Rozdział 2
Bitter sweet symphony.
Harry.
Opuściłem szpital po dwóch tygodniach pobytu. Byłem niezmiernie podekscytowany dzisiejszym powrotem do Francji. Jeszcze wieczorem uściskam mamę i nacieszę oczy widokiem Sekwany. Popołudnie mijało spokojnie. Ciocia Alice przygotowała ciasto z truskawkami, a Louis nie odstępował mnie nawet na krok. Czuł się za mnie odpowiedzialny, jak twierdził. Uważałem jego troskę za zupełnie zbędną, ale nie potrafiłem poskąpić mu czegokolwiek. Był szczęśliwy, że skończyło się tylko na bliznach, a jednocześnie smutny, bo nie miał wystarczajaco dużo czasu by mi się odwdzięczyć. Uważałem to za absurd, oczywiście, przecież niczego od niego nie oczekiwałem. Był moim przyjacielem, odnalazłem w nim bratnią duszę. Obiecałem, że będę go zasypywał listami. Skrzywił się, ale przystał na moją propozycję. Samolot wylatywał kilka minut przed 21. Miałem zatem prawie pięć godzin, by należycie pożegnać się z Wielką Brytanią i z ludźmi, których tu poznałem. Byli wszyscy; Liam i Danielle, Zayn, Niall, Eleanor i oczywiście Lou. Pod moją "nieobecność" cała grupa dowiedziała się prawdy o Louis'ie. Wszyscy przyjęli go ciepło, że też w to wątpił. Dla nich będzie zawsze tym samym człowiekiem, bez względu na to, czy ugania się za kobietami czy za facetami. Nie obyło się bez pożegnalnych prezentów, którym ja byłem jak najbardziej przeciwny, ale cóż mogłem zdziałać w pojedynkę?
- Weź. Cały Ty. - mruknał przyjaźnie Zayn, układając wargi w ciepły usmiech. Delikatnie ująłem w dłonie zawinięty w blado niebieski papier, podarunek. Rozdarłem szybko opakowanie, a moim oczom ukazała się niesamowita, miętowa koszula.
- Będzie podkreślała Twoje oczy. - dodała nieśmiało El, zerkajac przez moje ramię. Podziękowałem brunetowi przyjacielskim uściskiem. Po chwili wciąż stojąca za mną szatynka odwróciła mnie w swoją stronę i wsuneła w moja dłoń małą torebkę. Pokręciłem głową, a na co ona tylko westchnęła. - Zauważyłam, że lubisz kolorowe sznureczki okalające Twojke nadgarstki, więc.. zrobiłam coś dla Ciebie. - wyjąłem małą, skąpaną w pastelowych barwach bransoletkę, po czym ponownie uniosłem wzrok na El.
- Zrobiłas ją sama? - spytałem ze zdumieniem, a dziewczyna skinęła głową uśmiechając się przy tym dumnie. - Jesteś niesamowita, dziękuję. - pośpiesznie założyłem prezent na rękę, by zaraz potem porwać wątłą szatynkę w swoje objęcia i mocno ją przytulić. Z bok niepewnie czaił się Niall. Zachęciłem go uśmiechem i delikatnym skinieniem dłoni.
- Właściwie.. to od mojej mamy. - wysunął w moją stronę małe pudełko, w którego wnętrzu znajdowała się niewielka butelka z jakimś mętnym napojem. No tak, rodzice Irlandczyka słynęli z własnych alkoholi. Ten mały blondasek naprawdę wie, co lubię. Zaśmiałem się cicho, po czym otuliłem go wolną ręką i lekko przycisnałem jego ciało do swojego torsu. - Będę tęsknił. - wyszeptał wprost do mojego ucha, a ja odruchowo zerchnałem w jego nieziemskie tęczówki. Kąciki moich ust same się uniosły.
