listopad, Dublin
Perspektywa Niall'a.
Klub był gorący i nie chodziło o temperaturę pachnącego alkoholem powietrza. Czułem się swobodnie wśród tłumu wijącego się na parkiecie. Głośna muzyka tłumiła myśli. Zamierzałem odprężyć się tu tak bardzo, jak tylko było to możliwe. Podszedłem do baru i zamówiłem mocnego drinka. Weekend u stryja był dobrym pomysłem. Powrót do Irlandii napełnił mnie pozytywną energią. Po prostu, bez zbędnych konkretów. Chyba nawet powietrze smakowało tutaj inaczej. Może powinienem pomyśleć o przeprowadzce na stałe właśnie teraz, kiedy Liam stawia pierwsze wielkie kroki w stronę dorosłości? Nie jestem mu już potrzebny. Poproszę Harry'ego, by nauczył mnie myśleć tak, jak robi to idealny egoista. Francuz bez wątpienia jest w tym mistrzem. Przynajmniej był.
Wlałem w gardło piekący płyn. Poczułem jak mięśnie powoli się rozluźniają, a rozszalały dotychczas umysł zmienia się w gładką taflę. Czułem błogość. Brakowało mi tylko.. no właśnie, jej. Wysoka, szczupła dziewczyna zajęła miejsce tuż obok mnie na krześle przy barowym blacie. Wsparła łokcie na jego gładkiej powierzchni i westchnęła spokojnie. Długie, mlecznoczekoladowe włosy opadały kaskadą na jej plecy. Dopasowana czarna sukienka uwydatniała idealne ciało i odkrywała wątłe uda. Była piękna. Zapach jej perfum był ostry. Zakręciło mi się w głowie. Gdy na mnie spojrzała, mimowolnie utonąłem w jej tęczówkach. Zamówiła wódkę z sokiem i gdy tylko ujęła w dłoń niską szklankę, obróciła się na krześle w moją stronę. Byłem pewien, że przez przesadnie głośną muzykę nie usłyszę ani słowa. Szatynka zdawała się czytać w moich myślach. Ujęła między palce wolnej dłoni skrawek materiału mojej koszulki i stanowczym ruchem pociągnęła mnie w stronę wyjścia na taras. To było godne podziwu.
Cenił zdecydowane ruchy; odważne poglądy i brak kontroli.
- Co uroczy, grzeczny blondasek robi w takim klubie dwie godziny przed wschodem słońca? - jej głos brzmiał jak piosenka, którą kiedyś sobie ukochałem.
Oparła się o metalową barierkę i delikatnie uśmiechnęła. Emanowała czystą delikatnością, a jej charakter pragnął nad wszystkim dominować. Cóż za połączenie.
- Pije. - uniosłem ku górze szkło z drinkiem. - Odpoczywam.
- W zatłoczonym miejscu przy głośniej muzyce? - uniosła brwi.
- Otóż to. - odparłem pewnie.
- Ali. - wysunęła dłoń w moją stronę. Uścisnąłem ją lekko.
- Niall. Niezwykle mi..
- Miło. Tak, wiem. - dokończyła za mnie i umoczyła wargi w alkoholu.
- Dlaczego ja? - spytałem, a kąciki moich warg uniosły się powoli.
- Potrzebujesz mnie. - szepnęła, po czym spojrzała na panoramę miasta. Niebo jaśniało nieśmiało.
- Ach, tak?
- Ktoś Cię zmienia. Nie jesteś sobą, Niall. Co, jeśli obiecam Ci coś niezwykłego? Zaufasz mi ślepo? - doszukałem się w wyrazie jej twarzy nieprzyzwoitej dawki wiary we własne możliwości.
- Tak. - skinąłem głową. - Nie mam nic do stracenia.
- Możesz jedynie sporo zyskać.
Promienie słońca były tego poranka wyjątkowo natrętne. Przebijały się przez zasłonięte zasłony. Przetarłem powieki wnętrzem dłoni i ziewnąłem odruchowo. Zegarek stojący na szafce obok łóżka wskazywał kilka minut po ósmej. Pokój hotelowy i ona leżąca obok mnie, w mojej koszulce z kilkoma smugami po tuszu do rzęs na policzku. Niedbale ułożona na jej ciele kołdra odgrywała karmelową skórę. Nie byłem do końca pewien jak długo jej się przyglądałem. Wiedziałem tylko, że kilka chwil po tym jak ją poznałem, wylądowaliśmy w hotelu. Nic się nie wydarzyło, my.. po prostu dobrze się bawiliśmy. Sądziłem, że chce tylko się ze mną przespać. Gdy jednak słuchałem jej słów, jej melodyjnego śmiechu, a nawet jej ciszy.. zapominałem o tym.
