13 stycznia 2013

XIV

14. Niepewność jest zbawieniem.

rozdział ze szczególną dedykacją dla @JustineAvenue. Kocham Cię.



Londyn, początek lutego


Perspektywa Eleanor.

- Mógłbyś zwolnić?! - o mało co nie potknęłam się o marmurowy stopień. - Mam obcasy!
- Wybacz - szepnął spokojnie po czym przystanął i splótł palce naszych dłoni. - jestem taki podekscytowany!
Owszem. Harry od kilku dni zachowuje się jak kłębek nerwów, co było odrobinę niepokojące, ale urocze zarazem. Starałam się towarzyszyć mu w całym tym zamieszaniu. Byłam jedyną osobą (on tak twierdził), której ufał na tyle, by zdradzić swój plan. Szukanie odpowiedniego pierścionka, w którym Louis miał nieodwołalnie się zakochać okazało się nie lada wyczynem. Oboje wiedzieliśmy, jak kapryśny bywa Tomlinson. Byłam jednak w stanie wyobrazić sobie jego reakcję na oświadczyny Francuza.

Wszystko działo się szybko, ale czy powinnam się dziwić? Ich miłość kwitła w zastraszającym tempie, ale nie było w tym nic toksycznego. Są parą, która mogłaby kupić dom po tygodniu bycia ze sobą i nie byłoby w tym nic szalonego. Czasem dwie dusze nie potrafią bez siebie egzystować. Tak było w przypadku Louisa i Harry'ego. Oni po prostu musieli się spotkać, poznać i zakochać w sobie. Odrobinę to proste, ale jakież efektowne? Dotychczas nie wiedziałam, że ludzie mogą kochać się tak bezgranicznie; bez kłótni, kłamstw i braku zaufania.

Chłodny wiatr targał moimi delikatnie pofalowanymi włosami, gdy biegaliśmy po całym Londynie, od jubilera do jubilera, by znaleźć odpowiedni drobiazg. Harry nie mówił mi zbyt wiele. Byłam w niemałym szoku gdy oznajmił, że chce postawić stanowczy krok w stronę przyszłości, którą zamierza spędzić u boku Louisa. Po ponad dwóch godzinach spaceru weszliśmy do ostatniego w tej okolicy salonu z biżuterią. Westchnęłam z nadzieją, gdy Harry począł przeglądać świecidełka dumnie spoczywające pod szklaną szybą.
- Spójrz na tę. - wskazał palcem na niezwykle delikatną, złotą obrączkę, która mimo swej lekkości wyraźnie odznaczała się na tle innych.
- Idealna. - szepnęłam do jego ucha, a odziany w czarny garnitur jegomość stojący przed nami odchrząknął znacząco.
- Myśli Pan, że przypadnie do gustu facetowi, który potrafi potykać się o powietrze i jest znacząco uzależniony od perfekcyjnego uśmiechu? - zapytał Harry, a ja zachichotałam cicho gdy starszy mężczyzna ściągnął brwi w zamyśleniu.
- To wyjątkowy model, niewiele klientów się na niego decyduje. Polecałbym raczej coś bardziej powszechnego, jak ta pozłaca-
- Nie. - przerwał mu szatyn. - chcę tę.
- Jest Pan pewien? Musi Pan doskonale znać przyszłego jej właściciela.
- Hazz... - zaczęłam niepewnie. - mogę o coś spytać?
- Oczywiście, Kochanie. - odwrócił się w moją stronę i kiwnął głową.
- Skąd masz pieniądze na... to wszystko? Nie napadłeś na bank, prawda?
- Els. - westchnął ciężko. - chciałbym, ale nie.
- Więc?
- Kilka moich szkiców znalazło uznanie w oczach pewnego londyńskiego kolekcjonera. Był pod wrażeniem, dostałem za nie przyzwoita sumę.
- Nie mówiłeś, że zarabiasz na sztuce. Dlaczego mi nie powiedziałeś?
- Sprzedałem już kilkanaście swoich rysunków, nic w tym niebywałego. - wzruszył ramionami. - Dzięki temu nie muszę szukać pracy i więcej czasu spędzam z ludźmi, na których mi zależy.
- Właśnie. - wzdrygnęłam się lekko. - Co u twojej mamy? Londyn przypadł jej do gustu?
- Owszem - potwierdził. - ale chyba bardziej zależało jej na odnowieniu więzi z siostrą. Powinnaś ją poznać, przedstawię Cię w sobotę. Ciocia Alice organizuje kolację.
- To tam zamierzasz... ?
- Tak. Mam nadzieję, że Louis będzie dostatecznie zaskoczony.
Mężczyzna wsunął drobiazg do wybranego przez Harry'ego pudełeczka. Misja zdawała się mieć swój koniec tutaj, kwadrans przed południem. Szczęście wymalowane na wargach mojego przyjaciela mechanicznie unosiło kąciki moich ust.