- Wiem, Niall. Ja też będę tęsknił. - czułem z nim.. dziwną więź. Nie było w tym nic ordynarnego, ja po prostu.. uważałem, że jest niezwykle urokliwy. Będe tęsknił za jego natrętnym spojrzeniem i tą uroczą, blond czupryną.
- Danielle uparła się, że sprezentuje Ci coś interesującego. - Liam podał mi papierową torbę, a Dan szeroko się uśmiechnęła. Byli razem tacy naturalni, stworzeni dla siebie. Uśmiechnałem się do swoich myśli, gdy dziewczyna wpadła w moje ramiona.
- Słyszałam, ze lubisz książki tego autora. Ta książka.. - wskazała na trzymaną przeze mnie torbę. - .. była według mnie godna największej uwagi. - skinąłem głowa i nawet nie zauważyłem, gdy stanął przede mną Louis. Był bardzo z siebie zadowolony. Skrzyżowałem więc ręce na wysokości klatki piersiowej, uważając na rany, które wciąż dawały mi o sobie znać i otuliłem jego twarz uważnym spojrzeniem.
- Więc ja.. Żebyś o mnie pamiętał. - dodał nieco ciszej i podał mi koszulkę w paski. Była zwykła, po prostu, ale byłem pewien, ze zawsze będzie mi o nim przypominała. Uściskałem go ostrożnie, a on pogłaskał otwartą dłonią moje plecy i wyszeptał jeszcze ciche "dziękuję".
Louis.
Chciałbym by czas bez Harr'ego płynął choć w połowie tak szybko, jak ten spędzany z nim. Zyskałem przyjaciela, ale to normalne, że musi wrócić, prawda? Ma tam dom, mamę, być może znajomych. To tam ukształtował się jego charakter, to tam narodził się ten wielki talent. Dlaczego więc wierzyłem, że Styles mógłby zostać w Londynie na stałe? Znaleźć tutaj jakąś niezobowiazującą pracę, koontynuować naukę, jeśli zechce, zaprosić tu mamę, by razem mogli zacząć coś nowego.. Byłem zbyt wielkim egocentrykiem by pojąć, że we Francji czuł się po prostu szczęśliwy i spelniony. Być może nie potrzebował mnie tak bardzo, jak ja jego?
- Jest niezła, Louis, dzięki. - jego nienaganny wzrok muskał każdy cal koszulki, którą uparcie ściskał w dłoniach. Nie byłby sobą, gdyby i dla nas czego nie przygotował, więc nie zdziwił mnie fakt, że po chwili nieobecności wrócił do salonu ze sporym szkicem, przedstawiającym nas wszystkich. Byłem pod wrażeniem, zupełnie tak jak cała reszta.
- Wykonałem go jeszcze podczas pobytu w szpitalu. Przywiązałem się do Was, ale.. nie mówcie nikomu, że mam serce. - szatyn uśmiechnął się w ten specyficzny dla siebie sposób i podał rysunek Eleanor, wokół której zaraz znaleźli się Zayn i Niall.
Reszta wieczoru minęła bardzo szybko. Wszyscy wrócili do domów, poza mną i Dan, która nie potrafiła odkleić się od Liam'a. Bardzo chciałem odwieźć Harr'ego na lotnisko razem z Alice, ale.. chciałem już mieć za sobą to pożegnanie. Chciałem wrócić do domu i nauczyć się żyć bez tego tak bardzo istotnego pierwiastka, jakim była obecność Francuza. Już zawsze będzie dla mnie kimś wyjątkowym nie tylko przez wzgląd na to, że prawdopodobnie ocalił moje życie. Czułem, ze więź między nami jest naprawdę silna i nie zamierzałem o tym zapominać. Musiałem po prostu przywyknąć do realiów. Musiałem dopuścić do siebie myśl, że Curly ma własne życie. Po 20 widziałem go po raz ostatni. Jego bagaże wylądowały w bagażniku samochodu Liam'a. Wyszedł z domu i od razu odpalił papierosa, a ja zająłem miejsce tuż obok, na marmurowych schodkach.
