połowa grudnia, Londyn
Perspektywa Eleanor.
Zayn był... brutalny. Nie wiem jak dotarliśmy do jego mieszkania. Trwałam w amoku, liczyły się tylko jego usta okładające pocałunkami moje, nieco bardziej czerwone. Jego palce zachłannie, z brakiem delikatności zaciskały się to na mojej talii, to na ramionach. W naszych poczynaniach nie było nawet grama lekkości czy subtelności. Powinnam być rozczarowana, powinnam wierzyć, że ze mną postąpi inaczej, że nie potraktuje mnie jak każdej, którą gościł wcześniej w swojej sypialni. Dlaczego więc popadałam w bezdenny obłęd za sprawą jego natrętnego dotyku? Pragnęłam, by po prostu mnie wziął, bez żadnych konsekwencji. Nawet jeśli postanowiłby zerwać ze mną kontakt po tym, co zaraz się wydarzy. Może... to ja powinnam zmienić nastawienie i wpuścić do swego serca lód, który oddzieli cielesność od uczuć?
Zdarł ze mnie koszulę jednym, agresywnym ruchem. Perłowe guziki rozsypały się na podłodze z uroczym, cichym stukotem. Kołnierzyk, poprzez mocne szarpnięcie pozostawił na mojej szyi czerwone otarcie. Zayn tego nie dostrzegł, nie kontrolował odruchów. Upadłam na łóżko skąpane w barwie dojrzałej limonki. W półmroku dostrzegłam zarys jego idealnego torsu, gdy zsunął z ramion ciemny sweter. Mięśnie jego brzucha odznaczały się rażąco na karmelowej skórze. Westchnęłam bezwiednie i uniosłam spojrzenie na jego twarz. Zawstydziłam się gdy dopuściłam do siebie myśl, że mam na sobie czerwony, koronkowy stanik, na którym brunet przed sekundą zatrzymał się spojrzeniem.
Gdy jego ciało przylgnęło do mojego poczułam swego rodzaju ulgę. Pasują do siebie idealnie, przemknęło mi przez głowę, gdy mój płaski brzuch otarł się o jego ciepłą skórę. Zayn zwolnił odrobinę, jego ruchy emanowały nikłą dozą delikatności. Był jakby... zafascynowany całą tą sytuacją. Poczułam, że moje policzki okrywają się purpurą.
- Jesteś piękna. - wyszeptał spokojnie, po czym dotknął wargami mojego gorącego policzka.
Uśmiechnęłam się subtelnie i pozwoliłam powiekom opaść w dół. Nie powinnam czuć tej przeklętej pewności. To był Zayn, nie zważający na uczucia, arogancki, egoistyczny przyjaciel, którego obdarzyłam nieopisanym uczuciem. Wiedziałam, że nawet ból jaki podaruje mi brakiem wzajemności w sferze serc, będzie o stokroć lepszy od niepewności i trzymania tego uczucia pod kloszem codzienności. Jak mówią, nie wygra się wyścigu, jeśli się w nim nie wystartuje, prawda?
Wiara, że czuł to choć w połowie tak mocno jak ja, pompowała moją krew.
Nie wiem ile minęło już chwil, nie wiem jaką część nocy mieliśmy za sobą, a jaka jeszcze była przed nami. Kolejne minuty płynęły w stronę spełnienia. Nasze nagie ciała lubieżnie się o siebie ocierały. Nie było skrępowania, nie było niepewności. Czułam się wspaniale. Czy to źle, że dopiero teraz obdarzyłam bruneta czystym zaufaniem? Poczułam jak jego dłonie rozchylają moje drżące uda. Nachylił się nad moim brzuchem i naznaczył go przeciągłym pocałunkiem. Po chwili począł sunąc wargami wyżej, każdy kolejny centymetr skóry pieczętując ciepłym muśnięciem. Odchodziłam od zmysłów, choć tak naprawdę nic się nie działo. Nie czułam jego wyższości. Na jego wargach nie było przepełnionego pewnością uśmiechu. On po prostu brnął w czułość, jakbym była jego skarbem, który łaknął odkrycia. Gdy dotarł ustami do miejsca między moimi piersiami wzdrygnęłam się delikatnie i zacisnęłam powieki. Powoli dotarł poprzez szyję aż do moich warg. Gdy naparł na nie swoimi, poczułam wolny, ale zarazem stanowczy ruch, który wykonał. Ból zagarnął w objęcia dolne partie mojego ciała, a mięśnie odruchowo się zacisnęły. To był błąd.
- Spójrz na mnie. - wyszeptał prawie niesłyszalnie, uchwyciwszy w palce mój podbródek. Uniosłam wachlarze rzęs ku górze błagając, by łzy nie naznaczyły moich policzków. - No już... - dodał po chwili, dotykając koniuszkiem nosa, mojego. - Rozluźnij się. Nie zrobię Ci krzywdy. Już nigdy. Obiecuję.
