30 sierpnia 2012

Rozdział VII

Rozdział 7
Podświadomie pragniemy tego co delikatne



Harry.
Zszedłem do kuchni, natrętnie przecierając dłońmi zaspane wciąż powieki. Naszła mnie ochota na wielki kubek mocnej kawy. W pomieszczeniu panował nienaganny porządek. Blat stołu zdobiła ręcznie wykonana serwetka w kolorze dojrzałych wiśni i maleńki flakonik pełen stokrotek. Na półce przyprawy były ułożone w porządku alfabetycznym. Podziwiałem tę dbałość o szczgóły. Zagarnąłem z wiklinowego koszyka spore, zielone jabłko i od razu odgryzłem kawałek. Wstawiłem wodę. To dziwne, ale czułem się tutaj niezwykle swobodnie. Czułem, że nawet gdy Els spędzała czas na mieście mogę robić co zechcę. Oczywiście w granicach przyzwoistości. Wypełniłem błękitny kubek wrzątkiem aż po same brzegi, a przyjemny zapach kawy przyprawił mnie o westchnienie pełne zachwytu. Usiadłem na kuchennym krześle i pośpiesznie umoczyłem wargi w życiodajnym napoju. Wypadałoby odwiedzić ciocię i Liam'a. Wspominałem mu, że wracam, ale nie był ów faktem jakoś specjalnie uradowany. Tęsknię za nim i za tą jego przesadną poprawnością. Nie wymagałem od niego specyficznej uwagi i czasu, ale jestem zdania, że znacząco odsunał się od wszystkich na rzecz spędzania czasu z Danielle. Nie znam się na związkach, ale to chyba nie jest aż tak dobre, jak mogłoby się wydawać. Zatracił się, rozumiem. Nie, wcale nie rozumiem. Odryzłem kolejny kęs słodkawego jabłka i spojrzałem w stronę okna. Padał deszcz. Ciekawe jak Louis radzi sobie w pracy. Zapewne jest miestrzem w przygotowywaniu naleśników i gofrów. To zabawne, że podjął taką.. słodką pracę. Gdy przysunąłem kubek do warg by wziąć łyk kawy, ktoś zapukał do drzwi. Ściągnałem brwi i powoli skierowałem swe kroki do przedpokoju. Uchyliłem ostrożnie drzwi, nie zważając na to, ze mam na sobie tylko bieliznę. Uśmiechnąłem się lekko gdy ujrzałem Niall'a. Jego subtelnie wilgotne włosy dodawały mu uroku. Zaprosiłem go do środka. Chłopak lustrował mnie uważnym spojrzeniem. Czułem się odrobinę skrępowany. To do mnie nie podobne.
- Kawy? - spytałem półszeptem, a blondyn skinął głową na "tak" i spojrzał na swoje dłonie. Uniosłem brwi mając nadzieję, że przedstawi mi powód swoich odwiedziń, choć przecież takowy istnieć nie musiał. Chyba jeszcze nie przywykłem do przyjacielskich wizyt.
- Zostawiłem tu wczoraj swój ulubiony sweter. Natknąłeś się na niego? - jego lazurowe spojrzenie otuliło moją twarz. Dostrzegłem w jego oczach odrobinę strachu. Jednak zauważyłem także, że ciekawość i zafadcynowanie mocno trzymają go w swoich ramionach.
- Tak. Eleanor położyła go na komodzie. - blondyn odruchowo zerknął przez ramię i uśmiechnął się na widok szarego swetra. Zanim jeszcze zagarnął go w dłonie, spojrzał na mnie i niepewnie zagryzł wargę. Odniosłem wrażenie, że wszystko jest intensywniejsze niż zazwyczaj. Owszem, czułem między nami dziwną więź. Miałem Niall'a za naprawdę wspaniałego człowieka. Teraz jednak poczułem, że nie o sympatię tu chodzi, a o coś bardziej cielesnego.
- Więc, Niall. Jak się masz? - wolnym krokiem wszedłem do kuchni. Zrobiłem kawę dla blondyna i ostrożnie podałem mu kubek. Uśmiechnął się, gdy ciepło napoju ogrzało jego chłodne dłonie.
- Ja, emm.. W porządku. - wymruczał niepewnie, po czym przysiadł na blacie stołu i od razu umoczył wargi w przygotowanej przeze mnie kawie. Zachowywał się dziwnie. Jakby coś przede mną skrywał. Podszedłem nieco bliżej i stanąłem przed nim. Zadrżał i powoli uniósł spojrzenie na moją twarz. Wypieki na jego policzkach świadczyły o tym, że ma gorączkę. Przyłożyłem dłoń do jego czoła, a on odruchowo przymknął powieki i spokojnie westchnął. Uniosłem brwi, obserwując każdą jego reakcję na mój dotyk. Przesunąłem opuszkami palców przez skroń aż do policzka. Niall wtulił go w moją dłoń.
- Hej, co jest? - nachyliłem się, by nasze twarze były na tej samej wysokości. Blondyn spojrzał prosto w moje tęczówki i delikatnie potarł koniuszkiem nosa o mój. Dopiero teraz dotarło do mnie, jak blisko siebie jesteśmy. Miałem ochotę się uśmiechnąć. Władała mną myśl, że powinienem.
- Nic. - wyszeptał spokojnie. Jego ciepły oddech otarł się o wrażliwą skórę moich warg, które odruchowo leciutko uchyliłem. Irlandczyk spuścił wzrok i ułożył prawą dłoń na moim karku. Co my wyprawiamy? Czułem się jak w transie. Nie byłem do końca świadomy tego, jak bardzo absurdalna jest ta sytuacja. Czułem się jak we śnie. Jak w marzeniach, w których miałem blondyna. Czy Eleanor będzie zła, że już pierwszego poranka zaciągnąłem kogoś do mojego nowego łóżka?


Louis.
Nałożyłem do wafelka dwie gałki lodów o smaku kiwi i podałem go małej dziewczynce, która uroczo popiskiwała, ciągnąc mamę za brzeg kwiecistej sukienki. Zegar wskazywał dziesiątą. Za kilka godzin będę mógł wrócić do domu, a wtedy od razu udam się do domu Eleanor i wyciągnę Harry'ego na popołudniową herbatę. A wieczorem może do jakiegoś klubu albo do kina. Brakuje mi jego obecności, nie potrafię się nim nacieszyć, wciąż mi go mało. Jego uśmiechu, specyficznego podejścia do życia, sposobu w jaki wypuszcza z ust dym i jak patrzy, gdy stara się wyczytać z moich tęczówek mysli które przed nim skrywam. Nigdy nie czułem czegoś takiego względem Zayn'a, Liam'a, czy Niall'a. Nawet El nigdy nie była mi tak bliska, choć jest dla mnie jak siostra, bez której nie wyobrażam sobie życia. Coś się zmieniło. Byłem weselszy. Czułem, że nareszcie, a raczej na powrót mam przy sobie wszystko, co jest mi niezbędne. Swoją drogą, ciekawe jak Francuz spędza przedpołudnie..

