - mama pokręciła tylko głową, a ja wyszłam na podwórko. Trawa wciąż delikatnie lśniła od nadmiaru rosy. Gdy chłodny wiatr natrętnie mnie otulił, zadrżała mimowolnie. Nałożyłam na uszy słuchawki i powoli wybiegłam na chodnik. Czułam, że jestem osłabiona. Mój organizm nie przywykł do wysiłku i diety. Zawsze zajadałam się wszystkim, na co tylko naszła mnie ochota. Powoli zbliżałam się do domu Liama. Nie zdziwił mnie widok Harr'ego. Siedział na schodkach i palił papierosa. Machnął przyjaźnie ręką, więc podbiegłam do niego. Powoli brakowało mi tchu.
- Hej, biegasz? - spytał z uśmiechem, mocno zaciągając się dymem. Swoją drogą to dziwne, że jest takim rannym ptaszkiem. Przecież mamy wakacje.
- Tak. Staram się. - wciąż zacięcie truchtałam w miejscu, by nie stracić rytmu. Harry wstał i dotknął mojego ramienia.
- Zwolnij, co? Dokądś się spieszysz? Masz wypieki na policzkach, nie przesadzasz? - przystanęłam na moment i otuliłam dłońmi policzki. Były gorące. Cieszyłam się z nadmiaru tej determinacji, która mną władała. Byłam pewna swego, musiałam osiągnąć cel.
- Muszę trzymać kondycje. - uśmiechnęłam się blado i na nowo poczęłam przeskakiwać z nogi na nogę. Szatyn westchnął ciężko. - Miłego dnia, Harry. - pożegnałam się i ruszyłam, by pokonać dalszą część trasy.

Harry
Zaskoczył mnie widok Eleanor o poranku. Nie sądziłem, że uprawia jakikolwiek sport. Miałem podejrzenia, że nie o kondycję tu chodzi, ale czy to mój interes? No właśnie. Powoli dopaliłem papierosa i wszedłem do domu. Postanowiłem przeprosić wszystkich za swoje szczeniackie zachowanie. Tak, Harry wraca na dobrą stronę, ciekawe na jak długo. Wszedłem do kuchni, by przygotować śniadanie. Gdyby tylko Alice widziała co zamierzam, wyrzuciłabym mnie stamtąd. Zaserwuję im to, co jadamy we Francji. Będą musieli zapomnieć na chwilę o jajkach, bekonie i grzankach. Nie wierzyłem, że znajdę w jakiejkolwiek piekarni rogaliki, które mnie zadowolą. Byłem więc zmuszony upiec własne. Potrzebowałem zaledwie kilka składników, które na szczęście znajdowały się w lodówce.
Po kilku chwilach miałem przed sobą kilkanaście średniej wielkości croissantów. Wypełniłem je odrobiną masła, by nie były przesadnie suche. Włożyłem swoje dzieło do piekarnika. Uznałem, że nadeszła pora na kolejnego papierosa, więc ponownie wyszedłem na zewnątrz. Zanim jeszcze usiadłem na schodkach, zauważyłem coś niepokojącego. Wątła, szczupła blondynka obściskiwała się zaciekle z kimś, kto na pewno nie był Zayn'em. Szatyn zachłannie całował Perrie, a ona zdawała się być ów faktem niezwykle zachwycona. Byłem zaskoczony. Gdy dwójka odeszła, odpaliłem papierosa i mocno zaciągnąłem się dymem. Powinienem powiedzieć brunetowi, że jego dziewczyna nie jest mu wierna? Nie byłem do końca pewien, ale czułem, że muszę. Wróciłem do kuchni. Rogaliki potrzebowały jeszcze kilku minut. Przygotowałem więc gorącą czekoladę w szerokich, niskich filiżankach z uchwytem. Na stole znalazł się także dżem truskawkowy i miód. Mam nadzieję, że moja rodzina będzie usatysfakcjonowana, a Liam zechce mi jutro towarzyszyć podczas wypadu na lody. Miałem nadzieję, że nadto się nie gniewał.