Utonęłam na moment w karmelu, jakim oblane były jego tęczówki. Nagle wszystko ustało. Moim ciałem wstrząsnął nieznajomy dreszcz, a fakt, że byliśmy jednością dawał mi przyjemność. Upewniony w przekonaniu, że jego słowa dały mi ulgę dokończył swój ruch i wsunął się we mnie do samego końca. Odrzuciłam głowę w tył, zdobiąc powietrze stłumionym jękiem. Z sekundy na sekundę jego ruchy były płynniejsze. Moje otulone subtelną warstwą potu plecy sunęły po białym prześcieradle w górę i w dół w rytmie jego pchnięć. Mój Boże, nigdy nie czułam czegoś tak niesamowitego. Jego gorący oddech otulał moją szyję i policzki. Wbiłam paznokcie w jego ramiona, a gdy syknął przeciągle, wpiłam się w jego wargi niezwykle natrętnie. Czułam, że oboje nie wytrzymamy zbyt długo. To doznanie było zbyt intensywne, szybkie, agresywne. Zayn miał pewność, że jestem już na skraju. Ten fakt i jego przyprawił o znajome konwulsje. Wygięłam plecy w subtelny łuk i odchyliłam głowę w tył gdy niebywale mocne skurcze trzymały kontrolę nad moim ciałem. Jęczałam, nie zważając na stosowność. Brunet odetchnął ciężko i wykonał ostatni ruch, który zbliżył mnie do stanu zwanego szaleństwem. Nasze bijące nieludzko serca zlały się w jedną melodię. Szybko falujące klatki piersiowe odbierały ostatek sił. Zaciśnięte w pocałunku wargi skąpiły płucom powietrza.
Perspektywa Louis'a.
Śnieg otulał natarczywie każdy drobiazg, a Harry pozostawał ów faktem niewzruszony. Siedział w sypialni nad swoim nowym szkicem i nie dopuszczał do siebie błahostek. Lubiłem patrzeć, jak oddaje się sztuce. Jak zatraca się w tym co kocha. Czasem miałem wrażenie, że zapomina o oddychaniu, a jego serce zwalnia, by pozwolić mu dokończyć dzieło. Obserwowałem wszystko z daleka, by nie mącić jego ciszy. Obiecał, że gdy skończy napijemy się razem herbaty, bez której nie potrafił zasnąć.
Zszedłem do kuchni, by wstawić wodę. Ułożyłem na metalowej tacy dwie, białe filiżanki. Czułem się szczęśliwy. Wiedziałem, że Francuz jest wszystkim, czego pragnę. Nigdy nie czułem czegoś podobnego. Byliśmy najlepszymi przyjaciółmi, przede wszystkim. Rozumiał moje gesty i słowa, choć czasem nie znał ich dokładnego znaczenia. Zdawał się na zmysły, które kierowały go zawsze w odpowiednią stronę.
Braterstwo dusz nie ma swego końca. Nawet śmierć jest zbyt błahą, by nękać taką więź.
Wszedłem do sypialni skąpanej w świetle małych, wiszących nad łóżkiem lampek. Harry siedział na łóżku, ale nie trzymał już w dłoniach skoroszytu i ołówka. Uśmiechnął się, gdy zobaczył mnie z ulubioną herbatą. Wstał i odebrał ode mnie tacę, którą ostrożnie ułożył na blacie szafki nocnej. Znajomy aromat wypełnił pomieszczenie. Poczułem się błogo. Usiadłem na łóżku i odkryłem kołdrę dając szatynowi do zrozumienia, że potrzebuję jego bliskości. Wsunął się pod jasny materiał z niebywałą łatwością, po czym otulił mnie ramieniem. Zaciągnąłem się zapachem jego skóry i westchnąłem z ulgą.
- Jak spędzimy święta? - spytał półszeptem i wsunął koniuszek nosa w moje włosy. Zadrżałem mimo woli.
- Z Eleanor. Jej mama nie zdąży wrócić.
- Naprawdę? To przykre. - wyszeptał zachrypniętym głosem, po czym westchnął ciężko.
Było mi źle z myślą, że nasza przyjaciółka nie spotka się ze swoją rodzicielką. Nie chodziło o prezenty, czy inne świąteczne drobiazgi, a o obecność. Taki czas spędza się z bliskimi, czyż nie? To istotny aspekt, czas, w którym wszystko jest ciut bardziej magiczne niż na co dzień.
- Kolejny dzień spędzimy z moją rodziną, a wieczorem napijemy się gorącej czekolady u Liama. - kontynuowałem. - A z samego rana, 26 grudnia polecimy do Paryża, by zostać tam aż do Nowego Roku.
Harry wzdrygnął się delikatnie na moje słowa. Był zaskoczony moim planem? Nie sądził chyba, że poskąpię nam kilku dni w towarzystwie jego mamy, w otoczeniu wszystkich uroków, jakimi dysponowała stolica Francji?