- Masz oczy jak ocean. - szepnęła czule, przyglądając się badawczo mojej twarzy.
Odsunęła z czoła kosmyk kasztanowych włosów i uśmiechnęła się nienagannie. Jej oddech pachniał alkoholem. Uznałem to za urocze, nie wiedzieć czemu. Ja i ona; dwójka nieznajomych, która zdecydowała się na poranek w jednym z tanich hoteli.
- Słyszałem to setki razy. Nie stać Cię na więcej? - zagarnąłem zębami górą dolną, a jej brwi uniosły się z odrobiną poirytowania.
- Letnie niebo w południe, niezapominajki, lody borówkowe, ten napój, który dodają do drinków..
Roześmiałem się.
- Nieźle. - skinąłem głową z podziwem. - Twoje są jak..
- Ten sufit? - uniosła palce ku górze, wskazując na poszarzałą powierzchnię.
- Nie. - pokręciłem głową. - Raczej jak mgła.
Wspomnienie naszej rozmowy sprzed zaśnięcia było niezywkle przyjemne. Była płynna. Czułem jakbym znał ją od zawsze i spotkał po długiej rozłące. Gdy uchyliła powieki, odwróciłem wzrok. Zaśmiała się cicho i bez skrępowania wtuliła w mój tors. Spędziłem noc u boku dziewczyny która sprawiła, że jej umysł, sposób w jaki układa wargi, dołeczki w jej policzkach.. że to wszystko odciągnęło moją uwagę od potrzeby posiadania jej ciała. No proszę, Niall Horan spędził noc z nieznajomą na rozmowie. To nowość. Całkiem przyjemna.
Londyn
Perspektywa Zayn'a.
Spacer po niezbędne do przeżycia składniki, czyli fajki i alkohol dał mi możliwość do natknięcia się na Danielle. Kroczyła dzielnie, ściskając w dłoniach zieloną kopertówkę. Uśmiechnąłem się na jej widok, a gdy tylko podeszła, delikatnie ją uściskałem. Wyglądała kwitnąco. Nareszcie jej oczy nie były podkrążone, a policzki emanowały zdrowym kolorem. Jak to dobrze widzieć ją taką. Podczas ostatniej kolacji u Liam'a naszła mnie myśl, ze ta ciąża ją niszczy. Jest jednak niebywale szczęśliwa. Trudno się dziwić.
- Cześć, słoneczka. - ostrożnie ułożyłem dłoń na jej brzuchu i czule go pogładziłem.
- Witaj. Dokąd to? - spytała spokojnie, otulając mnie ciekawskim spojrzeniem.
- Zakupy. - mruknąłem. - A Wy?
- Comiesięczne spotkanie z lekarzem. - westchnęła. - Chcemy mieć wszystko pod kontrolą.
Skinąłem głową.
- Natknąłeś się już na Perrie? - spytała niepewnie i zacisnęła wargi.
- Nie rozumiem.. - ściągnąłem brwi.
- Nie było jej trzy tygodnie. Wróciła, podobno odmieniona.
- Wybacz, ale nie wychwyciłem jej zniknięcia. - zaśmiałem się. Szatynka tylko lekko się uśmiechnęła.
Powinienem był to zauważyć? Miałem gdzieś co i z kim robi. Owszem, minęło sporo czasu odkąd mnie zraniła. Wciąż jednak miałem do niej żal. Zniszczyła coś naprawdę wartościowego, ale najwyraźniej tylko ja nadawałem naszej więzi takie miano. Z jej perspektywy wyglądało to tak, że nie byłem wystarczajaco dobry. Nie mogłem być lepszy, dawałem jej wszystko. Co za paranoja. Doszło do tego, ze kalkuluję to po raz setny sam nie wiem po jaką cholerę.
Zwycięzcą jest tylko ten, kto potrafi pokonać samego siebie.
Niestety, podczas drogi powrotnej natknąłem się na jej tęczówki. Jasne, przepełnione lekkością i prawdą tęczówki. Ich właścicielka wyrwała mi serce i zakopała je w swoim ogródku tuż przy białych różach. Jej pewny siebie uśmiech zbił mnie z pantałyku. Odwzajemniłem go jednak, starając się ignorować tę idiotyczną maskę, którą miała na twarzy. Rozmowa była nieunikniona.
- Wyglądasz doskonale. - zacząłem spokojnie. - Piękniejesz z chwili na chwilę.
- Cóż, dziękuję. - szepnęła. - Ty niesamowicie zmężniałeś. Do twarzy Ci z tym przesadnym zarostem.