- Co to ma znaczyć? - do kuchni jako pierwsza weszła ciocia, z zamiarem zaparzenia pierwszej tego dnia kawy. Była zaskoczona, ale jej wargi wykrzywiały się w uśmiech. Wstałem od stołu i podszedłem do niej.
- Macie ze mną trochę problemów. Pomyślałem, że na coś się przydam, więc.. voilà! - kobieta pokręciła głową i delikatnie dotknęła mojego ramienia. Już po chwili w kuchni zjawił się Liam, który chyba jeszcze spał. Gdy do jego nosa dotarł zapach czekolady, ocknął się nagle.
- Harry, to Twoja sprawka? Ileż ja razy prosiłem mamę o francuskie śniadanie.. - kobieta otuliła go czułym uśmiechem. Chłopak od razu usiadł przy stole i zabrał się za jedzenie. Byłem szczęśliwy, sprawiłem im przyjemność. Wkrótce na dół zszedł także Sebastian. Był równie zaskoczony co Alice.
- Hej, Liam.. Jutro poniedziałek, więc.. - zacząłem spokojnie, a chłopak oderwał wargi od białego brzegu filiżanki. Wyglądał uroczo z tym czekoladowym "wąsem".
- Tak, pójdziemy do miasta. - skinął głową, a ja lekko się uśmiechnąłem. Niestety wróciły do mnie myśli związane z Perrie i tą dziwną sytuacją, której byłem świadkiem. Nie miałem wyjścia, nie mogłem tego od tak zostawić. Potępiałem zdradę odkąd tylko pamiętam.
- Masz numer do Zayn'a, prawda? Chciałbym do niego zadzwonić. - mój kuzyn skrzywił się delikatnie. Nic w tym dziwnego, był ciekaw co zamierzam. Wskazał dłonią na telefon, leżący na blacie komody. - Dzięki. - szybko wpisałem jego numer do swoich kontaktów i poszedłem na górę. Usiadłem na łóżku i niepewnie wcisnąłem zieloną słuchawkę
- Słucham. - jego zachrypnięty głos zbił mnie z pantałyku. Szybko zagarnąłem w płuca odrobinę powietrza. Obawiałem się jego reakcji.
- Cześć, tu Harry. - powiedziałem cicho, a brunet zaniemówił na dłuższą chwilę. Zapewne zastanawiał się, po co budzę go w niedzielę o ósmej rano. Postanowiłem kontynuować - Czy Perrie jest z Tobą?
- Nie. Spędziła noc u siebie. - wyjaśnił spokojnie, a jego głos nagle stał się cieplejszy niż zazwyczaj. - Coś się stało?
- Nie.. a właściwie, to tak. - przygryzłem odruchowo dolną wargę. To nie była moja sprawa, Zayn mógłby uznać mnie za wścibskiego. Wiem jednak, że gdyby chodziło o kogokolwiek innego, zrobiłbym to samo. - Widziałem dziś Twoją dziewczynę w ramionach jakiegoś faceta. Pomyślałem, że.. że..
- Co? - warknął i zapewne podniósł się z łóżka. Był wściekły. Od początku miałem go za nadto impulsywnego. - Gdzie?
- Wyszedłem na papierosa i tak się zdarzyło, że ich zauważyłem. Nie pomyliłbym jej z nikim innym, a szatyna nie znam.
- Tom.. - czyżby Zayn znał potencjalnego adoratora swojej dziewczyny? Czyli podejrzewał ją o to, a ja tylko rozwiałem jego wątpliwości. - Posłuchaj, Harry. Dzięki, tak? Odezwę się.