- Paryż, taa? - mruknąłem cicho, chowając swoje dłonie między kolanami. Chłopak spojrzał na mnie, po czym leniwie wypuścił z ust tytoniowy dym. Ukazywałem mu swoją słabość, ale nie zamierzałem już nikogo przed nim grać.
- Jedź ze mną. - powiedział bez zawahania, by zaraz potem przyozdobić wargi czułym uśmiechem.
- Co?
- Jedź ze mną. - powtórzył dobitnie, a moje serce nie wiedzieć czemu nagle przyśpieszyło biegu. Jego slowa były jak światełko w tunelu i choć propozycja wydawała się absurdalna przez chwilę pomyślałem, że mógłbym.
- Harry.. możemy jechać? - Pani Alice wychyliła się z samochodu i przyjaźnie skinęła głową. Styles wstał i zgasił niedopałek podeszwą swojego buta. Podniosłem się i utkwiłem spojrzenie w jego twarzy. Był ciut wyższy, odrobinę mnie to irytowało.
- Trzymaj się, Louis. Będę pisał. - poklepał moje ramię, po czym ruszył w stronę samochodu, by już po chwili zniknąć w jego wnętrzu. Dźwięk silnika na moment zagłuszył moje myśli. Będzie pisał.
Wróciłem do domu kwadrans przed 21. Czułem się tak, jakbym wypuścił z dłoni coś niezwykle cennego. Czułem pustkę. Wiedziałem jak bardzo będę tęsknił, ale nie sądziłem, że poczuję to jeszcze dziś. Trudno, Louis. Masz tutaj innych przyjaciół. Oni wypełnią ci sobą twój wolny czas. Będzie doskonale. No tak, nie ma to ja motywujące monologi wewnętrzne. Wszedłem do swojego pokoju i usiadłem na blacie pustego biurka. Odetchnąłem spokojnie i na krótką chwilę przymknąłem powieki. Kiedy znowu zobaczę Harre'go? Nie wiem. Nie wspominał nic o szkole, ale zapewne skupi się na rozwijaniu swoich talentów i zapomni, że poznał kogoś takiego jak ja. Curly jest na ogół.. bardzo prosty. Gra zarozumialca, stara się odsuwać od siebie ludzi. Dba o to, by nikogo nadto nie zainteresować swoją osobą. Sęk w tym, ze mimo wszystko jest tylko człowiekiem. Potrzebuje w swoim życiu ludzkiej ingerencji. Nie ma nikogo, kto jest do końca sam. Przez naszą egzystencję przewija się masa ludzi ważnych i mniej ważnych. Takich, których twarze zapamiętujemy i takich, których nie chcemy pamiętać.
coś czuję, że rozdziały znowu będą pojawiać się po północy, a ja będę na nie czekać jak ktoś obsesyjnie chory.
OdpowiedzUsuńuwielbiam to jak piszesz i co piszesz. Twój styl.
można odpocząć gdy się to czyta, jest delikatne i czyste.
czekam na kolejny xx
Ostatni fragment, w którym lou opisuje Hazzę - ja dead.
OdpowiedzUsuńNieziemskie, ale bardzo smutne, przynajmniej dla mnie.
Najlepsze xD Jak bardzo sie cieszę, że jest drugi sezon!
Zapraszam na http://way-to-anywhere.blogspot.com/, dopiero zaczęłam xD
To irytujące, że muszę wylogować się z jednego adresu by zalogować się na ten właściwy. Pepper wracasz do starego nawyku dodawania rozdziałów po północy? Zawsze kojarzyło mi się to z księżniczka, która gubi pantofelki na schodach po północy... W każdym razie wiem, przez zwiastun, ze Larry będzie we Francji. Jak mnie to cieszy, naprawdę. Och przestań mi mrygać na gadu, staram się pisać komentarz! Rozdział jak zawsze jest delikatny i sprawia, że mój talent jest duszony w zarodku. Przez twoje specyficzne dobieranie słów czuję się jakbym czytała książkę. I za to cię wielbię okruszku, weny ! xx
OdpowiedzUsuń"smutek mam we krwi.." pozwól, że dziś zakończę na tych słowach.