Harry.
Zdarłem z jeg torsu błękitną koszulkę z niebywałą łatwością. Był uległy, a ja nakręcałem się z chwili na chwilę coraz bardziej. Grzeszyłem samymi myślami, a moje dłonie łaknęły jego ciała. Nie wiem jak udało nam się pokonać schody, nie przerywając pocałunku. Po upływie niespełna minuty byliśmy już w mojej sypialni. Odnalazłem palcami klamrę jego paska i szybkim ruchem ja odpiąłem. Niall drżał. Był pewien swoich poczynań, był świadom tego co się stanie. Był cholernie podniecony i podekscytowany. Cicha woda brzegi rwie, jak to mówią. Niall był wątłym strumykiem, jednak udowadniał mi w tej chwili, że schowa wewnątrz naprawdę niegrzecznego chłopca. Naparłem wnętrzem dłoni na jego klatkę piersiową i popchnałem go na łóżko. Upadł na miękką pościel, a jego zamglone spojrzenie spoczęło na moim ciele. Podszedłem powoli i usiadłem okrakiem na jego biodrach. Zazwyczaj to ja byłem tym słabszym. Teraz, miałem go do swojej dyspozycji. Czułem, że zrobi wszystko, o co tylko go poproszę. To niestosowne myśleć o kimś w ten sposób, ale wszystko co poprawne odsuneło się nagle z zamiarem podarowania nam chwili nierozwagi. Dotknąłem dłońmi jego brzucha, skupiając spojrzenie na skrawku czarnej bielizny wystającej zza lekko opuszczonych spodni.
- Tylko seks. - szepnąłem czule, ale pewnie. Niall utkwił na moment spojrzenie w moich tęczówkach, skinął głową i powtórzył jeszcze ciszej.
- Tylko seks. - jego wargi drżały subtelnie. Obawiał się? Nie sądzę. Nie był jednak do końca pewien, co tak naprawdę się dzieje. Sytuacja rodem prosto z filmu dla dorosłych. Nie zamierzałem się angażować uczuciowo. Irlandczyk był wspaniałym człowiekiem, miałem prawo tak twierdzić. Nie zamirzałem go nijak wykorzstać. Czułem, że on po prostu tego potrzebuje, że my tego potrzebujemy. Przywykłem do skupiania się na tym, by mojemu partnerowi było przyjemnie, więc blondyn zapamięta te kilka chwil na bardzo długo. Pośpiesznie pozbawiłem go spodni, rozkoszując się widokiem jego wątłego ciała. Jego skóra była tylko subtelnie muśnięta słońcem. Porównałbym ten kolor do barwy którym dysponuje kwiat wanilii. Westchnąłem przeciągle. W chwili obecnej powinienem myśleć, jak do tego doszło. Jakim cudem leżymy w samej bieliźnie, ogarnięci nieopisanym pożądaniem. To byłoby takie racjonalne. Nachyliłem się nad jego torsem, by uraczyć pocałunkiem jego szyję. Spokojny oddech nagle przyśpieszył, a dłonie pragnące odkrywać dotknęły moich nagich pleców. Nie miałem ochoty na zbędne czułości, bo prostu chciałem by mnie poczuł. Niall wyglądał na równie zniecierpliwionego. Nasze poczynania nagle stały się agresywniejsze. Z łatwością pozbyliśmy się zbędnej bielizny. Zasłonięte zasłony przyprawiały pokój o stosowny półmrok. Blondyn leżał przede mną nagi, eksponując swoje plecy, pośladki i uda. Był idealny, na swój sposób. Był delikatny i kruchy. Przesunąłem palcami wzdłuż jego kręgosłupa, a on wzdrygnął się tylko mimowolnie. Byłem ciekaw, czy był już kiedyś z mężczyzną. Nie wierzę, ze chciałby bym był jego pierwszym. Uznałbym to za niedorzeczność, jestem zupełnie nieodpowiedni. Naznaczyłem wargami jego zarumieniony policzek, a gdy przymknął powieki, mój tors idealnie wpasował się w jego plecy. Jego skóra emanowała nieopisanym ciepłem. Wszystko w nim doprowadzało mnie do wewnętrznego szaleństwa. Nie potrzebowałem rozmów z nim. Nie potrzebowałem go nawet dobrze poznać. Po prostu potrzebowałem go mieć, przez chwilę lub dwie. Jestem pozbawionym uczuć egoistą. Zaśmiałem się w myślach, po czym przeniosłem dłonie na biodra blondyna. Zdecydowanie zacisnąłem palce na jego aksamitnej skórze.
- Zrób to. - wyszeptał, odrobinę chłodno. Na moje wargi wkradł się uśmiech przepełniony satysfakcją. To ja miałem władzę, to ja narzucałem tempo wydarzeń. - No już.. - syknął. - Bez zbędnych delikatności, po prostu to zrób. - jego przepełniony rządzą głos sprawiał mi cholerną przyjemność. Jego odwaga była imponująca. Przecież tak naprawdę mnie nie znał. Nie potrafiłem się już kontrolować. Wyłączyłem myślenie. Stanowczym ruchem uniosłem jego biodra ku górze i bez trudności wszedłem w niego jednym mocnym ruchem. Krzyknął donośnie, zaciskając palce na materiale pościeli. Chciałeś tego, przemknęło mi przez myśl, gdy odnalazłem w jego krzyku odrobinę bólu. Czując, że jestem w nim cały, zacisnąłem wargi rozkoszując się tym faktem. Po upływie kilku sekund począłem powoli poruszać biodrami w przód i w tył. Niall zaczął głośno stękać, a ja czułem, że jeśli zrobi coś jeszcze, cokolwiek, zwariuję. Na początku ruchy były odrobinę oporne. To właśnie one sprawiały mi największą przyjemność. Gorąc oblał mnie całego. Otworzyłem oczy by spojrzeć na jego wijące się pode mną ciało. Kolejny impuls który sprawił, że cicho stęknąłem. Kolejne pchnięcia były płynniejsze, łatwiejsze, ale równie przyjemne. Co ten chłopczyk ze mną robił? Mały, podstępny, niewinny chłopczyk, któremu udało się od tak, zaciągnąć mnie do łóżka. A myślałem, że tylko Francuzi tak chętnie się pieprzą. Przeniosłem dłoń na jego przyrodzenie. Wystarczyło kilka ciasnych, powolnych ruchów, by Irlandczyk z głośnym krzykiem doszedł na moją pościel. Gdy do moich uszu dotarł dźwięk który z siebie wydobył, a mięśnie w jego wnętrzu nagle się zacisnęły, ja sam poczułem jak szczyt przyjemności zagarnia mnie w swoje objęcia. Nigdy nie czułem tego tak intensywnie. Docisnąłem jego biodra do swoich, by wbić się w jego ciało naprawdę mocno. Zanim cokolwiek do mnie dotarło, zdążyłem docisnąć go do łóżka, wciąż w nim pozostając. Jego gorące dłonie otuliły moje pośladki, a głos przepełniony amokiem szepnął tylko ciche zostań. Powietrze pachniało seksem, a przed powiekami wciąż stała mleczna mgła.

27 sierpnia 2012

Rozdział VI

Rozdział 6
Rêves mal à l'aise. 



Harry.
To zabawne. Byłem taki łatwowierny. Louis po prostu mną kierował, a ja karmiłem się jego słowami jak lekiem, który zdolny był uleczyć każdą dolegliwość ciała i ducha. Byłem gotowy by wrócić do Londynu. Nalegałem jednak, by mój przyjaciel pozwolił się oprowadzić po stolicy Francji. Chciałem pokazać mu gdzie zazwyczaj spędzam swój wolny czas. Co przyprawia mnie o uśmiech, a co denerwuje. Jedliśmy bagietki pod wierzą Eiffla. Louis był szczęśliwy. Widziałem w jego oczach zachwyt spowodowany nie samym miejscem, a faktem, że jest tutaj ze mną. Dwa dni minęły bardzo szybko. Zdążyłem zrezygnować ze szkoły i namówić mamę, by pozwoliła mi na nowo cieszyć się pobytem w Wielkiej Brytanii. Była zła, że ośmielam się o to prosić, ale zgodziła się pod warunkiem częstych telefonów. Przystałem na to, cóż innego mogłem zrobić? Martwiła się. Miałem jednak nadzieję nie wpadać w kłopoty. Pragnąłem tylko spokoju w miejscu, które rozkochało mnie w sobie do granic możliwości. Żegnaj Francjo, nie zamierzam tęsknić.

Samolot dotknął płyty londyńskiego lotniska w poniedziałkowe popołudnie. Louis był niezmiernie podekscytowany, a ja tłumiłem w sobie ogrom szczęścia, by nie dawać mu satysfakcji. Będe mieszkał z Eleanor. Będę mógł o nią dbać, codziennie wpychając w nią odpowiednią ilość jedzenia. Stęskniłem się za nią i jej uroczym uśmiechem. Cieszę się, że to właśnie ona będzie moją wspólokatorką przez.. jakiś czas. Po chwili zamieszania wśród tłumu, wsiedliśmy do taksówki, a Louis odetchnął z ulgą. Spojrzałem na niego z zaciekawieniem.
- Co. - burknął cicho, poprawiając palcami kołnierzyk białej koszuli. Kąciki moich warg same się uniosły. Ja i Louis w Londynie. Znowu. Czyż to nie za tym tak nieludzko tęskniłem?
- Zastanawiam się, w jaki sposób będę Cię dręczył. - wyszeptałem spokojnie, a już po chwili zwróciłem twarz w stronę szyby, by nacieszyć oczy londyńskimi ulicami, wzdłuż których wolno przechadzali się ludzie.
- Ty będziesz mnie dręczył? Błagam, Curly. Będziesz wszystkim, co najlepsze. - pewność w jego głosie przyprawiła mnie o dziwne uczucie, którego wcześniej nie znałem. Nie zamierzałem się jednak rozwodzić nad tym w chwili obecnej. - Jeszcze wieczorem wyciągniemy El, Zayn'a i Niall'a na kolację. Musimy należycie Cię przywitać.
- Wolałbym wino na werandzie. Bardziej kameralnie. - wyjaśniłem spokojnie, a Brytyjczyk skinął tylko głową. Znał mnie i nie zamierzał wtrącać w moje życie nowych nawyków. Po kilku minutach jazdy znaleźliśmy się pod domem kochanej Calder. Szatynka stała przed drzwiami, nerwowo skubiąc palcami materiał swetra, który miała na sobie. Gdy tylko wysiadłem z samochodu, podbiegła do mnie i otuliła rękoma moją szyję.
- Tak się cieszę, że tu jesteś. - wyszeptała w moje ramię, po czym zerknęła na moją twarz i nieśmiało się uśmiechnęła. Była taka delikatna, w porównaniu do całej reszty. Czasem bałem się, że nawet najsubtelniejszym dotykiem mógłbym wyrządzić jej krzywdę.
- To Twoja zasługa. - powiedziałem spokojnie, po czym ostrożnie musnąłem wargami jej blady policzek. Odsunęła się i doskoczyła do Lou, by należycie go przytulić. Chłopak stęknął tylko z bezradności, a ja cicho się zaśmiałem. Wyjałem z bagażnika swoje torby i zapłaciłem kierowcy.
- Dobrze. - zaczęła szatynka. - Pokażę Ci Twój pokój, a później..
- Później odwiedzi nas Zayn i Niall. - wyjaśnił Lou, a dziewczyna skinęła głową. - Już do nich napisałem. Zgodzili się.
Po kilku minutach wniosłem swoje rzeczy do nowego pokoju. Był duży, urządzony naprawdę gustownie. Poddasze u cioci było dla mnie odpowiedniejsze. Tutaj czułem się ciut nieswojo. Błękitne ściany i te jasne zasłony, zdobiące okno. Owszem, miałem tu wszystko czego potrzebowałem. Nie sądziłem, że dostanę tak ładny pokój. Być może Eleanor pozwoli mi zmienić wystrój choć odrobinę? Swoją drogą, zawsze mogę malować u ciocia. Nie korzystają z poddasza. Tam czułem się naprawdę swobodnie.