Zayn
Byłem wściekły. Moje żyły wypełniły się czystą trucizną. Dłonie trzęsły się zawzięcie. Jak ona mogła mnie okłamywać? Jak mogła mnie tak traktować? Kochałem ją, ale nie pozwolę jej mną pomiatać. Wolała jego? W porządku. Mam nadzieje, że nie żałowała swojej decyzji. Bez zastanowienia wsunąłem na biodra ulubione jeansy a tors okryłem błękitną koszulką. Zagarnąłem w dłoń telefon i klucze do samochodu. Pośpiesznie wybiegłem z domu, by do niej pojechać. Czułem się jak zabawka. Przez cały czas miała pretensje do mnie, ze robiłem jej awantury. Wsiadłem do samochodu i z piskiem opon ruszyłem z podjazdu. Byłem dla niej niewystarczająco dobry? Co ona widziała w tym lalusiu? Koniec z kobietami. Definitywny koniec. Zaparkowałem pod jej domem i już po chwili zapukałem bez zawahania w drewniane drzwi. Blondynka uchyliła je lekko, po czym uśmiechnęła się niepewnie.
- Zayn.. co Ty tutaj robisz? - spytała szeptem, uparcie patrząc w moje tęczówki. Czy to nie dziwne, że miała na sobie sukienkę i pełny makijaż? Ciekawe dokąd się wybierała tak wcześnie w niedzielę.
- Gdzie byłaś? - głos odrobinę mi drżał, to do mnie niepodobne. Nacisnąłem całą powierzchnią dłoni na drzwi, by otworzyć je szerzej. Wszedłem do przedpokoju i ponownie spojrzałem na blondynkę.
- Ja? Nigdzie. - wzruszyła ramionami, a ja uśmiechnąłem się pogardliwie. Potrafiła kłamać, ba, była w tym mistrzynią.
- A co powiesz na to, ze Cię widziałem? Z Tomem. - Perrie zmieszała się, ale zamierzała dalej brnąć w swoje kłamstwo. Pokręciłem tylko głową. - Powiedz mi prawdę. Choć jeden jedyny raz.
- Śledziłeś mnie? - o mało co nie wybuchnąłem śmiechem, gdy blondynka uniosła brwi ku górze.
- Ufałem Ci! - krzyknąłem, a krążąca w moich żyłach złość automatycznie zacisnęła dłonie w pięści. Była taka niewinna, słodka i krucha. Ktoś taki nie mógł mnie zranić. Czułem się upokorzony. Do moich uszu dotarły szmery dobiegające z góry. - On tutaj jest? Chyba sobie ze mnie kpisz.. - zaśmiałem się gorzko i po raz ostatni spojrzałem na jej twarz. - Brawo, Edwards. Wszystko spieprzyłaś. - wyszedłem na zewnątrz, ignorując jej prośby. Tylko ona znała mnie takiego, jakim byłem naprawdę. Znała mnie jako wrażliwca. Odpaliłem silnik i ruszyłem do domu. Plan? Upić się. Ależ wielkim ja byłem kretynem. Ta jej niewinność zupełnie mnie zaślepiała. Dojechałem do domu i od razu skierowałem kroki do swojego pokoju. Ująłem w dłoń telefon, by zadzwonić do Harr'ego.
- Tak? - wyczułem w jego głosie jakąś obawę. Byłem mu niezwykle wdzięczny za szczerość. Nie każdy postąpiłby w ten sposób.
- Byłem u niej. Wszystko się zgadza. Chciałbym Ci jakoś podziękować, rozumiesz. Może masz ochotę do mnie wpaść? Mam całkiem niezły trunek.. - miałem nadzieję, że chłopak przystanie na moją propozycję. Potrzebowałem towarzystwa, a on w tej chwili zdawał się rozumieć mnie jak nikt inny. To było dziwne.
- Dobrze, ale pod jednym warunkiem. Herbata, hm? - mógłbym przysiąc, że szatyn uśmiechnął się w tej chwili. Byłem pewien, że lubi alkohol, no ale dobrze.
- Niech będzie. Bądź u mnie przed piątą.

9 lipca 2012

Rozdział V

Rozdział 5
Jesteś nienaturalnie normalny.