Perspektywa Harry'ego.

Dzień z szatynką był naprawdę przyjemny. Wróciliśmy do domu autobusem. Louis musiał zostać w pracy nieco dłużej. Nie miałem pojęcia dlaczego, ale nie zamierzałem w to wnikać. Byłem pewien, że jest mu tam... słodko. Najważniejsze, że udało mi się znaleźć odpowiednią błahostkę, która miała być dowodem moich uczuć i deklaracją na to, iż jestem gotowy spędzić z Brytyjczykiem resztę swojego życia. Miałem nadzieję, że wie o tym doskonale, ale zamierzałem dosadnie mu o tym przypomnieć. Wyglądało na to, że za cztery dni będzie mi dane zmierzyć się z nerwami, na dodatek w obecności najbliższej rodziny i przyjaciół. Mon Dieu.

Po błahej kolacji i kubku mocnej herbaty rozsiadłem się w salonie z laptopem na udach, by podroczyć się ze spędzającą noc u Zayna, Eleanor. Wyglądało na to, że brunet pali drugiego z rzędu papierosa lub przygotowuje kakao. Bądź co bądź, nie było go przy niej. Pośpiesznie zrzuciłem z telefonu kilka zdjęć na swój komputer, a jedno z nich wstawiłem na twittera. Nie musiałem czekać zbyt długo na odpowiedź Calder.

Swoją drogą, ona i Zayn mają się ku sobie naprawdę sowicie. Żadne z nich niczego jeszcze nie potwierdziło, ale z opowieści Nialla można było wywnioskować, że zachowują się jak przystało na parę. Nie mam nic przeciwko, tworzą całkiem zgrany duet. Malik pod jej wpływem odrobinę wydoroślał, jeśli można tak to nazwać. Zaczął cenić myśli, gesty i słowa, które wcześniej nie miały dla niego żadnego znaczenia. Chciałbym, by byli ze sobą szczęśliwi. Zasługują na to. Poza tym byliby cudownymi świadkami na ślubie moim i Lou. Naprawdę o tym pomyślałem? Włada mną przesadna pewność siebie, która w połączeniu z nieustępującym entuzjazmem i nutą strachu sieje w mojej psychice istne spustoszenie. Zachowuję się jak kilkulatek, który musi zmierzyć się z czymś (w jego przekonaniu) niezwykle ciężkim. Louis mnie kocha, prawda? Nie powinienem wpuszczać do swojej głowy żadnych wątpliwości. To będzie idealny wieczór, który na zawsze odmieni wszystko. Takie... małe - wielkie dopełnienie mojego szczęścia, u boku najwspanialszego człowieka, jakiego kiedykolwiek udało mi się poznać. Wspominałem już, że kocham Londyn?



Perspektywa Zayna.

- Odłóż ten komputer.
Wywróciła młynka oczyma, zanim na mnie spojrzała.
- Pójdziemy na spacer? - spytałem z nadzieją i wysunąłem dłoń w jej stronę.
- Chętnie - ujęła ją ufnie. - ale mam dość, po dzisiejszej wycieczce z Harry'm.
- Gdzie byliście? - zmarszczyłem brwi, a na jej twarzy wymalowała się nuta przerażenia.
- Cóż, my... mieliśmy ochotę na zakupy. - wzruszyła ramionami.
- Tylko kilka minut, do parku i z powrotem, hm?
- Niech będzie, ale później przygotujesz dla mnie kąpiel, jasne? - skierowała w moją stronę palec wskazujący, uśmiechając się przy tym czule.
- Tak jest.