Louis.
Wciąż nie mogłem uwierzyć, że miałem przy sobie Harry'ego. Był w swoim pokoju, kiedy ja i Eleanor przygotowywaliśmy przekąski. Był jak gdyby powodem mojego szczęścia. Wszystko inne zeszło na boczny tor. Liczył się tylko on i jego dobre samopoczucie. Pragnąłem, by czuł się z nami swobodnie. By każdy kolejny dzień był powodem do błahego uśmiechu. Był jak brat, którego nigdy nie miałem. Był człowiekiem, który poświęcił się dla mnie zupełnie bezinteresownie. Był moim najlepszym przyjacielem. Sądzę, że przełamaliśmy stosowną barierę. Harry odgradzał się od ludzi wysokim murem. Mnie jednak udało się zburzyć jedną ze ścian i podstępnie wślizgnąć się do środka. Francuz nie był ów faktem przesadnie rozradowany, ale nie mógł nic zrobić. Była miedzy nami więź, której nikt nie potrafiłby zgładzić i choć na tę chwilę odważniejsze słowa kierowaliśmy do siebie na kartkach papieru wiem, że przyjdzie taka chwila w której Curly zupełnie się otworzy i pozwoli mi wejsć do swoich myśli. Potrzebował czasu, a ja musiałem mieć pewność, że jestem dla niego najważniejszy. Kierowałem swe kroki w stronę salonu uznając, że wieczór jest zbyt chłodny, by spędzać go na zewnątrz. Ułożyłem na blacie szklanego stolika mały talerzyk z ciastkami ze słonecznikiem. Gdy tylko porcelanowe naczynie musnęło szkło, ktoś mocno zapukał w drewniane drzwi, przy których już po chwili stała El. Uchyliła je ostrożnie, by przeciągłym buziakiem w policzek przywitać naszego niegrzecznego bruneta i odrobinę bardziej ułożonego blondyna. Uśmiechnąłem się w kierunku chłopaków. Zayn mimo wszystko wyglądał dobrze. Ten dwudniowy zarost dodawał mu specyficznego uroku, idealnie komponując się z nieładem w jaki układały się jego włosy. Kamizelka niechlujnie zarzucana na białą koszulkę dopełniała całość. Był seksowny, czasem. Tak twierdziła Eleanor. Ja widziałem w nim wciąż Zayna zakochanego w wątłej blondynce, który lubił wyglądać ciut grzeczniej. Niall natomiast przyniósł ze sobą sporo uroku. Pastelowy fiolet jego bluzy podkreślał oczy, a delikatnie zaczerwienione wargi wykrzywione w uśmiech sprawiły, że poczułem się lepiej. Zanim zdążyłem podejść by uścisnąć dłonie obu chłopaków, ze schodów zszedł Harry. Odsunął z czoła gęsty, brązowy lok i należycie przywitał się z przyjaciółmi. Cieszyli się na jego widok. Francuz wniósł w nasze życia naprawdę sporo pozytywnych aspektów. Po kilku chwilach cała nasza piątka zajęła miejsce na dwóch sofach.
- Jak długo z nami zostaniesz? - spytał nieśmiało blondyn, uprzednio upychając w policzkach kawałek wafelka oblanego czekoladą. Harry uśmiechnął się czule na ten widok.
- Niczego nie planowałem. Kto wie? - wzruszył ramionami, po czym otulił pytajacym spojrzeniem szatynkę, która uparcie wtulała policzek w rękaw mojej koszuli.
- Ja Cię nie wyrzucę. - szepnęła spokojnie, a Zayn umoczył wargi w gorzkim piwie. Wyglądał na podekscytowanego. Nic po za tym nie odczytałem z jego ciemnych tęczówek. Był cholernie tajemniczy.
- Wyjdziemy zapalić? - spytał po chwili, a Curly skinął tylko głową. Usłyszałem trzask drzwi. El ziewneła przeciągle. Zaśmiałem się cicho, zasłaniając dłonią jej blade usteczka.
- Jesteś zmęczona? - spytałem z troską, a ona odruchowo pokręciła głową na "nie". Niall westchnął spokojnie i oparł głowę o spora, puchatą poduszkę. Czyżby nagle wszyscy opadli z sił?

Po godzinie intensywnych rozmów każdy z nas marzył jedynie o własnym łóżku. Nawet Harry nie ukrywał zmęczenia. Eleanor odprawiła mnie z kawałkiem ciasta zapewniając, że wszystko będzie w porządku, a Harry szybko się zadomowi. Martwiłem się o niego jak o małego chłopca, który będzie za mną tęsknił nazbyt przesadnie. Niepotrzebnie wszystko wyolbrzymiałem, ale moje ego chyba tego potrzebowało. Począłem planować każdą kolejną godzinę, którą spędzę u boku przyjaciela. Zastanawiałem się dokąd mógłbym go zabrać. Powinien poszukać odpowiedniej dla siebie uczelni. Nie warto marnować czasu, zresztą.. ja muszę pracować. Nie odpowiada mi fakt, że Curly będzie spędzał przedpołudnia beze mnie. Przesadzam?


***

Dobry wieczór ;) Wpadłam na pewien pomysł i jestem ciekawa, czy przypadnie Wam do gustu. Pomyślałam, ze mogłabym dodawać nowy rozdział w każdy poniedziałek. Niebawem zacznie się szkoła i większość z Was nie będzie miała czasu by zaglądać do mnie często. Krótko: jesteście za czy wolicie by posty pojawiały się częściej deklarując tym samym, że liczba odwiedzających nie zmaleje? Jestem otwarta na Wasze zachcianki ;) Pozdrawiam! xx

23 sierpnia 2012

Rozdział V

Rozdział 5
Zaufaj snom. 



Louis.
- Lou.. Louis? - Francuz był niesamowicie zaskoczony moim widokiem. Nic sobie jednak z tego nie robiłem. Po prostu tam stałem, malują na wargach czuły uśmiech. Miał na sobie obszerny sweter w kolorze moreli. Wyglądał nieziemsko. Po chwili zagarnąłem go w swoje objęcia. Wsparł podbródek na moim ramieniu osłoniętym materiałem płaszcza.
- Tęskniłem. - wyszeptałem spokojnie tuż obok jego ucha, a on zadrżał mimowolnie. Oderwał się od mojego torsu i uważnie spojrzał na moją twarz. Przyleciałem do Francji. Do niego. - Masz nie rezygnować z  nauki, czy to jasne?
- Co? - spytał odruchowo, gdy moje słowa do niego nie dotarły. Pokręciłem delikatnie głową na boki. Nie mógł uwierzyć, że znowu jestem blisko. Schlebiam sobie?
- Zaprosisz mnie do środka? - zaśmiałem się cicho, nieśmiało zerkając do przytulnego przedpokoju. Harry zmieszał się odrobinę i kiwnął głową. Odniosłem wrażenie, ze jest odrobinę zdenerwowany.
- Tak, wejdź. Nie spodziewałem się, że mnie odwiedzisz. - zaprowadził mnie do swojej sypialni. Zdjąłem płaszcz i z ciekawością rozejrzałem się po pomieszczeniu. Małe łóżko, biurko, regał z książkami. Po drugiej stronie stara komoda, na której wierzchu stał kubek z pędzlami. Kilka płyt z muzyką i ściana ozdobiona mnóstwem szkiców. W kącie wysoki wazon z suszonymi różami. Patrzył na mnie. Pozwoliłem mu trwać w niewiedzy jeszcze przez moment. Łaknął choć kilku słów wytłumaczenia. Widziałem to w jego szmaragdowych tęczówkach.
- Cóż, ja.. ja również się nie spodziewałem. - wzuszyłem ramionami, po czym niepewnie zająłem miejsce na jego łóżku. Dotknąłem dłońmi satynowej pościeli, skąpanej w kolorze borówek. - Jestem tu żeby przemówić Ci do rozsądku. Nie możesz rzucić szkoły, od tak.
- Owszem, mogę. - skinął delikatnie głową, po czym wsunął między wargi papierosa. Tęskniłem za nim. Za tą jego przesadną pewnością siebie i uroczą arogancją. Zdawał się w ogóle nie cieszyć z moich odwiedziń. Znałem go jednak. Miałem pewnosć, że chowa wszystko wewnątrz.
- Harry.. Nie bądź nierozsądny. Potrzebujesz wykształcenia. - wodziłem za nim spojrzeniem błagając, by spojrzał w moją stronę. Czułem, że nic do niego nie dociera. Jego upodobanie do bycia lekkomyślnym bywało irytujące.
- Zawsze byłem. Co z tego? Poza tym to nie ja wybrałem się na spontaniczną wycieczkę do innego kraju. - zerknął na mnie przez ramię, posyłając ironiczne spojrzenie. Uśmiechnąłem się mimowolnie i zerknąłem na swoje dłonie. - A to wszystko dla znajomego.
- Przyjaciela. - poprawiłem go szybko, a on westchnął przeciągle. Zgasił niedopałek w szklanej popielniczce. Tłamsił w sobie każdą emocję. W listach był inny. Otwierał się za każdym razem. Teraz odgrodził się ode mnie murem, zupełnie tak jak wtedy gdy zamknął się na poddaszu w towarzystwie kilku butelek whisky.
- Nic nie zmienimy. - szepnął surowo, po czym odchrząknął i oparł się plecami o szklaną szybę. Ściągnąłem brwi w zamyśleniu. - Nic, Louis. Przyleciałeś na.. dzień, dwa? Przywiozłeś mi nadzieję. Co potem? Znowu wszystko się spieprzy? Nie jestem masochistą.
- Ja również, dlatego tu jestem. - gdy jego słowa do mnie dotarły, podniosłem się powoli i ująłem w dłoń swój płaszcz. - Ale jeśli sprawiam Ci ból, mogę wyjść.
Milczał.
- Styles, jesteś kretynem. - dopowiedziałem po chwili, po czym ruszyłem w stronę przedpokoju. Nie udało mi się nawet nacisnąc na klamkę, bo szatyn od razu przyciągnął mnie ku sobie. Czułem się jak dzieciak, który zrobił jakieś głupstwo. Mimo to chciałem mu przedstawić swój pomysł. - Zabiorę Cię ze sobą.
- I co, poprosisz ciocię żeby pozwoliła mi u siebie mieszkać? Błagam Cię. - stęknął cicho, po czym na powrót się ode mnie oddalił. Rzuciłem płaszcz na pościel i podwinałem do łokci rękawy jasnego swetra.
- Tak się składa, że Pani Calder wyjeżdża na jakiś czas. Els będzie potrzebowała współlokatora. Ma dodatkową sypialnie, z której nikt nie korzysta. Znajdziesz pracę, będziesz mógł wrócić do tego co dawało Ci szczęście. Do miejsc, które przyprawiały Cię o uśmiech. - dostrzegłem w jego oczach odrobinę fascynacji. Zgasła ona jednak pośpiesznie, a Curly wsunął dłonie do kieszeni dopasowanych jeansów.
- Co z mamą? - spytał spokojnie, lustrując moją twarz natrętnym spojrzeniem. Domagał się konkretnych argumentów, senne marzenia nie miały dla niego znaczenia. Był realistą, w pewnym sensie.
- Pozwoli Ci na kolejne wakacje. A później, kto wie, może będzie mogła zamieszkać z Tobą w Londynie? - uśmiechnąłem się lekko na myśl o nowym życiu Harry'ego. Życiu w Wielkiej Brytanii, gdzie będę miał go zawsze pod ręką. To egoistyczne, wiem.
- Przed momentem wspominałeś, że mam nie rzucać szkoły, a teraz proponujesz mi wylot z kraju. - skrzywiłem się lekko, a Francuz nabrał w płuca powietrza. Zależało mi na tym by chodził na zajęcia i zdobył dyplom, ale wiedziałem, jak źle czuje się wśród tych ludzi. W tym miejscu.
- Nie wierzyłem, że mnie posluchasz. Nie znosisz tej uczelni, poza tym w Londynie jest wiele godnych uwagi kierunków. Znasz język, będzie Ci łatwo.