Harry
Kolejne dwa dni spędziłem w swoim pokoju. Co kilka chwil Liam namawiał mnie na wyjście, ale tłumaczyłem się nieopisaną ochotą na tworzenie pod wpływem alkohol. Rozumiał to, bywał taki naiwny. Leżałem na łóżku wpatrując się w sufit. Czwartek. Wróciłem do ulubionego sposobu egzystowania. Do życia pozbawionego ingerencji kogokolwiek. Kochałem to, kochałem tę wszechobecną błogość i fakt, że wszystko co robiłem, było dla mnie idealne. Było moje. Ciocia wykonała masę telefonów do mojej mamy, ale jedyne co usłyszała to Donnez-lui le temps. Moja rodzicielka rozumiała i w pełni akceptowała te zmienne stany, które często mną władały. Miała pewność, że zawsze sobie radzę. Sam. Alice była jednak bardziej ułożona i nie tolerowała mojego zachowania. Ponadto słyszała moje myśli, bo właśnie weszła do mojej sypialni. Na jej twarzy malowało się przerażenie wymieszane z odrobiną złości.
- Zamierzasz spędzić tutaj resztę wakacji? Prosiłam Cię, byś nie palił w domu. Od dwóch dni nieustannie wlewasz w siebie alkohol. - odniosłem wrażenie,  że lista zarzutów nie miała końca. Uśmiechnąłem się lekko i wsparłem na łokciach by móc na nią spojrzeć.
- Skończyłaś? Nie zamierzam być taki jak Liam. Podporządkowany. Nie będę zwracał uwagi na poprawność tylko dlatego, że sobie tego życzysz. - kobieta na sekundę zacisnęła wargi. Po chwili jednak podeszła nieco bliżej.
- Jesteś moim gościem. Nie uważasz, ze wypadałoby chociaż z nami jadać? Liam się martwił. Wziął całą winę na siebie. - mój kuzyn przesadnie dba o moje dobro. Liczyłem na to, że był przygotowany na wszystko. Przecież mnie znał. Kiedy Alice zauważyła, że nie mam zamiaru nijak jej odpowiedzieć, westchnęła ciężko. - Wy artyści jesteście tacy aroganccy.
- Nie jestem arogancki bo jestem artystą, tylko jestem artystą bo jestem arogancki. - podniosłem się do pozycji siedzącej i wyjąłem z kieszeni spodni paczkę papierosów. Pośpiesznie odpaliłem jednego, na co kobieta pokręciła tylko głową i wyszła, zamykając drzwi z głośnym trzaskiem.
Piątek. Słyszałem głos Zayna. To na pewno był brunet, ten charakterystyczny akcent rozpoznałbym wszędzie. Byłem ciekaw, po co przyszedł. Liam mnie dziś jeszcze nie odwiedził. Czyżby dał za wygraną? Skończył mi się alkohol. Nie znosiłem, gdy tak wolno opuszczał moje ciało. Nie miałem ochoty na rzeczywistość. Potrzebowałem ponownego, niezwykle intensywnego upojenia. Swoją drogą, ciekawe czy Sebastian zorientował się, że ukradłem mu dwie butelki alkoholu o rdzawej barwie. Moje ciało reagowało na brak jedzenia i nadmiar krążącego w żyłach alkoholu. Jedyny plus całej sytuacji? Czułem się jak w domu. Jak wtedy, gdy Antoine mnie zostawił.

Louis
Wróciłem do domu z drobnymi zakupami. W ostatnich dniach miałem bardzo dużo wolnego czasu. Eleanor zajmowała się swoimi sprawami. Zbywała mnie tłumacząc, że musiała pracować. Zayn wciąż kłócił się z Perrie, więc nie męczyłem go nadto swoim towarzystwem. Niall planował krótki wyjazd z Londynu. Byłem ciekaw, czy znajdzie chwilę by się pożegnać, dla zasady. Harry nie wychodził ze swojego pokoju. Zupełnie się we wszystkim pogubiłem. To dziwne, ze nagle wszyscy utonęli w swoich własnych życiach. Zawsze czułem się częścią czegoś wyjątkowego, a na przestrzeni ostatniego tygodnia byłem odrobinę zagubiony. Westchnąłem spokojnie i wszedłem do swojego pokoju. Wyjąłem z kieszeni telefon i doszukałem się w kontaktach Liama.