- Naprawdę chcesz polecieć do Paryża?
- Oczywiście, Curly. - skinąłem głową. - Aż tak Cię to dziwi?
- Właściwie, nie. Sęk w tym, że moja mama wraz z początkiem stycznia przeprowadza się do Londynu. - powiedział na jednym tchu jakby w obawie, że zgubi gdzieś tę myśl.
- Jak to? - zmarszczyłem nos, otulając jego twarz uważnym spojrzeniem.
- Ciocia Alice zaproponowała jej pokój w zamian za pomoc przy maluchu Liam'a i Dan. Moja mama, jako że kocha dzieci, a wnuków nigdy mieć nie będzie, zgodziła się bez zastanowienia. - wyjaśnił, nakładając na usta czuły uśmiech. Ta wiadomość dała mu dużo szczęścia.
- To wspaniale, będziesz mógł codziennie ją odwiedzać.
- Tak. To cudowna rzecz.
Dublin
Perspektywa Niall'a.
Okey. Kolejny wieczór - kolejna impreza. Przestało mnie obchodzić gdzie i jak spędzam noce. Najważniejszy, by ona była obok. To nie była miłość, a raczej coś na kształt zafascynowania. Jej obecność upiększała mój tlen, jej słowa dawały mi uśmiech. Czułem powinność trzymania nad wszystkim kontroli. Spełniałem jej zachcianki, które na dobrą sprawę były również moimi. Nasze noce były nad wyraz gorące. Szczerze powiedziawszy nie pamiętam kiedy ostatnio dziewczyna doprowadzała mnie do takiego stanu. Zazwyczaj to faceci byli obiektami mojego pożądania. Kobiety zdawały się grać rolę błahego odpowiednika. Teraz to Ali władała moimi myślami i nie było w tym nic, czego chciałbym się wyzbyć. Czułem, że to coś wyjątkowego, choć z boku można nadać by temu miano zwykłego romansu.
Poruszała moimi ścięgnami, jak aktor sznurkami marionetki.
- Wódkę z colą, proszę. - jej melodyjny głos uniósł kąciki moich ust z niebywałą łatwością.
Brzmi jak obsesja, prawda? Tak, była moim uzależnieniem. Ona i każda związana z nią drobnostka.
- Niall? - wyrwała mnie z natłoku myśli. Podarowałem jej czuły uśmiech. - To samo? - uniosła brwi z wyższością. Wiedziała doskonale, że jest w mojej głowie nieustannie.
- Tak. - skinąłem głową, po czym wtuliłem się w jej plecy, napawając zmysły zapachem znajomych perfum.
Wszystko w niej było po prostu idealne; sposób, w jaki malowała usta, zapach jej skóry, spojrzenie, jakim otulała moją twarz, gdy przyprawiałem jej ciało przyjemnością. Tyle że... to wciąż nie miłość.
- Chciałabym, byś kogoś poznał. - powiedziała głośno i posłała uśmiech w stronę wejścia do klubu.
Powędrowałem spojrzeniem w tym kierunku i skrzywiłem się, gdy odwzajemnił je szczupły, wysoki chłopak. Jego twarz była blada, policzki zapadnięte, a wyraźnie nakreślone brwi odciągały uwagę od przesadnie idealnego nosa. Podszedł do nas i przywitał się z Ali przeciągłym, czułym pocałunkiem. Na ten widok ugięły się pode mną kolana. Nie posądziłbym siebie o taką reakcję.
- To Max. - powiedziała z uśmiechem szatynka, gdy ich wargi niechętnie się rozłączyły.
- Niall. - mruknąłem niepewnie, a brunet skinął głową i ostrożnie uścisnął moją dłoń.
- Cieszę się, że nareszcie mogę Cię poznać. Ali odciągała to w czasie tak bardzo, jak tylko mogła. - westchnął i spojrzał na dziewczynkę, która subtelnie szturchnęła go w bok.
- Byliśmy w interesującej fazie testowania... wszystkiego. - wyjaśniła czule i spojrzała na moją twarz. Zacisnąłem wargi.
- Rozumiem. - zaśmiał się Max i spojrzał na nasze drinki.
- Jesteście znajomymi? - spytałem w końcu, opierając się o jedno z barowych krzeseł. Pocałunek był dość... intymny, potrzebowałem prawdy.
- Max to mój chłopak.
Zaraz. Że kurwa co?
***
Dobry wieczór, Kochani.
Mam nadzieję, że jesteście usatysfakcjonowani długością rozdziału. Napisał się na przestrzeni... ostatnich dwóch godzin? Tak, było lekko. Cóż, zdaję sobie sprawę, że wizja seksu między kobietą a mężczyzną opisana przez lesbijkę nie jest spełnieniem Waszych marzeń, ale mimo to ufam, że jest godna Waszej uwagi.
Dziękuję za każdą opinię, każde ciepłe słowo i za to, że cierpliwie czekacie na nowe rozdziały. Kocham Was. x
ask.