On zawsze taki był. Uparty. Uwielbiałem go, ale żałowałem, że nie docenia bycia spontanicznym. Co miał do stracenia? Rozumiałem jego troskę względem mamy. Wiedziałem, że będzie za nią tęsknił. Jednak.. to on kieruje swoim życiem. Jest dorosły, ma prawo podejmować decyzje. Musi pokierować wszystkim tak, by każdy kolejny dzień dawał mu szczęście. Lubiłem do niego pisać, ale zdecydowanie wolę mieć go przy sobie. Kontrolować jego nastroje. Wychodzić z nim w każdy poniedziałek na miętowy deser. Chciałbym by się uśmiechał i pragnąłem dać mu ku temu jak najwięcej powodów. W Londynie wszystko jest dla niego jakgdyby łaskawsze. Powietrze dogodniejsze, ludzie nastawieni przyjaźniej i czas płynący na jego korzyść. Musiał zrozumieć, że chcę mu pomóc. Że chcę by żył pełnią życia i nie zatracał się we wspomnieniach. Wiem, Londyn przyniósł mu ból. To moja wina. Postaram się jednak wszystko mu wynagrodzić i odwiedzięczyć się za to, że uratował mi życie. Był moim przyjacielem i choć wiedziałem, że ta więź dopiero wzbiera na sile, bylem nieopisanie szczęśliwy. Zależało mi na nim, a jemu na mnie. Przynajmniej tak pisał w swoich listach. Domyśliłem się, że teraz będzie skryty i odrobinę niedostępny, ale ta myśl jeszcze bardziej mnie do niego przyciągała. Wciąż był małą tajemnicą, która chciałem dogłębnie odkryć. Chciałem się wiele od niego nauczyć. I udowodnić mu, że potrzebuje wokół siebie ludzi.


Eleanor.
Gdy wróciłam ze Szwajcarii, mamy już nie było. Cóż, wiedziałam, że musi pracować. Mimo to przykro wracać do cichego domu. Mam nadzieję, że Louis przywiezie nam z powrotem Harry'ego i to on dotrzyma mi towarzystwa. Czułabym się przy nim bezpiecznie i nie wiedzieć czemu, ufam mu bezgranicznie. Usiadłam na swoim łóżku, uprzednio odkładając swój bagaż. Te kilkanaście dni, które spędziłam w towarzystwie dziewczyn takich jak ja, wiele mi uświadomiły. Czuję się silniejsza. Wiem, że juz nigdy nie narażę swojego zdrowia. Będę o siebie dbać. Tęskniłam za Londynem, który przywitał mnie dziś deszczem. Odsunęłam z czoła wilgotną grzywkę i westchnęłam spokojnie. Witamy w domu. Teraz muszę radzić sobie sama. Przynajmniej do przyjazdu Francuza. Louis ma dar przekonywania, poza tym, są przyjaciółmi. Tęsknią za sobą. Tommo opowiadał o listach i o tym, jak bardzo nieswojo Harry czuje się we Francji. Mam nadzieję, że wszystko skończy się tak, by obie strony były zadowolone. No i ja zyskam towarzysza. Miałam ochotę wypytać kogoś o to, co działo się pod moją nieobecność. Ujęłam w dłoń telefon i wyszukałam w kontaktach "Zayn". Nacisnęłam zieloną słuchawkę.
- Malik.. - szepnęłam spokojnie, uśmiechając się głupawo. Chłopak zaśmiał się melodyjnie.
- Calder. Co tam, słońce? Wróciłaś do Londynu?
- Tak jest! Jestem z powrotem. Opowiesz mi, co się działo? - wstałam powoli i podeszłam do okna. Deszcz uderzał o szybę z coraz większą siłą. Westchnęłam spokojnie.
- Cóż.. Liam i Danielle się odizolowali. Nie pytaj o powód, nie znam. Blondas pojechał do Josh'a, a Louis poleciał do Paryża. Gdy Cię nie było, karmiliśmy się ciszą. Każdy żył swoim życiem.

19 sierpnia 2012

Rozdział IV

Rozdział 4
Nadzieja wbrew beznadziei.


Niall.
- Hey, nie masz ochoty na zabawę? - mruknął mi do ucha Josh i delikatnie klepnął moje ramię. O mało co nie oblałem się drinkiem. Zwróciłem twarz w jego stronę.
- Mam, mam. Chcę się tylko najpierw.. znieczulić. - wskazałem na szklankę z kolorowym napojem, na co chłopak skinął głową. Szczerze powiedziawszy zdążyłem już chyba zapomnieć jak wygląda porządna impreza. Zamiast się bawić siedzę przy barze i zastanawiam się, jak będzie wyglądało moje życie. Miałem plany odnośnie nauki, ale szybko zrezygnowałem. Josh mnie poparł mając nadzieję, że dzięki temu będę spędzał u niego więcej czasu. Podobało mi się Brighton, ale nie mógłbym tu zamieszkać. Tęskniłbym za pieprzonym domem. Na moją niekorzyść wciąż myślałem o Harry'm. W moich uszach dudnił jego ochrypły, seksowny głos. Myślałem o tym, co zrobił dla Louis'a i począłem się zastanawiać, czy zrobiłby coś takiego dla mnie. Albo dla Zayn'a. Był odważny, imponował mi. Wciąż pamiętałem jakiego koloru były jego tęczówki. Wciąż chodził za mną zapach jego perfum. Nie potrafiłem o nim zapomnieć. Nie chciałem. Dzisiejszy wieczór miał skończyć się poznaniem kogoś przypadkowego. Czasem po prostu potrzebowałem coś poczuć. Nie licząc porannego kaca, który jutro nie da mi normalnie funkcjonować. Po powrocie do Londynu będę musiał skupić się na tym co chcę robić. Moi przyjaciele chyba zbytnio nie przejęli się moim wyjazdem, toteż nie zamierzam zabierać im ich cennego czasu. Nigdy nie byłem natrętny, nie lubiłem się narzucać. Nawet jeśli chodzi o ludzi, którzy są dla mnie jak rodzina. Zmartwił mnie fakt, że tak dotkliwie odsunąłem się od Liam'a. Brakowało mi naszych rozmów i wspólnych wypadów na herbatę. Teraz Danielle jest całym jego światem, ale jest jakby.. inaczej. Intensywniej. Nie potrafią przeżyć bez siebie nawet jednego dnia. Payne zawsze był przesadnie troskliwy, więc nie dziwi mnie fakt, że chce spędzać z Dan jak najwięcej czasu. Kocha ją, tak? Liam był odrobinę podobny do mnie. Spokojny, przynajmniej na pierwszy rzut oka. Nie wyróżniał się zbytnio. Może właśnie dlatego nigdy nie poczułem do niego czegoś więcej? Szukałem własnego przeciwieństwa. Kogoś, kto będzie arogancki, ironiczny i czasem złośliwy. Kogoś, kto będzie ode mnie silniejszy, zarówno fizycznie jak i psychicznie. Harry taki właśnie był. Po upływie dłuższej chwili Josh podszedł do mnie ponownie. Zamówił dwa drinki i usiadł na wysokim krześle obok. Bawił się o wiele lepiej niż ja, byłem tego pewien. Co kilka chwil zerkał w stronę wysokiej, rudej dziewczyny, która wręcz pożerała go wzrokiem. A ja? Wciąż miałem w głowie Harry'ego.
- Niall.. dziś facet, czy dziewczyna? - spytał mój przyjaciel, obrzucając mnie ciekawskim spojrzeniem.
- Facet. Zdecydowanie facet.


Zayn.
Kobiety są takie proste w obsłudze. Wystarczy odrobina ładnych perfum i szarmancki uśmiech, a wpadają w moje ramiona bez żadnych oporów. Tak samo było z Evie. Poznałem ją na ostatniej imprezie. Początkowo zgrywała niedostępną, wszystkie tak robią. Po jednym kolorowym drinku tańczyło nam się już całkiem swobodnie. Wiedziałem, że mi nie umknie. Jej długie, lekko pofalowane czarne włosy wirowały przy każdym intensywniejszym ruchu. Jasne, niczym tafla jeziora tęczówki otulały moją twarz natrętnym spojrzeniem co kilka sekund. Jakby bała się, że zniknę. Owszem, zostawiłem ją samą po nocy spędzonej na czułościach, ale taki właśnie był plan. W chwili obecnej byłem w  trakcie ignorowania jej telefonów. Po kilku dniach da sobie spokój i przestanie mnie maltretować. Usiadłem na werandzie i wziałem głęboki łyk zimnego piwa. Lubię swoje nowe życie. Lubię być dupkiem. Nie zmienię się, dopóki pewna drobna blondynka nie wyjdzie z mojej głowy, a nie zapowiada się, by to miało szybko nastąpić. Kocham Perrie. Była zupełnie inna, choć na pierwszy rzut oka uznać można by ją za nieciekawą. Po przesadnym makijażem kryje się naprawdę wrażliwa dziewczyna. Cóż, jak to mówią, nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki, prawda? Poza tym, ona jest teraz z Tom'em i z tego co mi wiadomo, są bardzo szczęśliwi. Niestety, nikt nie będzie kochał jej tak bezgranicznie jak ja. Jestem pewien, że ma tego świadomość. Westchnąłem ciężko i po raz kolejny uraczyłem podniebienie gorzkawym napojem. Nasza paczka odrobinę się rozpadła. Liam i Danielle zupełnie się odizolowali, może planują ślub? Kto ich wie, nie zamierzam wtrącać się w ich życie. Eleanor wyjechała, Niall także opuścił Londyn. Nie, nie czułem się samotny. Zmieniłem się, jak każdy. Nikt już nie był sobą. To dziwne, że po wylocie Harry'ego do Francji wszystko nagle się spieprzyło. Szczerze? Mam to gdzieś.