- Tak, Lou? - jego ciepły głos bez względu na sytuację zawsze przyprawiał mnie o uśmiech. Tak było także w tej chwili. Czułem, że jest szczęśliwy. Tworzyli z Danielle idealną parę. Czasem im tego zazdrościłem.
- Powiedz, że chociaż Ty masz dla mnie czas. Wszyscy gdzieś się rozbiegli. - zmarszczyłem nos i oparłem się na moment o krawędź biurka. Jego westchnienie było bardzo wymowne. No tak, Liam nigdy nie miał zbyt wiele wolnego czasu.
- Przepraszam, ale Danielle kiepsko się poczuła. Chciałbym dotrzymać jej towarzystwa.
- Ale.. nic jej nie jest? Coś się stało? - zmartwiłem się. Dan jest taka krucha. Owszem, jest silna i wytrwała, ale zawsze postrzegałem ją jako niezwykle delikatną.
- Nic takiego. Jest tylko osłabiona po ostatnim treningu, obejrzymy jakiś film u niej, rozumiesz.. - Liam zwykle był szczery względem każdego z nas. Nie miałem powodu by mu nie wierzyć, poza tym gdyby czuła się naprawdę źle, nie zwlekałby z zawiezieniem jej do lekarza. - Ale wiesz, może Ty masz jakiś pomysł jak wyciągnąć Harrego z pokoju? Trwa w dość.. specyficznym stanie. Pomożesz?
- Mogę spróbować, ale nie oczekuj o de mnie cudów. Twój kuzyn chyba mnie nie polubił. - odruchowo wzruszyłem ramionami po czym wsunąłem wolną dłoń do kieszeni w spodniach. Zależało mi na tym, by Harry czuł się tutaj jak w domu. Wyszło na to, że go do siebie zraziłem.
Po skończonej rozmowie bez zastanowienia ruszyłem w kierunku domu Liama. Nie miałem nic do stracenia. Byłem także odrobinę ciekaw co tak naprawdę działo się z naszym Francuzem. Zawsze byłem pewien, że Payne wszystko wyolbrzymiał. Opowiadał o nim jak o kimś niezrównoważonym psychicznie, a Harry okazał się niezwykle ciepłym, uroczym chłopakiem. Miałem mieszane odczucia. Powoli wszedłem na trawnik i już po chwili zapukałem w jasne drzwi. Ostrożnie uchyliła je Pani Alice, witając mnie uśmiechem. Uwielbiałem ją, była zawsze taka pogodna.
- Witaj, Loui. Jeśli przyszedłeś do Liama, to właśnie..
- Przyszedłem do Harr'ego. - przerwałem jej, a ona leciutko się skrzywiła. Spojrzała uważnie na moją twarz i delikatnie uniosła brwi. Była zaskoczona?
- No dobrze, zatem wejdź. Jest na górze. - skinąłem głową w geście podziękowania i wszedłem do środka. W powietrzu unosił się zapach szarlotki. Powoli wdrapałem się po schodach. Pokój Harr'ego był znacząco odizolowany od reszty, ale odniosłem wrażenie, że ów fakt zbytnio mu nie wadził. Stanąłem przed zniszczonymi drzwiami i zapukałem niepewnie. Przez dłuższą chwilę słyszałem tylko ciszę. Zapukałem ponownie. Do moich uszu dotarło kilka słów wypowiedzianych przez Francuza. Słyszałem jak powoli podchodzi do drzwi. Otworzył je agresywnym ruchem i spojrzał na moją twarz. Pierwsza myśl? Chciał mnie zamordować gołymi rękoma. Jego tęczówki zmieniły barwę na ciemniejszą. Wraz z subtelnym ruchem powietrza dotarł do mnie zapach papierosów. Skrzywiłem się odruchowo i zasłoniłem usta dłonią.