OdpowiedzUsuńNa początku chciałam się strasznie przeprosic, bo oczywiście czytałam rozdział pierwszy drugiego sezonu, ale go nie skomentowałam *.* Ale teraz będę czytac i komentowac regularnie : 3
OdpowiedzUsuńCóż, jak zwykle zaskakujesz. Tzn nie fabułą (która i tak jest bardzo bardzo ciekawa) a swoim świetnym stylem pisania <3.
Uwielbiam to wydanie Harrego, jako (po części) aroganckiego, ale mającego serce malarza o słodkich loczkach, aww uwielbiam go! Świetnie wykreowałaś jego postac.
Żal mi Louisa. Wydaje mi się, że on coś już czuje do naszego artysty <3 Ale jeszcze nie umie tego w pełni pojąc. Może z czasem zmądrzeje : D
A rozdział jak zwykle świetny <3333
[destiny-is-death] [last-picture] <3
Po raz kolejny pozostawiasz mnie z tak bolesnym niedosytem tego wszystkiego... To jest okropne. Jak Harry może tak po prostu wyjechać? No dlaczego na słowa 'jedź ze mną' Lou nie zerwał się z miejsca i nie wiem, nie pobiegł do domu po jakiekolwiek woje rzeczy. Cokolwiek. Oczywiście mam pojęcie, że na pewno się jeszcze spotkają, ale chwilowo czuję taką pustkę. Czasami mam wrażenie, że za bardzo angażuję się w tą historię. Naprawdę.
OdpowiedzUsuńZajebiste jak zawsze z resztą *_______*
OdpowiedzUsuńCzekam na nn XD Pozdrowienia Xxxx
Perfekcja w każdym calu. Uwielbiam to opowiadanie, a kiedy tylko zobaczyłam I rozdział drugiego sezonu dosłownie skakałam ze szczęścia! Faktycznie, piszesz niesamowicie, tak... profesjonalnie, że chce się czytać ;d Jejku, już chcę, żeby Lou i Harry byli najszczęśliwszą parą na świecie! ^^ Chociaż myślę, że nie jedno im się jeszcze przydarzy ;)Czekam na następne rozdziały z niecierpliwością <3
OdpowiedzUsuńhttp://letsjustbetogether.blogspot.com/
kurde. Louis został. i jest mi smutno. bo jemu jest smutno. jestem cholernie ciekawa, co napiszesz dalej <3
OdpowiedzUsuń[seven-sins-deadly-sins]
Kurde...Myślałam że Lou wyjedzie z Harry'm ,a jednak nie..:( Rany teraz jestem cholernie ciekawa co napiszesz!!!! Czekam na nn :*************
OdpowiedzUsuńCieszę się , że wróciłaś. Piszesz cudownie i tak lekko , że nie mogę oderwać oczu a po przeczytaniu czuje niedosyt. Więc jeśli masz czas i ochotę to czekam na kolejny rozdział z niecierpliwością. ;*
OdpowiedzUsuńMagiczny rozdział.<3 Tak bardzo cieszę się, że wróciłaś, że aż mam łzy w oczach. Kocham tego bloga, to opowiadanie i kocham Ciebie tak bardzo mocno, że nawet sobie tego nie wyobrażasz. Ale co teraz? Harry wróci do Londynu, czy może Louis pojedzie do Paryża? Tak bardzo jestem ciekawa kolejnych rozdziałów. Czekam na następny genialny rozdział. nowy na becausetruelovecannothide.blogspot.com - Larry, Niam.
OdpowiedzUsuń