Lou,

mam już dość przebywania tutaj. Nie chcę już dłużej dusić się gęstym powietrzem 
i udawać, że czuję się dobrze. Miałem być tutaj szczęśliwy, Louis. Miałem wrócić 
do Paryża i być sobą. Nie wiem co się stało, może podczas wypadku uszkodziłem 
sobie coś w głowie? Mam już dość tej monotonii. Rzucam szkołe od razu po 
zakończeniu pierwszego semestru. Nie muszę mieć dyplomu, by czuć się artystą. 
Ty nadal jesteś samotny? Eleanor niebawem wraca, prawda? Mam nadzieję, 
że trzymasz się lepiej niż ja. Znalazłeś pracę? Byłem niezwykle ciekawy, czy 
podjąłeś się tej w cukierni. Powinieneś zacząć się rozwijać, wiesz? Nigdy nie 
czułeś potrzeby.. narysowania czegoś lub opisania przy pomocy błahych słów? 
Wiem, że nie każdy potrafi, ale jesteś interesujący, Louis, być może drzemie w 
Tobie prawdziwy talent? 
Dziękuję za ostatnie listy. Dzięki nim czas płynie szybciej. 
Nadal tęsknię.


Harry



Harry.
Głupi, prostacki rysunek. Co za paranoja. Jak można zadać uczniom taki temat? Wyrzuciłem ołówek przez lewe ramię i stęknałem ze zrezygnowaniem. Nie znoszę tej szkoły. W co ja się wpakowałem? Wstałem, uprzednio ujmując w dłoń paczkę papierosów. Wyjąłem jednego i pośpiesznie odpaliłem. Uchyliłem lekko niewielkie okno i mocno się zaciągnąłem. Już dawno powinienem był dostać list od Louis'a, a on milczy jak na złość. Powinienem do niego zadzwonić? Zaciągnałem się po raz kolejny czując, jak klatka piersiowa pobolewa z chwili na chwilę coraz bardziej. Gdy wszystko przyprawiało mnie o gniew czułem, jakby w moim ciele ponownie tkwił nóż. Dokładnie w tym samym miejscu. To bzdura, ale nie potrafiłem inaczej zdefiniować tego bólu. Dobrze. Dwa miesiące do końca pierwszego semestru, poradzę sobie. Będę oddawał własne wizje, nie zwracając zbyt wielkiej uwagi na polecenia nauczycieli. Po krótkiej chwili na powrót zająłem miejsce przy biurku z nadzieją, że jednak uda mi się skończyć ten szkic na jutro. Ująłem w palce nowy ołówek i zacząłem kreślić nim kolejne linie. Złość była dobrą podstawą do stworzenia czegoś naprawdę wyjątkowego, ale w chwili obecnej nie potrafiłem tego wykorzystać. Pragnąłem skupić całą swoją uwagę na tym, co ów szkic powinien przedstawiać, ale w moich myślach pojawiały się obrazy sprzed kilku tygodni, kiedy byłem szczęśliwy. Ten dzień, w którym poznałem Louis'a. Te kilka chwil z Eleanor, które naprawdę nas do siebie zbliżyły. Cholera. Potrząsnąłem głową i nieco mocniej docisnąłem ołówek do jasnej kartki. Gdy usłyszałem pukanie do drzwi, ręka mimowolnie mi zadrżała, a mały kruchy rysik złamał się pod ciężarem mojej dłoni i rozprysnął na drobne kawałeczki. Zakląłem w myślach.
- Harry, ktoś do Ciebie. - mama wyglądała na odrobinę zdezorientowaną Uniosłem brwi i powoli wstałem. Nikt nie zapowiadał odwiedziń. Wszyszedłem z pokoju, kierując swe kroki do korytarza. Uchyliłem drzwi i zamarłem na moment. Blado czerwone usta wykrzywione w uśmiech i błękitne tęczówki lustrujące moja twarz..
- Lou.. Louis?

18 sierpnia 2012

Rozdział III

Rozdział 3
Szczęście to wybór.



Louis.
Minęło kilka dni zanim dotarło do mnie, że Harry naprawdę zniknął. Bałem się samotności, bałem się przebywania ze samym sobą. Te wszystkie natrętne myśli i wspomnienia, choć niezwykle ciepłe, sprawiały mi ból każdego kolejnego dnia. Moje życie było puste. Eleanor poleciała do Szwajcarii, by spędzić cztery tygodnie na obozie dla dziewczyn takich jak ona. Czuła się dobrze, była chyba nawet odrobinę podekscytowana. Cieszyłem się, że pozna nowych ludzi i odpocznie od wszystkiego, co ją tutaj przytłaczało. Niall ponownie wyjechał na trochę z Londynu. Liam i Danielle zachowywali się ostatnio trochę dziwnie. Byli zupełnie nierozłączni. Zayn budował swój nowy wizerunek skurwiela. Nie chciałem mu zbytnio przeszkadzać. Słyszałem, że poznał jakąś wielce urokliwą brunetkę i zamierza należycie sie nią zabawić. Nie popierałem jego metod, ale wiedziałem, jak się czuje. Kochał Perrie, była jego ideałem. Tak więc.. zostałem sam. Nic nie trzymało mnie w Londynie. Powietrze nagle stało się gęste, niedogodne, tak ciężko się tu oddychało. Pogoda zwiastowała deszczową jesień. Zdążyłem już nawet zapomnieć jak wygląda słońce. Wszystko, dosłownie wszystko zdawało się dopasowywać do mojego nastroju. Leniwie zsunąłem się z łóżka, gdy ktoś począł natrętnie pukać do drzwi. Zszedłem po chodach, ziewając dyskretnie. Uchyliłem ostrożnie drewniane drzwi. Spojrzałem uważnie na jegomościa trzymającego w dłoni kremową kopertę.
- Pan Louis T.. ? - gdy tylko dotarło do mnie, że to może być list od Francuza, wyrwałem kopertę z dłoni zdezorientowanego faceta.
- Tak, tak.. - machnąłem wolną dłonią i zamknąłem mu drzwi przed nosem. Pobiegłem na górę, do swojego pokoju. Na powrót zająłem miejce na łóżku i uważnie przyjrzałem się kopercie. Mała wieża Eiffla w lewym rogu odwracała uwagą od nieco koślawych liter. Pierwszy list od Harry'ego. Ostrożnie rozdarłem kopertę i wyjąłem z niej białą kartkę. Przez chwilę wydawało mi się, że czuję zapach jego perfum. Wyobraźnia chyba płata mi figle. Zerknąłem na treść.



Louis, 

zastanawiam się jak się czujesz; o czym myślisz i co robisz. Tęsknię za Londynem, 
tęsknię za Wami. Jestem ciekaw, jak mają się pozostali. Mój kontakt z Liam'em 
nigdy nie należał do godnych pozazdroszczenia, więc uznałem, że stosowniej 
będzie wypytać Ciebie. Z Eleanor wszystko w porządku? Zayn nadal stara się 
skrywać prawdziwego siebie pod maską bad boy'a? A Niall? Opowiedz mi, jak 
mijają Wam dni.
Francja przywitała mnie przepychem. Od pierwszej chwili czułem się 
tutaj jak więzień lub niezadowolony turysta.Czuję się jak na kiepski wakacjach. 
Mama powtarza, że już nigdzie nie puści mnie samego. Powinna być dumna, 
nie uważasz? Teraz troszczy się o mnie nawet bardziej niż Ty, podczas ostatnich 
dni mojego pobytu w Wielkiej Brytanii. Czuję się zagubiony, nie potrafię 
tu malować. Zacząłem pierwszy semestr na uczelni związanej ze sztuką. 
Wszyscy tutaj są tacy jak ja. Nigdy wcześniej nie czułem się tak bardzo normalny. 
Powinienem czuć się swobodnie wśród ludzi o podobnych zainteresowaniach, 
a ja tracę oddech w drodze na kolejne zajęcia. To chyba strach przed myślą, 
że istnieją jednostki władające pędzlem o niebo lepiej ode mnie. Lody miętowe 
smakują tu zupełnie inaczej. Spory wpływ ma na to fakt, że teraz znowu jadam je sam. 
Odzwyczaiłem się. 
Mam nadzieję, że wszystko u Ciebie dobrze i że nie narażasz się na 
niebezpieczeństwo pod moją nieobecność. Będę pisał często, byś miał świadomość, 
jak się czuję. Nie chcę Cię niczym obarczać, ale czułem, że potrzebujesz moich słów. 
Niczego przede mną nie skrywaj. Bądź sobą, Louis. Nawet wśród myśli przelanych na papier. 


Harry


Z uśmiechem przesunąłem opuszkiem palca wzdłuż ostatnich słów. Czuł się tak samo jak ja; obco. Byłem pewien, że pragnął powrotu do Francji, że potrzebował wrócić do własnej codzienności. On sam chyba nie zdawał sobie sprawy jak bardzo będzie tęsknił. Chciałbym by wszystko układało się po jego myśli, by wynosił z uczelni coś poza troskami odnośnie własnego talentu. Musiałem wiedzieć, że czuje się dobrze. Ta wiedza była mi niezbędna do normalnego funkcjonowania. Teraz, kiedy własnymi słowami nakreśli mi obraz swojego samopoczucia, tęsknię jeszcze dotkliwiej. Na tę chwilę nie wyobrażam sobie dalszej egzystencji pozbawionej jego udziału. Na przestrzeni kilkunastu dni stał się najbliższą mi osobą. Czułem, że jestem dla niego równie ważny.