Stała przede mną; moja Perrie. Piękna, niebywale delikatna, w tej pieprzonej, czerwonej sukience, którą jej kupiłem. Wszystkie myśli sprzed chwili spłonęły, by ustąpić miejsca tęsknocie i sporej dawce podziwu. To jakbym.. na nowo się w niej zakochał, tym razem bez udziału serca. To było po prostu bardzo mechaniczne. Inaczej mówiąc, miałem ochotą ją mieć. Tutaj.
- Jak się masz? - spytała po chwili. Zrobiłem krok w jej stronę, by spojrzeć prosto w jej oczy.
- Wybornie. - uśmiechnąłem się i ująłem w wolną dłoń jej, nieco drobniejszą. Splotłem nasze palce.
Miałem cholerną ochotę ją pocałować. Co się kurwa dzieje?
- Perrie? - świeży, słodki głos dotarł do moich uszu i poruszył mięśniami. Zerknąłem przez ramię.
- Els. - powiedziałem jak gdyby z ulgą. Szatynka uśmiechnęła się nieśmiało.
Chciała podejść i zapewne przywitać się z blondynką. Uniemożliwiłem jej to jednak. Rzuciłem na chodnik tlącego się jeszcze papierosa. Gdy czekolada tęczówek Calder wtopiła się w moją, nieco bardziej gorzką, ugięły się pode mną kolana, a twarz Perrie, którą nie dalej jak przed sekundą uwielbiałem ponad wszystko, nagle wypadła z moich myśli.
- Co robisz? - Els uniosła brwi. - Chcę się z nią przywitać.
Uśmiechnąłem się kpiąco. Chciała przejść, odepchnęła mnie delikatnie.
- Malik, o co Ci chodzi? - syknęła po chwili.
Bez zawahania ułożyłem dłonie na jej talii i bez większego problemu uniosłem jej ciało ku górze. Wsparłem je na swoim torsie i ostrożnie przerzuciłem przez ramię. Kusa sukienka odsłoniła jej wątłe uda, więc pośpiesznie na powrót nakryłem je czarnym materiałem. Ruszyłem powoli w stronę mieszkania, ignorując jej piski i pięści, którymi okładała moje plecy. Żałuję tylko, ze nie mogłem zobaczyć miny Perrie.
Perspektywa Harry'ego.
Usiadłem na ławce przed moim obecnym domem. Lubiłem to miejsce; ogródek, huśtawkę, altanę. Byłem spełniony, w jakimś sensie. Mieszkanie z Lou będzie zapewne czymś wspaniałym, ale nie jestem do końca pewien, czy tego potrzebujemy. Im więcej czasu ludzie ze sobą spędzają, tym szybciej mają siebie dość. Niestosownie byłoby myśleć, że z nami będzie inaczej. Skąd te obawy? Dlaczego sieję w swojej głowę same negatywy, zamiast rozmyślać o tym jak cudownie byłoby budzić się codziennie u jego boku, patrzeć jak je śniadanie i wychodzi do pracy? Stałem się przesadnie sentymentalny. To jakbym.. poza Louis'em nie widział już nikogo innego. W pewnym sensie tak właśnie było.
Ed wysunął w moją stronę zaproszenie na jutrzejszy podwieczorek. Musiałem je odrzucić, ponieważ Louis bierze jutro udział w meczu. Nie sądziłem, że potrafi grać w piłkę. Nie poskąpiłbym sobie możliwości zobaczenia go w krótkich spodenkach, biegającego za piłką z grupą innych. To ma w ogóle jakiś sens? Nigdy nie przepadałem za sportem. We wszystkim doszukiwałem się sensu, a piłkarze po prostu biegali za piłką. Wszyscy. Jak owce, jeden za drugim. Jednak to Lou, a dla niego takie drobiazgi mają znaczenie. Razem z Eleanor będziemy należycie mu kibicować.
Delikatność jego myśli pachniała poziomkami.
Skrzywiłem się, gdy moje myśli zmącił właśnie głos szatynki. Były to raczej krzyki przepełnione złością. Doszukałem się w powietrzu także drugiego głosu, bardziej zachrypniętego i ( o dziwo ) spokojniejszego. Po chwili zza rogu wyłonił się Zayn trzymający drobną Els. Dziewczyna uderzała pięściami w jego plecy i gryzła jego ramię w przerwach między kolejnymi, niezbyt przyjemnymi epitetami. A im o co znowu poszło?
***
Dobry wieczór.
Dziękuję Wam za cierpliwość i przepraszam, że musieliście tak długo czekać na nowy rozdział. Zrekompensuję Wam to jednak, gdyż przygotowałam ciekawy jednopart, który będziecie mogli przeczytać już niebawem. Ponad to zapraszam wszystkich, którzy łakną odrobinę bardziej mnie poznać na http://vous-etes-la-prochaine-victime.blogspot.com/ . Pozdrawiam i dziękuję x