- Teraz Ty? - szepnął zachrypniętym głosem i posłał w moja stronę pogardliwy uśmiech. Wsunąłem obie dłonie do kieszeni i uniosłem spojrzenie na jego twarz. Wyglądał strasznie. Jego policzki subtelnie się zapadły.
- Owszem. Nudzę się, może mógłbym..
- Nie. - jego stanowczość była godna podziwu. Uniosłem brew. Nie przyszedłem tutaj by prawić mu morały. Musiałem tylko spędzić z kimś trochę czasu. Zrobiłem delikatny krok w przód by wejść do pomieszczenia i zamknąć za sobą drzwi.
- Och, spójrz, już jestem. - powiedziałem spokojnie, ale z wyraźnym tryumfem. Harry tylko wywrócił młynka oczami i upadł na swoje łóżko. W pokoju panował nieopisany bałagan. Po podłodze walały się ubrania i puste butelki. Okno było tylko lekko uchylone, przez co powietrze zdążyło przesiąknąć zapachem dymu. Nie wierzyłem, ze potrafił spędzać tu tak wiele czasu. Usiadłem na brzegu jego łóżka. Ignorował mnie.

Perrie
- Mam Cię dość, rozumiesz? Wciąż masz o wszystko pretensje, jesteś chłodny, a Twój wzrok zupełnie nieobecny. - w przeciągu kilku sekund moje oczy wypełniły się łzami. Zayn po prostu stał i patrzył jak drżą mi dłonie. Nienawidziłam naszych kłótni.
- Wiec po cholerę ze mną jesteś?! - krzyknął bez skrępowania i przysunął się nieco bliżej. Był wściekły tylko dlatego, że spędziłam kilka chwil z przyjacielem ze szkoły. Był zazdrosny o każdego, kto chociażby na mnie patrzył. Paranoja.
- Bo Cię kocham. - szepnęłam cicho i schyliłam głowę w dół. Jasne kosmyki włosów zasłoniły moją twarz. W gruncie rzeczy nie byłam zła na swojego chłopaka. Byłam zła na siebie. Zayn westchnął ciężko i sięgnął palcami moich policzków. Po chwili uniósł mój podbródek i nakazał na siebie spojrzeć. Pierwsza łza leniwie zsunęła się w dół.
- Wiesz dlaczego jestem zły? - spytał krótko i wolną dłonią odgarnął kosmyk moich włosów, który zgrabnie założył za ucho.
- Bo piłam kawę z Tom'em. - powiedziałam cicho i utkwiłam spojrzenie w jego czekoladowych tęczówkach. Takie chwile upewniają mnie w przekonaniu, że to właśnie w jego oczach się zakochałam.
- Nie.. - pokręcił głową, a ton jego głosu wyraźnie złagodniał. - Jestem zły, bo gdy pytam czy masz dla mnie moment odpowiadasz, że jesteś zajęta. - rozchyliłam wargi by wygłosić zgrabne usprawiedliwienie, ale on nie pozwolił mi dojść do głosu. - Shh, wybacz. Nie wytykałbym Ci tego, każdy potrzebuje chwili dla siebie. Ale jest mi przykro, kiedy w ciągu całego tygodnia nie było mi dane chociażby przytulić mojej dziewczyny. Tęsknię za Tobą, Perrie. Nie traktuj mnie tak.
- Sugerujesz więc, że to wszystko moja wina? - spytałam z wyrzutem, a dłonie bruneta automatycznie zsunęły się z mojej twarzy.
- Nic nie rozumiesz, dajmy temu spokój. - machnął dłonią i wyszedł na taras. Widziałam tylko jak odpala papierosa. Miał rację. Wina leżała tylko i wyłącznie po mojej stronie. To żałosne, że nawet przed samą sobą nie potrafiłam być szczera.