Harry.
Nienawidzę szkicować. Nie sądziłem, że dożyję dnia kiedy dojdzie do mnie ów fakt. Nienawidzę sztuki. Mam dość pasteli, zapachu farb i smug po ołówku pozostawionych na dłoniach. Mam dość narzucania mi myśli. W tej szkole stanę się jedynie mechanicznym odpowiednikiem artysty, pozbawionym własnej woli. Sądziłem, że pozwolą mi malować co i kiedy zechcę. W jak wielkim byłem błędzie okazało się dopiero po zajęciach z panem Ganthier, który stłamsił w zarodku moją wizję dotyczącą przyszłości Paryża. Jego nieludzkie podejście do kreatywności wybiło mnie z rytmu. Dlatego omijam jego lekcje szerokim łukiem, mając świadomość, że bez jego oceny nie zdam roku. Powitałem nieodpowiedzialność z szeroko otwartymi ramionami. W Londynie odnalazłem w sobie człowieka. Byłem szczęśliwy. Chętnie spotykałem z się z ludźmi, spędzałem czas tak, jak lubiłem. Uświadomiłem sobie, że to Francja mnie wykreowała. To miejsce jest odpowiedzialne za moją bezuczuciowość.
Wróciłem do domu tuż po zajęciach, by nie dawać mamie zbytnich powodów do troski. Traktowała mnie jak małego chłopca, który potrzebował nieustannej opieki. Czułem się jak wariat. Nie sądziłem, że taka będzie cena ratowania czyjegoś życia. Potrzebowałem więcej przestrzeni. Oczywiście nie miałem za złe mamie, że się martwi, po prostu czułem się tutaj jak intruz.
- Jak było na uczelni, synku? - spytała ciepłym głosem, witając mnie w przedpokoju. Do mojego nosa dotarł  zapach makaronu z serem.
- Jak zazwyczaj. - szepnąłem, zdejmując z ramion łososiową marynarkę. Mama doskonale wiedziała, że nie lubię większości zajęć, a niektóre projekty uważam za absurdalne. Wszedłem do kuchni i oparłem się o blat stołu, uprzednio nalewając trochę wody do wysokiej szklanki.
- Jak się czujesz?
- Dobrze, mamo. Jestem tylko trochę zmęczony. - umoczyłem wargi w chłodnej wodzie i od razu poczułem specyficzną ulgę. Rodzicielka podeszła do mnie i wsunęła w moją dłoń białą kopertę. Była pewna, że to list od Liam'a. - Louis.. - szepnąłem spokojnie, a kąciki moich warg delikatnie się uniosły. Ostrożnie musnąłem policzek mamy i pośpiesznie otworzyłem kopertę. Usiadłem przy biurku, w swoim pokoju.



Curly, 

tęsknię za Tobą. Tęsknię za Twoim zabawnym akcentem, chodzącym za Tobą 
krok w krok zapachem papierosów i tym denerwującym uśmiechem, który otulał 
Twoje wargi gdy tylko sobie tego życzyłeś. Jak się czujesz? Wszystko jest
w porządku? Twoja mama na pewno należycie się Tobą opiekuje. Mam nadzieję,
 że jej o mnie opowiedziałeś i nie jest zła, że pozwoliłeś by zamiast mnie, zraniono Ciebie. 
Wciąż jestem Ci za to wdzięczny, nie potrafię zapomnieć.
Jestem tutaj sam. Eleanor i Niall opuścili Londyn. Zayn bawi się kobietami, a Liam i Dan 
zachowują się jak młode małżeństwo. Nie potrafię się tutaj odnaleźć bez Ciebie. 
Nie pamiętam już jak to jest żyć bez kogoś takiego jak Ty, u swego boku. Rozumiem więc, 
jak się czujesz. Chciałbym by Twoje życie było doskonałe. Byś cieszył się z możliwości
chodzenia na zajęcia i potrafił malować, jak jeszcze nigdy dotychczas. Teraz, 
kiedy wiem że i Ty jesteś zagubiony, martwię się i nie wiem na czym skupić myśli. 
Postanowiłem, że znajdę pracę. Nic trudnego, na początek coś co będzie sprawiać mi 
przyjemność. Mógłbym pracować w cukierni na rogu. Wyobrażasz mnie sobie w niebieskim 
fartuszku, z nienagannym uśmiechem na ustach podającego dzieciom eklerki i gofry? 
Chyba zupełnie zwariowałem. Nie śmiej się, Hazz, muszę znaleźć jakieś zajęcie, a nie jestem 
artystą, jak Ty. Nie potrafię tworzyć. 
Dziękuję za list, choć wolałbym korzystać z komputera, ale szanuję Twój wybór. 
Zmuszasz mnie do używania długopisu, spryciarzu. Nie myśl sobie, że zapomniałem 
o podstawowych zasadach ortografii. Tęsknię i czekam na kolejne słowa.


Louis


Nie sądziłem, że znajdzie czas by od razu odpisać. Uśmiechnąłem się mimowolnie i odłożyłem kartkę na fiołkową pościel. Tęskni i czuje się tak samo jak ja. Zrobiliśmy sobie krzywdę tą znajomością. Teraz musimy nauczyć się żyć po swojemu. On tam, a ja tutaj. Byłem pewien, że nie odczuje mojego braku, przecież ma wielu znajomych. Potrzebował mnie. Pokręciłem głową, mając nadzieję, że ten błahy ruch wypędzi z mojej głowy niechciane myśli. Po chwili do pokoju zajrzała mama. Uparcie wycierała dłonie w małą ściereczkę.
- Co pisze Liam? - spytała z ciekawością, leciutko unosząc ku górze brwi.
- To Louis. Pamiętasz? Opowiadałem Ci o nim. - kobieta skinęła twierdząco głową i podeszła nieco bliżej. Martwiła się o mnie, jakby słowa napisane przez Brytyjczyka miały mnie zranić.
- Ten, za którego dałeś się pokroić, tak?
- Mamo.. - jęknąłem żałośnie, na co rodzicielka wywróciła tylko oczyma. - Tęskni za mną. - dodałem ciszej, po czym spokojnie wypuściłem zalegające w płucach powietrze.

16 sierpnia 2012

Rozdział II

Rozdział 2
Bitter sweet symphony.



Harry.
Opuściłem szpital po dwóch tygodniach pobytu. Byłem niezmiernie podekscytowany dzisiejszym powrotem do Francji. Jeszcze wieczorem uściskam mamę i nacieszę oczy widokiem Sekwany. Popołudnie mijało spokojnie. Ciocia Alice przygotowała ciasto z truskawkami, a Louis nie odstępował mnie nawet na krok. Czuł się za mnie odpowiedzialny, jak twierdził. Uważałem jego troskę za zupełnie zbędną, ale nie potrafiłem poskąpić mu czegokolwiek. Był szczęśliwy, że skończyło się tylko na bliznach, a jednocześnie smutny, bo nie miał wystarczajaco dużo czasu by mi się odwdzięczyć. Uważałem to za absurd, oczywiście, przecież niczego od niego nie oczekiwałem. Był moim przyjacielem, odnalazłem w nim bratnią duszę. Obiecałem, że będę go zasypywał listami. Skrzywił się, ale przystał na moją propozycję. Samolot wylatywał kilka minut przed 21. Miałem zatem prawie pięć godzin, by należycie pożegnać się z Wielką Brytanią i z ludźmi, których tu poznałem. Byli wszyscy; Liam i Danielle, Zayn, Niall, Eleanor i oczywiście Lou. Pod moją "nieobecność" cała grupa dowiedziała się prawdy o Louis'ie. Wszyscy przyjęli go ciepło, że też w to wątpił. Dla nich będzie zawsze tym samym człowiekiem, bez względu na to, czy ugania się za kobietami czy za facetami. Nie obyło się bez pożegnalnych prezentów, którym ja byłem jak najbardziej przeciwny, ale cóż mogłem zdziałać w pojedynkę?
- Weź. Cały Ty. - mruknał przyjaźnie Zayn, układając wargi w ciepły usmiech. Delikatnie ująłem w dłonie zawinięty w blado niebieski papier, podarunek. Rozdarłem szybko opakowanie, a moim oczom ukazała się niesamowita, miętowa koszula.
- Będzie podkreślała Twoje oczy. - dodała nieśmiało El, zerkajac przez moje ramię. Podziękowałem brunetowi przyjacielskim uściskiem. Po chwili wciąż stojąca za mną szatynka odwróciła mnie w swoją stronę i wsuneła w moja dłoń małą torebkę. Pokręciłem głową, a na co ona tylko westchnęła. - Zauważyłam, że lubisz kolorowe sznureczki okalające Twojke nadgarstki, więc.. zrobiłam coś dla Ciebie. - wyjąłem małą, skąpaną w pastelowych barwach bransoletkę, po czym ponownie uniosłem wzrok na El.
- Zrobiłas ją sama? - spytałem ze zdumieniem, a dziewczyna skinęła głową uśmiechając się przy tym dumnie. - Jesteś niesamowita, dziękuję. - pośpiesznie założyłem prezent na rękę, by zaraz potem porwać wątłą szatynkę w swoje objęcia i mocno ją przytulić. Z bok niepewnie czaił się Niall. Zachęciłem go uśmiechem i delikatnym skinieniem dłoni.
- Właściwie.. to od mojej mamy. - wysunął w moją stronę małe pudełko, w którego wnętrzu znajdowała się niewielka butelka z jakimś mętnym napojem. No tak, rodzice Irlandczyka słynęli z własnych alkoholi. Ten mały blondasek naprawdę wie, co lubię. Zaśmiałem się cicho, po czym otuliłem go wolną ręką i lekko przycisnałem jego ciało do swojego torsu. - Będę tęsknił. - wyszeptał wprost do mojego ucha, a ja odruchowo zerchnałem w jego nieziemskie tęczówki. Kąciki moich ust same się uniosły.
- Wiem, Niall. Ja też będę tęsknił. - czułem z nim.. dziwną więź. Nie było w tym nic ordynarnego, ja po prostu.. uważałem, że jest niezwykle urokliwy. Będe tęsknił za jego natrętnym spojrzeniem i tą uroczą, blond czupryną.
- Danielle uparła się, że sprezentuje Ci coś interesującego. - Liam podał mi papierową torbę, a Dan szeroko się uśmiechnęła. Byli razem tacy naturalni, stworzeni dla siebie. Uśmiechnałem się do swoich myśli, gdy dziewczyna wpadła w moje ramiona.
- Słyszałam, ze lubisz książki tego autora. Ta książka.. - wskazała na trzymaną przeze mnie torbę. - .. była według mnie godna największej uwagi. - skinąłem głowa i nawet nie zauważyłem, gdy stanął przede mną Louis. Był bardzo z siebie zadowolony. Skrzyżowałem więc ręce na wysokości klatki piersiowej, uważając na rany, które wciąż dawały mi o sobie znać i otuliłem jego twarz uważnym spojrzeniem.
- Więc ja.. Żebyś o mnie pamiętał. - dodał nieco ciszej i podał mi koszulkę w paski. Była zwykła, po prostu, ale byłem pewien, ze zawsze będzie mi o nim przypominała. Uściskałem go ostrożnie, a on pogłaskał otwartą dłonią moje plecy i wyszeptał jeszcze ciche "dziękuję".