Wieczór nie należał do łaskawych. Chłodny wiatr otulał nasze policzki naprawdę natrętnie. Czekoladowe loki wybranki mojego serca kołysały się w powietrzu z niebywałą łatwością. Byłem szczęśliwy, tylko dzięki niej. Zapomniałem o przelotnych romansach i choć kilka razy w ciągu dnia miałem ochotę zedrzeć ubranie z jej idealnego ciała - nie robiłem tego, a nawet nie starałem się sprawdzić, czy ona przypadkiem również nie ma na to ochoty. Szanowałem jej wybory. Wiedziałem, że ma w głowie stosowny plan dotyczący mojej osoby i chyba w jakimś sensie mi to imponowało. Czułem się potrzebny i choć zawsze była między nami przyjaźń, teraz wszystko było intensywniejsze.

- Harry i Louis - zacząłem spokojnie. - Liam i Danielle, Niall... Niall i ktoś tam z Dublina. Co z nami?
- Niall i kto? - wzdrygnęła się, a ja westchnąłem.
- Ma kogoś w Irlandii, nie wyłapałaś? Bo niby po co wciąż tam przesiaduje?
- Sądziłam raczej, że może ma nas dość albo samo miasto go irytuje.
- Dobre sobie. - uniosłem brwi. - Ukrywa przed nami ją albo... jego. Nie wiem tylko dlaczego.
- Najwyraźniej ma powód. - uśmiechnęła się lekko i spojrzała w niebo.
- Pytałem o coś. - ostrożnie szturchnąłem ją w bok, po czym ująłem jej dłoń i splotłem ze sobą nasze place.
Spojrzała na moją twarz i byłem pewien, że zacznie się śmiać lub po prostu jednym zdaniem zburzy to, co zbudowałem w swojej głowie; obraz przyszłości, odrobinę zamazany i niepewny, ale jednak mój. Nasz.
- Zayn - szepnęła. - To skomplikowane.
- Co jest skomplikowane? - przystanąłem na moment.
- My.
- Dlaczego?
- Boję się z tobą być. Kiedyś nawet bałam się przyznać przed samą sobą, że Cię kocham. Lęk przed bólem i utratą Ciebie jest silniejszy od chęci budzenia Cię kawą każdego ranka i zasypiania w Twoich ramionach po dniu pełnym normalności.
- Zaraz - spojrzałem na jej twarz. - kochasz mnie?
- Wariat - zachichotała. - Przecież to logiczne.
- Nie dla mnie. - pokręciłem głową z rozbawieniem.
- Nie poszłabym do łóżka z kimś, kogo nie darze uczuciem. - wyjaśniła, a ja skinąłem głową.
- Tak, za to ja prawie zawsze.
- Przestań, nie to miałam na myśli.
- Wiem, ale mam świadomość tego, dlaczego włada Tobą strach.

Nic dziwnego, że Eleanor nie jest pewna i że nosiw  sobie obawy. Jestem dupkiem, a ona ze swoją nieskazitelną osobowością i urodą może być z kim tylko zechce. Nawet Louis uległ jej wdziękom, choć woli facetów. Jest gejem, kurwa. Co za paranoja. Powinienem bardziej się starać, sprawić, by była pewna, że chce ze mną być. Słowa niczego nie zmienią, ludzie są całkiem nieźli w kłamstwach. Muszę zrobić coś, co wszystko odmieni. Sęk w tym, że nie wiem w którą stronę należy postawić krok, by był efektowny.




***


Jeśli macie jakieś pytania - ask
Follow me - twitter

2 komentarze:

  1. To najcudowniejsze, co mogłaś zrobić - zadedykować mi rozdział. Dziękuję, aniołku, tak mocno Cię kocham.
    Co do samego rozdziału, jest wspaniały. Nie spodziewałam się, że Harry zechce się oświadczyć Lou, wyprawa po jubilerach z Els była naprawdę urocza. Mam nadzieję, że Louis powie "tak", a potem zemdleje z wrażenia!
    Eleanor i Zayn tworzą ciekawą parę, wciąż nie mogę się nimi nacieszyć. To, jak łatwo dziewczynie wyszło z ust, że go kocha, było niesamowite. Teraz Zayn musi tylko udowodnić, że jest wart tej miłości. Wierzę, że mu się uda.
    Dziękuję raz jeszcze za dedykację i życzę Ci mnóstwo weny, oraz uśmiechu. I love you so much. xx

    OdpowiedzUsuń
  2. Anonimowy8:47 PM

    Cudnie jak zawsze :)
    Poproszę szybciutko next ;)

    OdpowiedzUsuń