Harry
To niestosowne, ta jego pewność siebie. Przyszedł tutaj bez większego powodu tłumacząc się nadmiarem czasu. Nie sądził chyba, że mu go znacząco umilę? Dziś każda ludzka jednostka miała zakaz wchodzenia w moje myśli. Zakaz jakiegokolwiek komentowania mojej postawy. Louis usiadł tuż obok mnie i rozejrzał się po pokoju. Miał na sobie koszulkę pozbawioną pasków. Wyglądał inaczej. Władało nim swego rodzaju zafascynowanie, choć wtórowało mu zdziwienie. Zerknął na szkicownik leżący na podłodze i podniósł go pewnym ruchem. Nie reagowałem. Przesunął opuszkami palców wzdłuż jego okładki, po czym spojrzał na mnie przez swoje ramię.
- To Twoje rysunki. Mogę zerknąć? - skinąłem lekko głową. Miałem gdzieś co myśli o mnie i mojej sztuce. Jego zdanie nie miało dla mnie żadnego znaczenia. Mimo to przyglądałem mu się, gdy z tajemniczym uśmiechem przerzucał kolejne strony.
- Są.. ładne. - drugie słowo wypowiedział nieco ciszej, a ja lekko się wzdrygnąłem. Ładne? Pierwszy raz spotykam się z brakiem jakiegokolwiek przesadnego entuzjazmu.
- Tylko tyle? - spytałem chcąc upewnić się, czy mówił poważnie. Zaimponował mi szczerością. Mimowolnie się uśmiechnąłem i po chwili usiadłem obok niego. Miałem ochotę wyjaśnić mu czego symbolem jest każde niedociągnięcie, ale zapewne i tak by nie zrozumiał.. Zerknąłem przelotnie na jego twarz. Droczył się ze mną i był wielce ów faktem usatysfakcjonowany.
- Louis. Wielki krytyk. - prychnąłem cicho i spojrzałem w jego zielone tęczówki. Śmiały się do mnie. Ta jego przesadna pewność siebie powoli mnie irytowała. Było jej zdecydowanie za dużo jak na jeden dzień.
- Louis Tomlinson. - powiedział z dumą i wysunął dłoń w moją stronę. Dopiero teraz stanęło mi przed oczyma nasze pierwsze spotkanie. Wszystko potoczyło się tak, że nawet odpowiednio się z nim nie przywitałem.
- Harry Styles.. - ująłem jego dłoń i mocno zacisnąłem na niej palce. Chłopak skrzywił się, po czym zaśmiał donośnie. - .. a teraz oddaj. - wyjąłem z jego dłoni swój notes, szybkim ruchem. Na moje nieszczęście spomiędzy stron wysunęła się jedna z fotografii.
- Kto to? - zagarnął w palce dotkliwie zmięte zdjęcie i przyjrzał mu się uważnie. Ja i Antoine. Jego ciekawość była imponująca. Potrzebował wiedzieć wszystko i pytał o to bez skrępowania. Nie wahał się.
- Mój były chłopak. - odpowiedziałem spokojnie, a Louis zadrżał, zapewne odruchowo. Nie spodziewał się, że ktoś taki jak ja nie znajdzie szczęścia w ramionach kobiety? Zabawne.
- T-twój chłopak? Znaczy Ty.. ?
- Tak, Louis. - westchnąłem ciężko i odebrałem mu zdjęcie, by wsunąć je do małej, drewnianej szufladki w szafce nocnej. Brytyjczycy nie spotykają się na co dzień z homoseksualizmem? Jego zdziwienie było wielkie. Spojrzał uważnie na moją twarz, starał się zapewne znaleźć odpowiednie słowa.
- Podoba mi się jego uśmiech. - szepnął niepewnie i zsunął spojrzenie z mojej twarzy. Zerknąłem na niego pytająco, a on wzruszył ramionami i lekko się uśmiechnął. - To jak, Harry Styles, dasz wyciągnąć się do żywych?