Louis.
Chciałbym by czas bez Harr'ego płynął choć w połowie tak szybko, jak ten spędzany z nim. Zyskałem przyjaciela, ale to normalne, że musi wrócić, prawda? Ma tam dom, mamę, być może znajomych. To tam ukształtował się jego charakter, to tam narodził się ten wielki talent. Dlaczego więc wierzyłem, że Styles mógłby zostać w Londynie na stałe? Znaleźć tutaj jakąś niezobowiazującą pracę, koontynuować naukę, jeśli zechce, zaprosić tu mamę, by razem mogli zacząć coś nowego.. Byłem zbyt wielkim egocentrykiem by pojąć, że we Francji czuł się po prostu szczęśliwy i spelniony. Być może nie potrzebował mnie tak bardzo, jak ja jego?
- Jest niezła, Louis, dzięki. - jego nienaganny wzrok muskał każdy cal koszulki, którą uparcie ściskał w dłoniach. Nie byłby sobą, gdyby i dla nas czego nie przygotował, więc nie zdziwił mnie fakt, że po chwili nieobecności wrócił do salonu ze sporym szkicem, przedstawiającym nas wszystkich. Byłem pod wrażeniem, zupełnie tak jak cała reszta.
- Wykonałem go jeszcze podczas pobytu w szpitalu. Przywiązałem się do Was, ale.. nie mówcie nikomu, że mam serce. - szatyn uśmiechnął się w ten specyficzny dla siebie sposób i podał rysunek Eleanor, wokół której zaraz znaleźli się Zayn i Niall.
Reszta wieczoru minęła bardzo szybko. Wszyscy wrócili do domów, poza mną i Dan, która nie potrafiła odkleić się od Liam'a. Bardzo chciałem odwieźć Harr'ego na lotnisko razem z Alice, ale.. chciałem już mieć za sobą to pożegnanie. Chciałem wrócić do domu i nauczyć się żyć bez tego tak bardzo istotnego pierwiastka, jakim była obecność Francuza. Już zawsze będzie dla mnie kimś wyjątkowym nie tylko przez wzgląd na to, że prawdopodobnie ocalił moje życie. Czułem, ze więź między nami jest naprawdę silna i nie zamierzałem o tym zapominać. Musiałem po prostu przywyknąć do realiów. Musiałem dopuścić do siebie myśl, że Curly ma własne życie. Po 20 widziałem go po raz ostatni. Jego bagaże wylądowały w bagażniku samochodu Liam'a. Wyszedł z domu i od razu odpalił papierosa, a ja zająłem miejsce tuż obok, na marmurowych schodkach.
- Paryż, taa? - mruknąłem cicho, chowając swoje dłonie między kolanami. Chłopak spojrzał na mnie, po czym leniwie wypuścił z ust tytoniowy dym. Ukazywałem mu swoją słabość, ale nie zamierzałem już nikogo przed nim grać.
- Jedź ze mną. - powiedział bez zawahania, by zaraz potem przyozdobić wargi czułym uśmiechem.
- Co?
- Jedź ze mną. - powtórzył dobitnie, a moje serce nie wiedzieć czemu nagle przyśpieszyło biegu. Jego slowa były jak światełko w tunelu i choć propozycja wydawała się absurdalna przez chwilę pomyślałem, że mógłbym.
- Harry.. możemy jechać? - Pani Alice wychyliła się z samochodu i przyjaźnie skinęła głową. Styles wstał i zgasił niedopałek podeszwą swojego buta. Podniosłem się i utkwiłem spojrzenie w jego twarzy. Był ciut wyższy, odrobinę mnie to irytowało.
- Trzymaj się, Louis. Będę pisał. - poklepał moje ramię, po czym ruszył w stronę samochodu, by już po chwili zniknąć w jego wnętrzu. Dźwięk silnika na moment zagłuszył moje myśli. Będzie pisał.
Wróciłem do domu kwadrans przed 21. Czułem się tak, jakbym wypuścił z dłoni coś niezwykle cennego. Czułem pustkę. Wiedziałem jak bardzo będę tęsknił, ale nie sądziłem, że poczuję to jeszcze dziś. Trudno, Louis. Masz tutaj innych przyjaciół. Oni wypełnią ci sobą twój wolny czas. Będzie doskonale. No tak, nie ma to ja motywujące monologi wewnętrzne. Wszedłem do swojego pokoju i usiadłem na blacie pustego biurka. Odetchnąłem spokojnie i na krótką chwilę przymknąłem powieki. Kiedy znowu zobaczę Harre'go? Nie wiem. Nie wspominał nic o szkole, ale zapewne skupi się na rozwijaniu swoich talentów i zapomni, że poznał kogoś takiego jak ja. Curly jest na ogół.. bardzo prosty. Gra zarozumialca, stara się odsuwać od siebie ludzi. Dba o to, by nikogo nadto nie zainteresować swoją osobą. Sęk w tym, ze mimo wszystko jest tylko człowiekiem. Potrzebuje w swoim życiu ludzkiej ingerencji. Nie ma nikogo, kto jest do końca sam. Przez naszą egzystencję przewija się masa ludzi ważnych i mniej ważnych. Takich, których twarze zapamiętujemy i takich, których nie chcemy pamiętać.


14 sierpnia 2012

Rozdział I / sezon 2

Rozdział 1 
Je suis de retour.



Louis.
Londyńskie powietrze pachniało czymś słodkim. Przyprawiało mnie o grymas niezadowolenia i wprawiało moje mięśnie w swego rozdzaju niedomaganie. Czułem się samotny wśród tych wszystkich uśmiechów i szczęścia. Czułem, że nikt nie zwraca na mnie szczególnej uwagi, czułem się niewidzialny. Dziewięć dni temu Harry Styles uratował moje życie, a co za tym szło - naraził własne. Odwiedzałem go codziennie z nadzieją, że w końcu otworzy te swoje zielone oczy i pozwoli na siebie nakrzyczeć. Miałem świadomość, że to ja powinienem leżeć przykuty do łóżka, nie on. Lekarzy byli pod wrażeniem ogromu szczęścia jakie się go uczepiło. Żaden z jego wewnętrznych narządów nie został znacząco uszkodzony. Wszyscy byli pewni, ze gdy się obudzi będzie po prostu sobą. Nikt jednak nie wiedział, kiedy najdzie go ochota, by otworzyć oczy. Pchnąłem ostrożnie spore, szklane drzwi prowadzące do szpitalnego holu. Pielęgniarka pełniąca dyżur uśmiechnęła się tylko delikatne i pokręciła głową ze zrezygnowaniem. Wiedziała, że spędzam tu każdą wolną chwilę. Cóż, potrzebowałem tego. Harry zrobił coś, czego nigdy bym się po nim nie spoedziewał. Był gówniarzem, cholernie odważnym gówniarzem. Jak co dzień wszedłem do jego sali, wypełnionej masą kolorowych kwiatów i głupawych baloników z życzeniami odnośnie powrotu do zdrowia. Ja przyniosłem tylko małego, miętowego batonika, przez wzgląd na to, ze dziś poniedziałek. Eleanor siedziała przy łóżku Francuza, uważnie przyglądając się jego malinowym wargom. Spał; delikatnie i spokojnie. Uśmiechnąłem się niepewnie do swoich myśli i przykucnąłem tuż przy szatynce, która westchnęła cicho i zwróciła ku mnie swe spojrzenie. Martwiła się, jak wszyscy. Liam był załamany. Obwiniał się niejako, był zły, że pozwała swojemu kuzynowi na nocne wyjścia. Nawet Zayn i Niall bywali tu od czasu do czasu. Zanim wsunałem między wargi kawałek obalnego czekoladą batonika, skierowałem go w stronę El z wątłym uśmiechem zachęty, ale ona pokręciła tylko głową.
- Myślisz, że nas słyszy? - spytała półszeptem, wciąż muskając spojrzeniem przymknięte powieki Harr'ego. Zerknąłem na wisząca nad jego łóżkiem kroplówkę i na moment zacisnąłem wargi. - Louis?
- Tak, emm.. nie, nie sądzę. - wsparłem dłonie na jasnej pościeli i zerknałem na dziewczynę, która powtórnie westchnęła. Wstałem i odruchowo przesunałem palcami wzdłuż swojego lewego policzka, ozdobionego w tej chwili sporym plastrem. Wyglądałem jak dwulatek, który nieumiejętnie zabawił się nożyczkami.
- Pójdę już. Posiedzisz z nim, prawda? - szatynka podniosła się niechętnie i posłała mi czułe spojrzenie. Podszedłem do niej i ostrożnie zagarnałem ją w swoje ramiona. Była taka wątła i krucha, wiedziałem jak mocno to wszystko przeżywa.
- Oczywiście, brzydalu. - szepnałem z uśmiechem i spojrzałem na jej twarzy, by po chwili odsunąć z jej czoła gęsty, brązowy lok. - Hej, nie martw się. On się obudzi, przecież wiesz.. - dotknąłem palcami jej ramienia, a ona zadrżała leciutko. Musnąłem wargami jej zapadnięty policzek, a ona skinęła tylko głową i wyszła. Odgryzłem ostatni kawałek batonika i wsunąłem papierek do kieszeni zielonych spodni.
- I co, Styles, poniedziałek bez lodów miętowych, pewnie sobie tego nie wybaczysz. - szepnąłem z uśmiechem, po czym zająłem miejsce na małym, drewnianym krześle stojącym przy jego łóżku. Starałem się by czuł moją radość, choć nie miałem żadnego powodu, by się uśmiechać. Chciałem by miał pewność, ze się nie martwię, że jestem pełen pozytywnych myśli. Kto wie, co przebywający w takim stanie ludzie mogą z nas wyciągnąć? Spojrzałem na jego jasne policzki, pełne usta, długie, wywinięte lekko ku górze rzęsy. Naszła mnie myśl, że gdyby nie ja, nie musiałby tutaj przebywać. Nie musiałby walczyć z samym sobą, nie musiałby wprawiać w smutek tak wielu ludzi. Z drugiej jednak strony czułem, że tak po prostu musiało się stać. Że po tym wydarzeniu nasza więź będzie silniejsza, a ja będę mu dozgonnie wdzięczny i kto wie.. może kiedyś zdołam mu się odwdzięczyć? Dochodziła 17. Naszła mnie ochota na mały kubek mocnej, czarnej kawy bez cukru. Pośpiesznie zbiegłem po schodach, by dotrzeć do stojącego w holu automatu. Stało przede mną kilka osób, więc zanim na powrót znalazłem się na pietrze, minęło kilka minut. Zapach kawy przyprawił mnie o uśmiech, nie wiedzieć czemu nieodwołalnie kojarzył mi się z Francuzem, który nie potrafił zaakceptować naszej tradycji związanej z popołudniową herbatą. Przyśpieszyłem nieco kroku, gdy zauważyłem w sali Harre'go lekarza i dwie pielęgniarki. Wszedłem do pomieszenia i zamarłem na moment, widząc jak szatyn opiera się na wysoko ułożonej poduszce. Jego oczy były otwarte, a usta nieśmiało zagarniały sobie kolejne dawki powietrza. Pobladł w przeciągu chwili, ale uśmiechnął się, gdy zobaczył na mojej twarzy szok. Podszedłem nieco bliżej, uprzednio odstawiając kubek z kawa na blat małej szafki.

Harry.
Czułem ból o stokroć intensywniejszy niż ten, gdy ostrze noża z łatwością rozdarło moją skórą. Władały mną niewyjaśnione spazmy. Krzyczałem, ale moje ciało zdawało się nijak ze mną nie wspólpracować. Gdy ów ból osiągnął stosowne apogeum, po prostu się wzgrygnąłem, a moje powieki delikatnie się uchylił. Puls mimowolnie przyśpieszył, a ja dotkliwie zachłysnąłem się powietrzem i nerwowo rozejrzałem po jasnym pomieszczeniu. Szpital. Ja w szpitalu, z wielką igłą tkwiącą w żyle. To takie do mnie podobne. Nie minął ułamek sekundy, a w sali pojawił się lekarz, który wyjaśnił mi wszystko. Czułem się dobrze, powoli dochodziło do mnie, co tak naprawdę się wydarzyło. Po krótkiej chwili do pomieszczenia wszedł Louis. Wyglądał na zaskoczonego moim powrotem do żywych. Wyraz jego twarzy przyprawił mnie o niewyraźny uśmiech i nikłą dozę satysfakcji. Nie wiedzieć czemu jego zakłopotanie sprawiało mi przyjemność. Cieszyłem się, że tu był. Moją uwagę przykuła jego twarz pokryta drobniutkimi rankami i ten wielki, biały plaster który ściśle przylegał do jego brzoskwiniowego policzka.
- Wpadłeś pod kosiarkę? - spytałem cicho, ostatniem sił unosząc ku górze brew. Tomlinson tylko pokręcił głową niedowierzając, że mam ochotę na żarty, po czym przysiadł na brzegu mojego łóżka i uważnie przyjrzał się mojej twarzy. Był szczęśliwy, nie wiedział co zrobić z rękoma.
- Jesteś kretynem, wiesz? - syknął głośno, a ja roześmiałem się czując, jak szwy kamuflujące dwie rany na klatce piersiowej przypominają mi o swojej obecności. - Jak mogłeś postąpić w ten sposób? Bałem się, że Cię stracę, rozumiesz? - szatyn wciąz kręcił głową, a ja tylko wywróciłem młynka oczyma.
- Zrobiłbyś to samo, uwierz. Miałem zaledwie ułamek sekundy na podjęcie decyzji. Uznałem, ze Twoja egzystencja jest cenniejsza. - wzruszyłem lekko ramionami, a Lou wykrzywił usta w grymas niezadowolenia, ale wiedziałem, że nie ma ochoty na kłótnie. Ostrożnie wsparłem się na łokciach i na krótką chwilę przymknąłem powieki. - Jestem teraz w centrum uwagi, tsa? - Brytyjczyk skinął głową, na co ja westchnąłem ze zrezygnowaniem.
- A czego się spodziewałeś, Curly? - spytał z uśmiechem i niepewnie ułożył dłoń na wierzchu mojej, która drżała delikatnie. Nie kontrolowałem tego. Poczułem tylko jego ciepło. Troszczył się, nazbyt przesadnie. - Alice od razu poinformowała Twoją mamę o tym co się stało, ale udało jej się wybłagać u siostry pozostanie we Francji. - no tak, moja mama zapewne bez zastanowienia wsiadłaby w samolot, byleby być blisko. Kąciki moich warg uniosły się automatycznie. - Wracasz, gdy tylko Cię wypiszą, prawda?
- Oczywiście. - skinąłem lekko głową, karcąc się w myślach za bezmyślność. Moja mama przeżywa zapewne katusze, martwiąc się zupełnie niepotrzebnie. Przeproszę ją zaznaczając, że cel mojego czynu był naprawdę słuszny, bo czymże byłby Londyn bez głupawego Louis'a? El własnoręcznie by mnie udusiła, gdybym pozwolił mu umrzeć, bo powiedzmy sobie szczerze.. Lou jest słabszy. Fizycznie, bien sûr.
- Eleanor zmieniała mnie na warcie. - powiedział z uśmiechem, dumnie wypinając do przodu wątłą klatkę piersiową. Uniosłem brwi, posyłając mu pytające spojrzenie. - Martwiła się o Ciebie równie mocno, co ja. Siedzieliśmy przy Tobie na zmianę. - wzruszył ramionami, a ja westchnąłem ciężko.
- Chcesz powiedzieć, że spędzałeś tutaj wolny czas? Louis..
- No co? Tutaj czułem się dobrze. - skinął pospiesznie głową na potwierdzenie swoich słów, a ja lekko klepnąłem się w czoło wnętrzem dłoni. Czuł się winny, to zrozumiałe, ale nie sądziłem, że potraktuje to aż tak poważnie. - Przyniosłem Ci nawet miętowego batonika, ale.. ale go zjadłem.
- Zjadłeś mojego batonika, Ty egoisto? - warknąłem, starając się powstrzymać rozbawienie. Tomlinson sądząc, ze jestem poważny, rozchylił lekko wargi i spuścił wzrok. Wspominałem już, jak urocze jest jego zakłopotanie?
- Przepraszam, ale spałeś, więc.. - szepnął spokojnie, po czym schował dłoń w kieszeni na krótką chwilę i z dumą wyjął z niej zawiniętego w zielony papierek cukierka. - O patrz, mam miętówkę, chcesz?
- Ty mnie nie denerwuj, tylko mnie stąd zabierz. Moje ręce rwą się do malowania! - szatyn tylko zaśmiał się cicho. Za kilka dni będę mógł opuścić szpital. Wrócę do Francji, do swojego poprzedniego życia. Do egzystencji pozbawionej Louis'a. Do życia wśród wszystkiego, co wykreowane na perfekcje. Nie byłem gotów, ale chęć uściskania rodzicielki i obwieszczenia jej, że jednak żyję, była silniejsza. To zabawne, że tak doskonale pamiętam tę noc, podczas której zdarzył się wypadek. Pamiętam przerażenie na twarzy swojego przyjaciela, pamiętam, jak szybko udało mi się podbiec i odepchnąć go, chroniąc tym samym to wątłe ciało przed nieuniknionym ciosem. To zbyt optymistyczne jak na mnie, ale miałem pewność, że uda mi się z tego wyjść. Miałem pewność, ze wszyscy będą mieć mi za złe bezmyślność. Kto wie, może gdybym miał więcej czasu, nie postąpiłbym w ten sposób? Może podjąłbym inną decyzję, by później pluć sobie w brodę? Nie lubię żałować, dlatego moje decyzje bywają szaleńcze, skrajne. Nie myślę trzeźwo, czasem stawiam dobro innych ponad własne. Ten fakt przypomina mi, że jestem człowiekiem, że czasem zdarza mi się czuć.. coś. A Louis? On nie zasługiwał na ból. Byłem niejako zaszczycony, że mogę odbębnić "jego" pobyt w szpitalu. Zrobiłem coś dobrego po raz pierwszy od dłuższego czasu. Czułem się z tym nieswojo, ale cóż mogłem zrobić? Nie odsunę od siebie tych myśli, chociażby dlatego, że niekomfortowo ciągnące moją skórę szwy co kilka chwil mi o tym przypominały. Nie czułem się jak bohater, czułem się jak Harry z duszą, w której istnienie zawsze wątpiłem.


***

Witam Was po długiej przerwie. Jestem z powrotem, cieszycie się? ;) Tęskniłam za Wami, robaczki. Mam nadzieję, że powyższy rozdział przypadł Wam do gustu. Jest krótki, wiem, ale chciałam opisać tylko tę jedną sytuację, by w kolejnych rozdziałach rozwinąć akcję. Nie wiem jak często będę dla Was pisała, ale postaram się, by notki pojawiały się systematycznie. Przy okazji chciałam Wam bardzo podziękować za to niezwykłe zainteresowanie zwiastunem, w postaci krótkiego filmiku. Nie sądziłam, że aż tak się Wam spodoba, jesteście niesamowite.. Postaram się, by drugi sezon nijak Was nie rozczarował. Z boku dodałam link do mojego wcześniejszego bloga, bo ktoś o to prosił. Pozdrawiam :)xx